Horror, który nie miał prawa się wydarzyć

intensywna roczna rehabilitacja, aby Tomek mógł odzyskać sprawność
Zakończenie: 12 Marca 2023
Opis zbiórki
Tylko matka, której dziecko umiera, jest w stanie zrozumieć ten ból. Nie da się go opisać słowami, tak samo jak strachu, który paraliżuje ciało i umysł. Gdy w głowie mojego syna pękł naczyniak, Tomek odpływał w moich ramionach. Karetka ciągle nie przyjeżdżała, a on tracił przytomność. Bezsilność, którą się wtedy czuje, jest gorsza niż największe fizyczne cierpienie. Widzisz, że Twoje dziecko umiera i nie możesz zrobić nic, tylko trzymać go w ramionach i modlić się do Boga, żeby lekarze zdążyli na czas. Tomek przeżył i to był prawdziwy cud. Teraz, już od 9 lat, walczymy, by odzyskał utracone życie. Prosimy, pomóż nam w tym.
20 sierpnia 2008 rok - data końca szczęśliwego życia i początku horroru, który nie miał prawa się wydarzyć. Ciepły, letni dzień. Wakacje dobiegały końca, więc Tomek, wtedy pełen energii nastolatek, wybierał się na szkolne zakupy. Nagle rozbolała go głowa. Widziałam, że jest źle, bo słaniał się po ścianach. Powiedział, że wyjdzie na zewnątrz, żeby się przewietrzyć, że może wtedy mu minie. Nie minęło. Upadł na ziemię, tracił przytomność. Przyjazd karetki dłużył się w nieskończoność. Przyleciał helikopter, ale lekarz stwierdził wylew, w tej sytuacji nie mógł zabrać Tomka. Szalałam z rozpaczy i byłam w takim szoku, że niewiele pamiętam z tamtego dnia…
Znaleźliśmy się w szpitalu. Tomograf i szybka decyzja - trzeba pilnie operować! Ale w tamtym szpitalu nie mogli, trzeba było jechać do kolejnego. Czas leciał, mijały cenne minuty, każda na wagę życia. Były wakacje, mnóstwo lekarzy na urlopie, nie byli nawet przygotowani na operację… Lekarz , którego wezwali powiedział, że musi operować w ciemno. W przypadku tętniaka kluczowy jest rezonans przed wylewem. Tu wylew już nastąpił, mój syn umierał i nie było czasu do stracenia.
Pierwsza operacja trwała 4 godziny. Czekaliśmy z mężem pod salą szpitala i nie wierzyliśmy w to, co się dzieje. Chcieliśmy się obudzić, wrócić do domu, w którym czekałby na nas Tomek. Ale znaleźliśmy się w centrum dramatu, w którym żaden rodzic nigdy nie powinien być… W końcu operacja dobiegła końca, Tomek żył i to było najważniejsze! Ale po tygodniu nastąpił drugi wylew - mocniejszy, z większymi powikłaniami… Kolejna pilna operacja i konieczność usunięcia części kości czaszki, bo obrzęk mózgu był ogromny. I kolejny raz Tomek uciekł spod topora śmierci. Nawet lekarze nie potrafili powiedzieć, czy przeżyje, ale ja tak mocno modliłam się o cud…
Tomek był w głębokiej śpiączce przez kolejne miesiące. Każdego dnia, w każdej minucie trwała walka o życie i zdrowie. Nie obyło się bez komplikacji… Jedną z nich była przebita opłucna, a w rezultacie odma płuc i ropień. Lekarze proponowali wówczas operację, ale ze względu na stan syna operacja była zbyt niebezpieczna. Powiedzieli nam wprost - Tomek tego nie przeżyje... Nie poddawaliśmy się, każde pieniądze przeznaczaliśmy na terapię i rehabilitację. Pożyczaliśmy gdzie się dało, a wszystko po to, by Tomek do nas wrócił. Dzisiaj wiem, że to nie poszło na marne. Dzięki temu syn jest dzisiaj z nami!
Mijały miesiące, a my cały czas wierzyliśmy. Wreszcie po pół roku syn zaczął się wybudzać! Pamiętam szczególnie jeden moment - Tomek wskazał kartkę i długopis. Napisał na kartce, co ma ochotę zjeść. Łzy wzruszenia spływały po mojej twarzy, bo to była pierwsza czynność, którą mój syn wykonał samodzielnie od czasu tamtej tragedii. Wiedziałam, że wrócił, że teraz już będzie lepiej! Walczymy więc dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem… Powrót Tomka do dawnego życia trwa już 9 lat. Szczęśliwie jest sprawny umysłowo, po wylewie skończył nawet liceum w trybie indywidualnym! Walczymy jednak o jego sprawność, a ta walka jest trudna i bolesna. Wiemy jednak, że warto, widzimy postępy!
Niestety, nie mamy już pieniędzy… Stać nas zaledwie na jedną godzinę rehabilitacji dziennie, ale to za mało. Pozwala Tomkowi nie stracić tego, czego nauczył się przez ostatnie lata, ale nie rozwija. Wszyscy rehabilitanci są zgodni - synek może odzyskać sprawność, może chodzić i być samodzielny, konieczna jest tylko i aż dalsza intensywna terapia. Ale nie możemy sobie na nią pozwolić, dlatego bardzo prosimy Was o pomoc. Nie sprawimy, że Tomek odzyska lata, które zabrały mu wylewy, ale ma dopiero 26 lat. Przed nim całe życie i mocno wierzymy w to, że kiedyś wyzdrowieje...