Usłysz wołanie serca, które błaga o ratunek

Operacja serca w Gesu' Children's Hospital
Zakończenie: 15 Grudnia 2017
Rezultat zbiórki
Szymon jest już po operacji!
8 marca w szpitalu w Rzymie lekarze zoperowali serce Szymonka. Wszystko poszło zgodnie z planem! Rodzice z całego serca dziękują za wsparcie i nadal proszą o trzymanie kciuków: walka o zdrowie Szymka trwa.
Rodzina musiała zostać w Rzymie. Dzisiaj (18.04.2018) odbędzie się zabieg usuwania przez dren wody, która zbiera się w sercu Szymka. Trzymamy kciuki za powodzenie zabiegu i szybki powrót do domu.
Teraz już wszystko musi się udać!
Opis zbiórki
Serce Szymonka jest bardzo chore, ale mój synek jest jeszcze za mały, żeby zdawać sobie z tego sprawę. Chce się bawić z bratem, biegać jak on, ale nie ma siły. Upada, patrzy na swoje sine paluszki, często jest za słaby, by płakać. Ja płaczę w ukryciu, bo boję o życie swojego dziecka. Dzień za dniem szukaliśmy ratunku, nawet jeszcze wtedy, kiedy był bezpieczny pod moim sercem. I gdy w końcu dostaliśmy szansę w Rzymie, kosztorys operacji ratującej serce mojego dziecka znowu sprawił, że straciłam nadzieję.... Proszę, pomóżcie uratować mojego synka…
Szymek niedawno skończył dwa latka. To był najpiękniejszy, a jednocześnie najbardziej mroczny czas w naszym życiu. A przecież wszystko miało być takie piękne… Gdy dowiedzieliśmy się, że nasz starszy syn, Sebastian, będzie miał brata, szaleliśmy ze szczęścia. Ale skończyło się ono tak nagle, jakby ktoś odciął linę i przykrył rodzinną sielankę grubą kurtyną cierpienia… O tym, że nasz syn jest śmiertelnie chory, dowiedzieliśmy się w 12 tygodniu ciąży. Byliśmy w szoku, nie mogliśmy uwierzyć w diagnozę. Zaraz potem przyszedł lęk. Czy nasze dziecko przeżyje? Czy będzie szansa naprawienia jego chorego serduszka? Wiedziałam, że póki serce mojego dziecka bije pod moim sercem, jest bezpieczne. Ale w chwili przyjścia na świat może zdarzyć się wszystko…
Nie czekałam, jak inne mamy, z niecierpliwością na dzień porodu. Chciałam zatrzymać czas, ochronić synka za wszelką cenę. Ale tak się przecież nie da… Każdy kolejny dzień wypełniał niewysłowiony lęk. Szymuś urodził się z bardzo złożoną wadą serca i od razu po porodzie został przewieziony na specjalistyczny oddział kardiologii. Szereg badań potwierdził najgorsze przypuszczenia: nasz synek ma jedną z najgorszych postaci atrezji płucnej - brak pnia płucnego i tętnic płucnych (naczyń krwionośnych odpowiedzialnych za dotlenienie organizmu) oraz 12 milimetrowy ubytek w przegrodzie międzykomorowej. By mógł żyć, jego organizm wytworzył nieprawidłowe gałęzie krążenia obocznego, które choć zaopatrują organizm w tlen, to jednak nie rosną wraz z dzieckiem.
Szymek dziś jest niedotleniony, a stan ten cały czas się pogłębia… Konieczne jest przeprowadzenie pilnej operacji, bo jeśli nastąpią nieodwracalne zmiany, będzie za późno. Mieliśmy już kwalifikację do zabiegu, wszystko było ustalone… Ale lekarze zrobili badania i stwierdzili, że nie dadzą rady. Bali się operować, bo mój synek mógł umrzeć na stole. Odesłali nas do domu. Byliśmy załamani. Skazali Szymka na śmierć, a nas na cierpienie, którego nie da się opisać. Chore serce mogło w każdej chwili zabić nasze dziecko, ale nikt nie mógł podjąć się operacji. Nie mogliśmy siedzieć i czekać na śmierć, musieliśmy działać.
Skonsultowaliśmy Szymka z profesorem Malcem, polecił jak najszybciej zrobić cewnikowanie serca. To tylko potwierdziło krytyczną wadę… Jedyne, co mieli nam do zaproponowania w Polsce, to seria trzech operacji, które nie tylko są bardzo niebezpieczne, ale nie zapewniają również całkowitej korekcji serca.
Gdy sądziliśmy, że limit nieszczęść się wyczerpał, niespodziewana infekcja u starszego syna sprawiła, że kolejny raz pogrążyliśmy się w rozpaczy. Szpital, badanie i diagnoza - Sebastian ma wadę serca. Nie mogłam uwierzyć, chciałam obudzić się z tego koszmaru. Jedno chore dziecko to ból nie do opisania, a gdy zaczyna się walka o życie również drugiego dziecka, cierpienie pcha rodziców na skraj wytrzymałości…
Musieliśmy być silni - dla naszych synów. Szczęśliwie operacja Sebastiana się udała, wada jego serca nie była aż tak skomplikowana, jak jego młodszego braciszka. Chociaż mogliśmy odetchnąć z ulgą, strach wcale nie zniknął - przecież widmo śmierci cały czas nam towarzyszy, w dzień i w nocy, jest z nami w każdej chwili…
Kilka miesięcy temu, gdy byliśmy w szpitalu ze starszym synem, poznaliśmy mamę dziewczynki chorej na serce. Opowiedziała nam o profesorze Carottim ze szpitala pediatrycznego Bambino Gesu w Rzymie, który jest światowej sławy kardiochirurgiem płucnym. Specjalizuje się w operacjach dzieci ze skrajnie zwężonymi tętnicami płucnymi, a właśnie taką wadę ma Szymuś! Odżyła nadzieja, dostaliśmy skrzydeł. Zebraliśmy wszystkie wyniki i wysłaliśmy do Rzymu, odpowiedź przyszła kilka dni temu.
Synek dostał kwalifikację! Prof. Carotti podczas jednej tylko operacji zrekonstruuje serce Szymka, ocali jego życie! Nasza radość trwała do czasu, gdy poznaliśmy kwotę tej operacji - ogromną, znacznie przewyższającej nasze możliwości. Cena za życie mojego synka to blisko 30 tysięcy euro…
Wraz z chorobą dziecka zmienia się wszystko. Najgorszy jest lęk przed śmiercią i bólem, którego nic na świecie nie jest w stanie przykryć. Od wieści o diagnozie nie ma już dnia bez strachu. Przejmuje władzę nad życiem, sprowadza koszmary w nocy i tłumiony szloch w dzień. Sami nie poradzimy sobie z tym, nasz synek nie ma żadnych szans. Operacja będzie możliwa tylko z Waszą pomocą, dlatego dzisiaj błagam Was - pomóżcie ocalić Szymusia...