Moje dzieci nie mogą stracić mamy! Błagam o pomoc

Leczenie – immunoterapia
Zakończenie: 27 Września 2019
Rezultat zbiórki
Specjalne, wspaniałe podziękowania od Marty!
Opis zbiórki
Mam na imię Marta, mam 40 lat i rozpaczliwie walczę o życie! Moja rodzina toczy bój o życie już od 10 lat – najpierw męża, potem niepełnosprawnego synka, a teraz ja usłyszałam diagnozę, która roztrzaskała resztki marzeń o szczęściu naszej rodziny. Złośliwy i najbardziej agresywny (potrójnie ujemny), ponad 5-centymetrowy rak piersi z przerzutami i złym rokowaniem. Nie rozumiem, dlaczego te dramaty dotykają nas, ale wiem jedno – czasu zostało niewiele.
Najpierw ciężka choroba męża, u którego rok po naszym ślubie zdiagnozowano ostrą białaczkę dwu-fenotypową (limfoblastyczną i szpikową). Szanse na przeżycie były bardzo niskie, eksperymentalne leczenie, rok w szpitalu, ciągła chemio- i radioterapia, straciliśmy jednego dawcę szpiku, cudem w ostatniej chwili znaleziono w Niemczech innego – udany przeszczep szpiku. To, że mąż jest z nami jest cudem, jednak do tej pory musi mierzyć się z efektami ubocznymi leczenia. Rok po przeszczepie szpiku męża, z pomocą lekarzy udało nam się zajść w upragnioną ciążę. Szczęście i radość, że staniemy się rodziną było ogromne, ale nie trwało długo. Jeszcze w ciąży usłyszeliśmy, że Ignaś urodzi się z poważną wadą serca. Radość z faktu, że będziemy rodzicami zmieniła się w rozpacz, a to był dopiero początek.
Ignaś urodził się z zespołem wad genetycznych, obustronnym znacznym niedosłuchem, obniżonym napięciem mięśniowym i innymi problemami. Naszym domem stał się szpital. Operacja serduszka niedługo po urodzeniu uratowała Ignasiowi życie, ale wymagał intensywnej rehabilitacji. Nie było innego wyjścia, jedno z nas zrezygnowało z pracy, aby móc rehabilitować synka. Dramat nie miał końca – co kilka miesięcy dochodziły kolejne diagnozy – przypadkowo wykryty guz mózgu, ogromna wada wzroku, postępująca zaćma, autyzm. To wszystko sprawia, że nasza codzienność jest podporządkowana walce o życie i zdrowie synka. Przed nami jeszcze trudna operacja usunięcia guza mózgu wiążąca się z ryzykiem, który wręcz nas paraliżuje.
We wrześniu 2017 roku na świat przyszła nasza córeczka Maja. Wniosła w trudną codzienność odrobinę normalności i nadziei, że gdy nas zabraknie, Ignaś nie zostanie sam na świecie. Nauczeni doświadczeniem, cieszyliśmy się z najdrobniejszych rzeczy, celebrowaliśmy rodzinne chwile i gdy już poczuliśmy odrobinę stabilizacji, nasza rodzina otrzymała kolejny cios, który do dnia dzisiejszego nie pozwala nam się otrząsnąć i uwierzyć, że to dzieje się naprawdę...
Karmiłam Maję piersią przez 1.5 roku, potem samokontrola piersi, podczas której wyczułam guzek. Migiem rozpoczęłam diagnostykę i mimo uspokajających komentarzy („torbiel, normalna rzecz po karmieniu”), coś nie dawało mi spokoju. Kiedy zgłosiłam się do specjalistów było już późno. W ciągu miesiąca guz urósł w zastraszającym tempie (ponad 5 cm), był bezwzględny i niszczył mnie od środka. Słabłam z dnia na dzień. Finalna diagnoza – zaawansowany rak piesi – III stadium, przedostatnie z nieoperacyjnym guzem o najgorszym podtypie - trójujemnym.
Co to oznacza? Że dla takich jak ja nowoczesna medycyna niewiele ma do zaoferowania, a przeżywalność jest istotnie krótsza, niż w pozostałych typach nowotworów piersi. To nie tak miało być! To Ignacy miał być przygotowywany do operacji usunięcia guza mózgu, którego też trzeba zmniejszyć. To dla niego szukaliśmy wszelkich dostępnych metod, aby radykalna terapia i operacja ratująca życie nie pogorszyła jednocześnie jakości tego króciutkiego życia na starcie.
Ignaś ma 8 lat, ja 40 i oddałabym wszystko co mogę, żeby pomóc synkowi. Tymczasem to ja muszę się spieszyć. Intensywne chemioterapia, radykalna mastektomia, radioterapia, rehabilitacja, długa droga przede mną. Pojawiło się światło w tunelu i leczenie, które może wydłużyć mi życie. Niestety, wiąże się ono z dużymi kosztami. Immunoterapia przy trójujemnym typie raka piersi nie jest jeszcze w pełni osiągalna w Polsce, wiele badań jest dopiero w fazie eksperymentalnej. Osamotnieni na polu walki nie damy rady. Wierzę, że z Waszą pomocą zdążę! Jeszcze raz zawalczę, tym razem o siebie, aby móc trzymać synka Ignasia za rękę, kiedy to on będzie się wybudzał po swojej operacji guza mózgu! Dlatego to nie pora umierać. Maja, niepełnosprawny Ignaś i mąż – chcę dla nich żyć! Nie poddam się, obiecuję, tylko pomóżcie, proszę.