Proszę, pomóżcie odzyskać naszym dzieciom mamę

Wybudzenie Moniki ze śpiączki i rehabilitacja,aby mogła wrócić do rodziny
Zakończenie: 4 Kwietnia 2017
Opis zbiórki
17.03.2017.
Jesteście wspaniali. Znów pokazaliście, że razem możemy dokonywać cudu w zaledwie 24 godziny! Krzysztof mąż Moniki, nie może wyjść ze zdumienia. Dostali szansę, a to dla nich teraz najważniejsze. Będą walczyć o Monikę tak długo, jak będzie trzeba. To wszystko dzięki Wam Pomagacze. Stan Moniki i czas trwania terapii jest trudny do oszacowania, dlatego zdecydowaliśmy się pozostawić zbiórkę otwartą. Pieniądze można wpłacać nadal, a wszystkie pozyskane środki zostaną przeznaczone na leczenie Moniki. Dziękujemy!
––––––––––––––––––––––––––––
Straciłem najważniejszą osobę w swoim życiu. Nasze dzieci straciły matkę, a ja nie wiem już, co dalej mam robić. Jestem mężem, ojcem, który musi ją odzyskać, choćby nie wiem, ile miało mnie to czasu i wysiłku kosztować. Nigdy nie sądziłem, że może mi kogokolwiek w życiu tak brakować, jak Moniki, a gdy wracam do domu i widzę te wpatrzone we mnie oczka dzieci, nawet nie umiem sobie wyobrazić tego, co one czują. Kacperek ma 6 lat, Szymuś 3, a Kingusia pół roku, mają tylko mnie, a ja jestem przerażony, boję się każdego następnego dnia, który upłynie bez niej…
Kinga w dniu, kiedy zawaliło się nasze życie, była karmiona piersią. Kilka godzin później siedziałem z butelką sztucznego pokarmu i próbowałem ją nakarmić – nie chciała jeść, być może dlatego, że za bardzo trzęsły mi się ręce…
Chłopcy od trzech miesięcy nie widzieli mamy, boję się ich tam zabrać, bo za dużo już rozumieją, za bardzo by się bali, a ja nie wiem, co miałbym im powiedzieć. Boję się coś obiecać, bo zostałem im tylko ja, muszą mi ufać. Pojechałem do szpitala z Kingusią, chciałem, żeby choć przez chwilę były blisko, żeby Monika mogła poczuć jej dotyk, bo wiem, że słyszy i wiem, że wciąż czuje.
Nasz koszmar trwa od trzech miesięcy. Tyle samo czasu próbuję go ukryć przed dziećmi, zaczarować tę podłą rzeczywistość. Gdy oglądam te zdjęcia, które widzicie, lecą mi łzy, bo jeszcze 3 miesiące temu mieliśmy plany, byliśmy wspaniałą kochającą się rodziną, a teraz?
Ja ten dzień przeklinam i wiem, że gdyby padło na mnie Monika poradziłaby sobie o wiele lepiej. To wspaniała kobieta i najlepsza matka na świecie. Teraz, gdy leży, mam ochotę ją pytać o poradę i mimo, że to drobna, delikatna istota, daje mi poczucie bezpieczeństwa. Dopóki żyje, nasze dzieci mają matkę, a ja poprzysiągłem, że będę o nią walczył bez końca!
– Krzysiek, nie zapalił mi samochód…
– Nie martw się, wrócę z pracy, to coś wymyślimy.
Monika tego dnia była z dziećmi w przychodni, nie mogła przez ten samochód jechać do sklepu, więc zaczęła gotować obiad, wtedy zadzwoniła po raz ostatni…
– Strasznie boli mnie głowa, już nie mogę…
Zadzwoniłem do rodziców, bo czułem, że jest źle, że może oni dotrą szybciej na miejsce niż ja. Monika w tym czasie pobiegła do łazienki, tam osunęła się na ziemię, zesztywniała jak deska, na oczach dzieci. Tak zastali ich rodzice. Pierwszy ratował ją tata, człowiek, któremu zawsze będę za to wdzięczny. W tym czasie tata miał zaawansowanego raka trzustki. Pochowałem go 25 lutego…
Przyjechało pogotowie, zabrali Monikę do szpitala, tam na SOR-ze pierwszy raz zatrzymało się krążenie. Rozpoczęła się walka o życie. W tym samym czasie w domu płakały dzieci, najmocniej Kingusia, ona nie rozumiała, co się dzieje.
W stanie krytycznym Monika zostawała przez tydzień, a ja codziennie modliłem się, gdy dzieci w końcu zasypiały.
Pęknięcie naczyniaka w płacie czołowym – była niestabilna krążeniowo i oddechowo, przeszła zabieg założenia drenażu komorowego, wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej, była zaintubowana, miała obrzęk mózgu, wymagała drenażu opłucnej z powodu odmy. Pojawiło się zapalenie płuc. U Moni wystąpił tzw. „zespół serca ogłuszonego”, było słabe jak po zawale, oberwał też ośrodek termoregulacji i po wylewie krwi do mózgu wiele dni leżała z gorączką 40 stopni. Jakoś szczególnie zapamiętałem ten problem z zatrzymaniem u Moniki laktacji. Tak zawsze dbała o to, by w porę nakarmić dzieci, a teraz ten piękny dar stał się medycznym problemem.
Po tygodniu zrobiono Moni zabieg sklerotyzacji naczyniaka, ale nikt nie mógł przewidzieć następstw krwotoku i niedotlenienia podczas zatrzymana krążenia.
Moja ukochana żona, najwspanialsza matka na świecie, jest w śpiączce z porażeniem czterokończynowym. Dlaczego błagam o pomoc? Bo lekarze powiedzieli, że przez najbliższe miesiące może wydarzyć się wszystko! To najważniejszy czas, jeśli walczy się o wybudzenie. Próbuję stanąć na głowie, żeby jej pomóc, cieszę się jak dziecko, kiedy mruga na prośbę oczami, modlę się przy niej każdego dnia i opowiadam jej o dzieciach, jak bardzo tęsknią, jak czekają i jak ją przywitamy, gdy wreszcie wróci do nas do domu. Ja wiem, że ona słyszy, reaguje na polecenia, rusza stopą, dłonią, ciągle przy mnie jest.
Proszę, pomóżcie mi ją odzyskać, dla mnie i dla dzieci. Nie daję już rady, boję się wracać do domu, patrzeć w oczy naszych dzieciaczków znów bez odpowiedzi. Nie mam oszczędności, dlatego błagam o pomoc. Przede mną długa walka, ale ufam, że wytrzymam, dam radę, wypracuję z nią każdy najmniejszy ruch, i doczekam dnia, kiedy uchyli oczy, spojrzy na mnie, na dzieci i znów będziemy mogli żyć poza tym koszmarem…
Za wszystko dziękuję, Krzysztof.