
Młoda mama kontra nowotwór! Pomóż wygrać życie!
Cel zbiórki: Leczenie, rehabilitacja, dojazdy na leczenie
Cel zbiórki: Leczenie, rehabilitacja, dojazdy na leczenie
Aktualizacje
Najnowsze wieści od Sandry!
Kochani!
Zapewne część z Was jest zainteresowana tym, co u nas.
Niezmiennie nadal przyjmuje tę samą chemioterapię w cyklach co trzy tygodnie. Ostatnie wyniki rezonansu i tomografu nastraszyły nas swoim opisem, ale finalnie okazało się, że nie ma aktywności zmian, które jednak niestety są cały czas w obrazie od momentu ostatniej operacji. Jest to dobra informacja, ale jednak nadal czekamy na wycofanie się zmian, wszczepów nowotworowych.
Pytacie nas często, jak dajemy radę?
Są ciężkie dni pod względem psychicznym i fizycznym, ale los ułożył nam takie życie i niestety nie możemy tego już zmienić, więc nie ma nawet możliwości, żeby się poddać!Przez to staramy się ogromnie w wolnych chwilach o tym nie myśleć i żyć normalnie. Mentalnie wiem, co jest dla nas najważniejsze i tymi pozytywnymi rzeczami przepełniam głowę. Każda chwila jest ważna.
Część z Was pyta, ile jeszcze to wszystko potrwa?
Sami zadajemy sobie to pytanie... Chemioterapia będzie podawana do momentu resekcji, wycofania zmian lub do toksyczności, czyli do momentu, kiedy nie będę w stanie fizycznie przyjmować już chemioterapii.
Szukamy innych rozwiązań, ale na ten moment operacja nie jest wskazana.
Nie możemy zaryzykować zmiany leczenia, patrząc na pozytywny odzew obecnej terapii w postaci stabilizacji choroby.
W najbliższym czasie będę miała dodatkowe badanie PET, które jest najdokładniejszym badaniem i da nam jeszcze większy obraz tego, w jakim jesteśmy miejscu.
W związku z tym, że potrzebuję maksymalnie dużo siły oraz dobrych wyników, aby przyjmować kolejne dawki leczenia, nadal wspieram się suplementacją, wlewami kroplówkowymi i dietą.
Mimo słabszych dni po leczeniu i efektów ubocznych powyższe wsparcie daje bardzo dobre wyniki krwi, co pozwala na przyjmowanie kolejnych dawek chemioterapii. A kilka dni odpoczynku wraz z opisanym wsparciem daje mi możliwość funkcjonowania i łapania tych najważniejszych chwil!
Chciałabym Wam wraz z moją rodzinką niezmiernie podziękować.Większość kwoty ze zbiorki została już wykorzystana, w związku z tym musieliśmy podjąć decyzję o zminimalizowaniu wsparcia kroplówkowego i suplementacyjnego do minimum.
Jesteśmy wdzięczni za każde wpłaty, które mimo wszystko nadal się pojawiają! Za licytacje, które nadal są organizowane – macie wielkie serca! To niesamowite, że osoby, które już dołożyły cegiełkę, nadal nas wspierają. Każda forma wsparcia jest dla nas ogromnie ważna. Dlatego dziękujemy za każde dobre słowo i otuchę, której bardzo potrzebujemy.
W ostatnim czasie otrzymaliśmy dzięki Wam wsparcie z 1,5% podatku w wysokości aż 25 000 zł! Zabezpiecza nas to na kolejne 4-6 miesięcy. Dziękujemy bardzo i mocno ściskamy!
Czas świąt już minął, mam nadzieje, że spędziliście je w rodzinnym gronie. Wierzymy, że Mikołaj wynagrodził Wam Wasze złote serca. Pozdrawiamy, Wy trzymajcie kciuki, a my zakładamy rękawice i dalej walczymy!
Sandra, Marcin i IgaSandra dzielnie walczy – aktualne wieści!
Kochani, przychodzę do Was z najnowszymi informacjami!
1 kwietnia minął rok od utworzenia zbiórki. Z całą rodziną jesteśmy niezmiernie wdzięczni, że udało się uzbierać tak pokaźną kwotę, która zabezpieczyła dodatkowe wsparcie podczas leczenia nowotworu. Dodatkowe kroplówki, suplementacja dają dodatkową energię i moc do normalnego funkcjonowania w naszym życiu i niezmienną wiarę o pozbycie się niechcianego intruza.Przez ostatni rok przyjęłam już 23 chemioterapii. Nie ukrywam, że obecnie jesteśmy mocno zmęczeni zarówno psychicznie jak i fizycznie ciągłymi wyjazdami do Łodzi. Różnego rodzaju efekty uboczne po chemioterapii zmuszają mnie do odpoczynku po wizytach w Łodzi.
Ale co najważniejsze, mamy też dni dla nas, w których znajdujemy energię na normalne funkcjonowanie. Jesteśmy w stanie spędzać rodzinnie nasz czas, po odpowiednim odpoczynku, co jest motorem do tego, żeby działać dalej, abyśmy mieli jak najwięcej takiego czasu!
Zbliża się okres letni, który mamy nadzieję, że spędzimy w spokoju i będziemy czerpać z tych wolnych chwil, jak najwięcej się tylko da. Nasza córka, która właśnie skończyła 3 latka, dzielnie nam przy wszystkim towarzyszy, a my w zamian chcemy dać jej to, na co zasługuje każde inne dziecko – rodzinę, bliskość i szalone dzieciństwo, aby w miarę możliwości nie przeplatać tego z historią z „niechcianym intruzem”.Nie ma marudzenia, jest tylko działanie, jedziemy do Łodzi zaliczyć pewne „zadanie” i wracamy do domu, starając się odciąć mentalnie od choroby i prowadzić normalny tryb życia jak każda inna rodzina!
Medycznie tak jak wcześniej: wyniki zarówno tomografu, jak i rezonansu wskazują na stabilizację choroby. Odpowiednie prowadzenie leczenia i dodatkowe wsparcie w suplementacji, wlewach i diecie ma swoje wymierne efekty w postaci bardzo dobrych wyników krwi, co pozwala na kolejne przyjmowanie chemioterapii – to wszystko dzięki WAM!
Obecnie mamy już zaplanowane kolejne badania kontrolne – na koniec kwietnia i maja, co wiąże się z mocno stresowym okresem, ale jesteśmy pełni wiary, że będzie to moment, w którym nadal utrzymamy stabilizacje, a będziemy niezmiernie szczęśliwi jeżeli w końcu ujrzymy regres, czyli zmniejszenie „dziada”!
Kwota, która obecnie pozostała na zbiórce do wykorzystania to: 15 000 zł. Kwota z 1% podatku z zeszłego roku 8000 zł (zabezpieczenie na około 3 miesiące wsparcia w leczeniu). Jak widać, nie jest to duży zapas na kolejne miesiące, ale będziemy działać prężnie, aby dać wszystko, co do tej pory, aby Sindi miała jak najwięcej mocy.
Niestety nie wiemy, ile to wszystko może jeszcze potrwać – nasz „intruz” nie chce się wyprowadzić, mimo że wyganiamy go każdą siłą, jaka tylko mamy.Chcieliśmy bardzo podziękować wszystkim zaangażowanym w zbiórkę za wsparcie mentalne oraz te finansowe, które od Was otrzymaliśmy i nadal otrzymujemy.
Dla całej naszej rodziny wszystkich przyjaciół i znajomych, dzięki którym dostajemy dodatkowe akumulatory bojowe oraz mega ważny czas ”normalności”.
Dla wszystkich lekarzy i specjalistów, dzięki którym walczymy dalej! Dla pracodawców, którzy wykazują się wyrozumiałością. Dla wspierającej nas fundacji i wszystkich Darczyńców!W takich sytuacjach widzimy i jesteśmy pełni podziwu dla tych wszystkich złotych serc, które macie!
Serdeczne ukłony i podziękowania z naszej strony!
„Życia nie mierzy się liczbą oddechów, ale liczbą chwil, które zapierają dech w piersiach.” Maya Angelou
Naszym celem jest obecnie korzystać z życia na pełnych obrotach! Wam również tego życzymy!Jeżeli jeszcze ktoś z Was nie rozliczył się z podatku, zachęcam do przekierowania na mnie swojego 1,5% podatku.
Nowe wieści od Sandry!
Od momentu otwarcia zbiórki i rozpowszechnienia informacji o niechcianym przyjacielu minęło już 6 miesięcy.
Chcieliśmy zaktualizować trochę informacji, być może część z Was jest ciekawe, jak nam idzie walka z tym upartym przeciwnikiem.
Dwa ostatnie tomografy komputerowe pokazały (uwaga!): stabilizację, brak istotnych zmian, co do poprzednich badań. Co to oznacza? Naszemu przeciwnikowi zaczyna się coraz mniej podobać, nie rozrasta się i nie zmienia lokalizacji tak jak w poprzednich badaniach – znalazł sobie jedno miejsce i póki co go nie opuszcza.
Wartość substancji – „złych wojowników”, które wytwarza nowotwór, w ostatnich badaniach cały czas spada – kolejna dobra oznaka!
Na ten moment linia leczenia pozostaje cały czas taka sama, co 2 tygodnie na 3 dni odwiedzamy Brzeziny po Łodzią, aby wlać w siebie „trochę” lekarstwa, które uderzają mocno w naszego przeciwnika.
Podczas walki i przyjmowania lekarstwa niestety mamy też trochę strat w postaci osłabienia innych mocnych, "dobrych wojowników" w organizmie. Ostatnie chemioterapie dają się mocno we znaki.
Tak jak wcześniej wspieramy się dodatkowo wlewami, dietą i suplementacją, które niestety nie kosztują mało.
To dzięki Wam udało się zrobić to, o czym myśleliśmy już od dawna i co też ma duży wpływ na obecną, stabilną sytuację!
Z uzbieranej kwoty dotychczas kwoty na subkoncie pozostało nam do wykorzystania 58 tysięcy złotych. Średnio miesięcznie wykorzystujemy kwotę rzędu 14 tys. zł. Leczenie oraz wsparcie leczenia nadal kontynuujemy.
Każde Wasze wsparcie będzie cząstką do tego, aby wzmocnić "mocnych wojowników" w organizmie Sandry, aby mieli siłę do walki tak jak do tej pory! Jeżeli ktoś z Was puści dalej w świat naszą historię, będziemy wdzięczni, każde działanie w tym kierunku może mieć wpływ na zdrowie Sindi!
Pozdrowionka od całej naszej rodzinki: Sindi, Igła i Dżonki
Opis zbiórki
Mam na imię Sandra. Mam 33 lata, dwuletnią córeczkę i kochającego męża Marcina. Mam też nowotwór, z którym walczę od dwóch lat… Trudno jest czytać opis dokumentów, które dotyczą raka jelita grubego IV stopnia, dlatego nie o tym będę Wam mówić. Chciałabym jednak zaprosić Was do mojej historii, byście stali się jej częścią, bo mam do Was ogromną prośbę… Pomóżcie mi walczyć o życie…
Zaczynało być tak, jak sobie dawno wymarzyłam: ślub, ciąża, mieszkanie – na kredyt, ale w końcu “na swoim”. Powiedziałam wtedy, że w końcu wszystko zaczyna się układać! Gdybym wtedy wiedziała, jak to szybko się skończy… Ponury żart losu.
Jeszcze w ciąży wykryto u mnie torbiel – taka wtedy zapadła diagnoza. Lekarze powiedzieli, że mam się nie martwić. Pojechaliśmy więc z mężem nad morze, odpocząć. Wtedy zaczęłam krwawić… Pojechaliśmy do najbliższego szpitala, a ja nagle znalazłam się w centrum koszmaru. Oddział jak z horroru, tak samo opieka medyczna. Usłyszałam od pielęgniarki: „Pewnie podczas podróży wytrzepała Pani ciążę”...
Byłam w szoku, do oczu napłynęły mi łzy. Potem weszłam do gabinetu lekarskiego, a podczas badania lekarz powiedział do mnie: „Czy Pani wie, że ma Pani guza?”
Świat mi się zatrzymał. Nie wiedziałam, co mam myśleć. Wróciliśmy jak najszybciej do domu, poszłam do lekarza prowadzącego. Dodatkowe badania nie wykazały jednak niczego niepokojącego, ciąża się utrzymała. Wtedy kamień spadł mi z serca, więcej do szczęścia nie potrzebowałam.
16 kwietnia 2020 roku urodziłam zdrową córeczkę - Igę. Potem poszłam na badanie kontrolne. Do dziś mam przed oczami twarz lekarza, który robił mi USG. Jego zaniepokojone spojrzenie, tę ciszę, która zapadła i nie chciała się skończyć…
Potem słowa: ma Pani ogromnego guza. I koniec świata…
Dostałam skierowanie do szpitala na jak najszybszą operację. Musiałam zostawić moją maleńką córeczkę, którą karmiłam piersią. Nie wiedziałam, czy ją jeszcze zobaczę… Płakałam, strach mnie paraliżował. Na szczęście operacja się udała. Lekarze usunęli guza wraz z jajnikiem. Guz był gigantyczny! Miał 25 centymetrów! Pozostało czekać na badanie histopatologiczne. Cały czas wypierałam myśl, że może to być coś złego. A potem przyszła diagnoza…

Tego dnia słońce przyjemnie grzało. A przecież w tak piękne dni nie może stać się nic złego… Niestety. Wróciłam do domu ze spotkania z koleżankami. Uspokajałam je, że nic mi nie będzie. Przyszedł mój mąż. I już wiedziałam… Zadzwonił do niego lekarz. Wycięty guz okazał się nowotworem złośliwym.
Nic więcej nie słyszałam. To był pierwszy raz, kiedy RAK wymierzył mi pierwszy cios prosto w twarz. Upadłam i nie miałam siły wstać. Czułam, że ze mną wygrał. Poddałam się bez walki. Musiałam się jednak podnieść i rozpocząć leczenie. Podjęłam wyzwanie, założyłam rękawice, chociaż nie było łatwo. Miałam jednak dla kogo walczyć!
Konsylium lekarskie i ja, która nagle stałam się numerkiem, kolejnym przypadkiem, a nie czującą, żyjącą istotą, która właśnie przeżywa najgorsze chwile… Rozpoczynam chemię, która ma leczyć pierwsze rozpoznanie: nowotwór złośliwy jajnika. Usłyszałam, że po 4 cyklach będzie operacja radykalna i kolejna chemia. Nawet nie zadaję pytań.
Kiedy w moje żyły płynęła pierwsza dawka chemii, pękłam. Ale bym wtedy przy mnie mąż. Trzymał mnie za rękę, zasnęliśmy oboje na fotelach. Dwa tygodnie później kolejny cios – włosy wypadły mi garściami. Przyszedł czas na ich zgolenie. Mąż wziął maszynkę, poprosiłam o zasłonięcie lustra. Płakałam. Obiecałam sobie, że to ostatni raz, kiedy płaczę z powodu włosów. Przecież życie było ważniejsze!
Kolejna operacja była w grudniu. Rak nie dawał za wygraną, wymierza ciosy. Ja jednak się nie poddaję.
Przychodzi czas na kontrolne badanie PET. Zaświeciło w dwóch miejscach i trzeba to sprawdzić. Robią kolonoskopię, jest polip, biorą wycinek i znów czekanie na wynik histopatologiczny. Naciek raka! Jadę na spotkanie z chirurgiem. Siadam i widzę jego wzrok. Przegląda moje dokumenty, zaczyna konsultować się z innymi lekarzami. Czuję przerażenie. Mówi coś o wycięciu części jelita grubego, stomii, chemii dootrzewnowej, a ja siedzę i znowu płaczę.
Kwiecień rozpoczynam operacją i tym wszystkim, o czym mówił lekarz. Wszystko się udaje, dodatkowo obyło się bez stomii, do dla mnie jest ogromnym szczęściem. Niestety, znowu okazuje się, że zmiany nie zostały usunięte w całości. Czeka mnie kolejna chemia. Tym razem celowana w jelito, ponieważ jak się okazuje, to jest pierwotne źródło. Jajnik to był przerzut z jelita! Kolejna dołująca informacja.
Ta chemia jest dla mnie trudniejsza. Czuję się zdecydowanie gorzej niż po poprzedniej. Pierwszy tomograf w sierpniu pokazuje, że jest czysto, natomiast już w grudniu, że są zmiany w otrzewnej. Ile jeszcze zniosę?
Szukamy wszystkich możliwych rozwiązań, aby w końcu wygrać tę walkę. Konsultuje moją sytuację z kilkoma różnymi lekarzami. Zmieniam szpital. Kolejna operacja, kolejna chemia. Okazuje się, że zmiany są nieoperacyjne…

Rozpoczynam chemię w Brzezinach pod Łodzią. Rak jest cały czas krok przede mną… On ma przewagę. Wymierza ciosy celne i bolesne. Postanowiłam, że teraz ja muszę coś zrobić. Wymierzyć pierwszy cios, żeby go zabolało! Już założyłam rękawice i jestem gotowa podjąć walkę.
Moja dwuletnia przygoda z rakiem, spotkania z lekarzami, pacjentami onkologicznymi wyedukowały nas na tyle, że zupełnie inaczej podeszlibyśmy do tej choroby na samym jej początku. Dziś oprócz standardowego leczenia zaczęłam leczenie wspomagające. Do tej pory nasz budżet domowy pozwalał nam na standardowe utrzymanie się na normalnym poziomie. Jednak utrata pracy, przejście na rentę, przeniesienie leczenia do Łodzi oraz wdrożenie leczenia wspomagającego, które kosztuje około 10 000 zł miesięcznie, sprawia, że kończą nam się środki...
Zawsze wzbraniałam się od pomysłu utworzenia zbiórki, tym bardziej w momentach, w których dawaliśmy sobie rade. Myślałam: co powiedzą inni? Jak to będzie, kiedy wszyscy dowiedzą się, że jestem chora?
Na tym etapie zupełnie o tym nie myślę, mam priorytety, chcę żyć, bo mam dla kogo! Moja córka, mój mąż, moja najbliższa rodzina, to dla nich chcę walczyć, to dla nich się nie poddam! Jestem zmotywowana i nic mnie nie zatrzyma. Dlatego bardzo proszę o pomoc i z góry dziękuję za każdą przekazaną złotówkę.
Rok temu napisałam już list dla mojej córki na osiemnaste urodziny, włożyłam go do koperty i zakleiłam. Jednak cały czas wierze, że będę obecna w każdym najważniejszym momencie jej życia. Że będę przy niej, gdy będzie wchodzić w dorosłość. Nie tylko we wspomnieniach…
*Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.
- 100 zł
- Wpłata anonimowa50 zł
- Wpłata anonimowa20 zł
- Wpłata anonimowa10 zł
- Wpłata anonimowaX zł
- Wpłata anonimowaX zł