Bogdan, rozjedź tego raka!

Operacja NanoKnife z elektroporacją zmian na wątrobie
Zakończenie: 15 Maja 2016
Opis zbiórki
Na oddziale onkologicznym mówią: kiedy Bogdan przychodzi, to pacjenci zdrowieją. Gdziekolwiek się pojawia, zaraża dobrem, siłą do walki. I nadzieją. No tak już mam – śmieje się Bogdan. - Najbardziej nie znoszę marazmu, patrzenia w ścianę i czekania na śmierć. Zabija nie sam rak, ale świadomość raka. Trzeba walczyć. Zawsze i pomimo wszystko.
Dziś Bogdan sam potrzebuje dobra i nadziei, żeby stoczyć swoją walkę.
To był kwietniowy dzień zeszłego roku. Bogdan śmieje się, że czuwał nad nim wtedy anioł stróż. A najlepszym, najbardziej troskliwym aniołem, jakiego zna, jest nikt inny jak jego żona. To właśnie ona nakłoniła Bogdana, żeby skorzystał z opieki medycznej, żeby poszedł na badania. Bogdan nigdy nie chorował, nie chodził do lekarzy. Ale tym razem się zgodził, sam nie wie dlaczego.
Na badaniu wykryto u niego zmiany nowotworowe w trzustce.
Decyzja o operacji zapadła natychmiast. Nie było nawet czasu na strach, bo zaraz miało być po wszystkim. Trzeba usunąć guza, pozbyć się tego „dziada“ raz na zawsze – mówili lekarze. Taki był plan. Ale plan nie wypalił. „Otworzyli mnie i zaraz zaszyli“ – wspomina Bogdan. Wtedy okazało się, że nowotwór zaatakował trzon trzustki, że jest w takim miejscu, że nie można go operować. I nie można nic zrobić. „3 do 6 miesięcy życia, może 9…“ – powiedział lekarz.
To było ponad 12 miesięcy temu. Dziś Bogdan podkreśla, że nikt nie powinien tak mówić choremu. Widział ludzi, którzy po takich słowach się poddają, ludzi, którzy odpuszczają, pozbawieni bliskich i wsparcia, którzy po takich słowach czekają już tylko na pogrzeb. On się nie poddał, nie mógłby. Ma dla kogo żyć, ma najwspanialszą żonę na świecie, jest córka Monika i najukochańsze na świecie wnuczęta. Z żoną są razem od kilku lat, choć znają się całe życie. Odnaleźli siebie dopiero podczas jesieni życia. Oczyma wyobraźni widział jej cierpienie i rozpacz, towarzyszące jego odchodzeniu. Nie mógł na to pozwolić.
Zaczęli szukać, szperać. I okazało się, że są jeszcze inne metody walki z nowotworem, niechirurgiczne. Takie jak NANOKNIFE – nowoczesna i mało inwazyjna metoda niszczenia komórek nowotworowych za pomocą prądu o wysokim napięciu. Gdy Bogdan został zakwalifikowany do zabiegu miałam wrażenie, że fruwam – wspomina Lucyna, żona Bogdana. - Ale trwało to tylko kilka sekund, bo kolejną informacją była ta o braku refundacji metody i jej cenie. 35.000 zł było poza naszym zasięgiem. Strach powrócił ze zdwojona siłą. Ale wraz z nim przyszła determinacja. Dzięki wspaniałym ludziom, przyjaciołom, rodzinie, koleżankom i kolegom z naszych zakładów pracy, a także zupełnie obcym osobom zgromadziliśmy potrzebną sumę. Do końca życia będę dziękować każdemu z tych ludzi, którzy rozpalili naszą nadzieję w potężną pochodnię. Nie ma dnia, byśmy o każdym z nich nie pamiętali w modlitwie.
W czerwcu 2015 Bogdan przeszedł zabieg NANOKNIFE. Jego stan zdrowia poprawiał się z dnia na dzień. W sierpniu 2015 badanie pokazało, że komórki nowotworowe uległy zniszczeniu. Bogdan wygrał. Rak był martwy.
W październiku mąż wrócił do pracy, do swoich ukochanych tramwajów w krakowskim MPK – opowiada pani Lucyna. Był zdrowy, a ja byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Koledzy i koleżanki z pracy, którzy tak bardzo mu kibicowali i masowo wspierali zbiórkę na zbieg, powitali go łzami radości i wzruszenia. Wrócił do majsterkowania, zbudował taras w naszym drewnianym domku, który również jest jego dziełem. Badał się regularnie, pracował, wolne chwile poświęcał wnukom. Marzyliśmy, że niedługo znów pojedziemy w nasze ukochane Tatry... Nic nie zapowiadało, że za chwilę zły los wróci do nas jak bumerang.
Badanie wykonane w lutym pokazało, że rak powrócił. Nie, nie ma go już w trzustce. Uderzył gdzie indziej - w wątrobę.
To było straszne – wspomina pani Lucyna. - Kilka dni płakaliśmy, ukrywając przed sobą wzajemnie łzy. Tamten strach, rozpacz, bezsilność sprzed roku powróciły. Ale nie poddajemy się, nie ma opcji. Bogdan dostał ponowną kwalifikację do NANOKNIFE, ale w operacji otwartej połączonej z elektroporacją zmian na wątrobie. Lekarz uspokoił nas, że potwierdzenie martwicy guza świadczy o skuteczności metody, a powtórzenie zabiegu w metodzie otwartej daje szansę na skuteczne zniszczenie nowotworu.
Bogdan, dobro lubi powracać – mówili znajomi, gdy szukali środków na pierwszą operację. To prawda. Bogdan całe życie angażował się w pomoc innym, a, jak sam podkreśla, jego małżonka jeszcze bardziej. Nie wyobraża sobie, żeby kiedykolwiek mógł przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebuje pomocy. Przecież tak się nie da. To właśnie czyni nas ludźmi. Pomaganie.
Zabieg zaplanowano już na pierwsza połowę maja. Do tego czasu musimy zebrać środki, tylko dziś już wiemy, że nie podołamy sami kosztom – płacze pani Lucyna. Nikt nie da nam kredytu, nikt z naszych przyjaciół ani znajomych nie posiada już takiej kwoty, byśmy mogli ją pożyczyć… Dlatego jestem gotowa błagać każdego o pomoc, o najmniejszą darowiznę.
To jest walka, którą możemy wygrać – pieniądze kontra życie Bogdana. Wiem, że jestem silniejszy od raka – mówi Bogdan. To nie ja jestem na niego chory, tylko on na mnie i ja się go pozbędę.
Niech Bogdan wróci do ukochanej żony, do zapatrzonych w dziadka wnucząt, do ogrodu, do Tatr. Do jeżdżenia krakowskim tramwajem, w którym zawsze się uśmiecha i czeka na spóźnialskich. Ale najpierw niech rozjedzie raka. Z naszą pomocą!