W tym starciu nie będzie dogrywki. Pomóż pokonać raka!

Leczenie raka żołądka w Wiener Privatklinik w Wiedniu
Zakończenie: 7 Września 2020
Opis zbiórki
Leczenie trwa, z tej drogi nie można zawrócić. Koszty rosną w dramatycznym tempie, a ja z całych sił trzymam się życia. Nie mogę się poddać. Chcę wrócić. Do życia. Dzieci. Rodziny.
____
Gdyby ktoś jakiś czas temu powiedział mi, że za moje życie wyznaczony zostanie ogromny okup, nie uwierzyłbym. Jestem zakładnikiem nowotworu. To on całkowicie przejął kontrolę nad moim życiem. Zabrał wiele, ale wiem, że dopóki żyję mogę mieć nadzieję na zwycięstwo.
Gorsze samopoczucie zawsze zrzucane jest na czynniki niezależne. Stres, gorszy okres, przemęczenie. Tak naprawdę to może być wszystko, ale na pewno nie to, co wskazuje na ostateczność. Kiedy usłyszałem diagnozę przeżyłem szok. Znalazłem przyczynę bólu, a w mojej głowie uruchomił się licznik. Odliczanie dni, które jeszcze pozostały. Momenty, w których będę mógł cieszyć się z bycia ojcem. Beztroska zniknęła na zawsze zastąpiona strachem. Ale nie tylko. Mój organizm przeszedł w tryb walki o przetrwanie. Liczyło się tylko to, by pokonać chorobę, znaleźć sposób na to, by wyrwać się z objęć choroby, która zupełnie bez ostrzeżenia zaatakowała organizm.
Moje życie długo związane było ze sportem. To nauczyło mnie uporu i determinacji w dążeniu do celu. Wiem, że jego osiągnięcie kosztuje mnóstwo wysiłku, a czasem także bólu. Pomiędzy tymi rywalizacjami jest jedna znacząca różnica: przegrana w sporcie oznacza kolejne miesiące, a czasem lata ciężkiej pracy. Ot, porażka, nauczka na przyszłość. W przypadku raka przegrana oznacza koniec. W tej walce nie ma dogrywki, drugiej szansy, rewanżu.
W mojej potwornej sytuacji szukałem pomocy wszędzie. Dostałem informację, że ratunkiem może być wycięcie żołądka, ale inni specjaliści twierdzili, że w tym momencie nie jest to najlepsze rozwiązanie. Sprzeczne informacje, różne koncepcje leczenia i wiadomość, że dla większości nowotwór złośliwy żołądka to walka z góry spisana na przegraną. Ja, moja rodzina, przyjaciele, wszyscy trzymaliśmy się nadziei. Właściwie w ostatniej chwili trafiłem do austriackiej kliniki. Tam lekarze poświęcili mojemu przypadkowi dużo uwagi, przygotowali plan leczenia i powiedzieli, że są gotowi wesprzeć mnie w walce o życie. Kiedy zobaczyłem wycenę mojej batalii, nogi się pode mną ugięły… To setki tysięcy złotych! Nigdy nie uzbieram takiej kwoty, przecież to niemożliwe. Ta myśl tylko przemknęła przez głowę. Bo jeśli się poddam, mój organizm nie będzie miał jak się bronić. Wszyscy powtarzają, że damy radę, że środki uda się uzbierać. A ja zawsze do moich najbliższych miałem pełne zaufanie. Przybijcie mi wirtualną piątkę, dajcie szansę na pokonanie przeciwnika. Jedna runda dla mnie to dopiero chwilowa przewaga. Potrzebuję pełnej mobilizacji! Razem damy radę?
W chorobie najgorsza jest niepewność. Nie widziałem dzieci odkąd trafiłem do kliniki, nie mogę wyrzucić z głowy myśli, że jeśli coś pójdzie nie tak, to pożegnanie sprzed miesiąca, będzie naszym ostatnim. Obiecałem im, że wrócę, że zrobimy razem coś, na co wcześniej nie mieliśmy czasu. Nowotwór zmienia perspektywę. Pozwala docenić to, co na co dzień wydaje się zwyczajne. Lepiej późno niż wcale prawda? Spójrz dookoła siebie, zrób to, co od dawna odwlekasz, wierząc, że jest jeszcze czas. Ani się obejrzysz, a ten minie.
Gdyby nie klinika już nie byłoby mnie na tym świecie, właściwie przy takim nowotworze nie mówi się o możliwości wyzdrowienia tylko o uśmierzaniu bólu i pokornym czekaniu na koniec. Na to nigdy się nie zgodzę. Poddawanie się bez walki nie jest w moim stylu. Jestem pewny, że jeśli podasz mi pomocną dłoń, mam szansę wstać silniejszy.