❗️Nie ma czasu do stracenia. Rak zabiera matkę dwójki dzieci❗️

Dwie operacje w Magdeburgu - radioembolizacja płatów wątroby
Zakończenie: 6 Grudnia 2019
Rezultat zbiórki
Życie, które zniknęło za wcześnie pozostawiło po sobie ogromny ból i tęsknotę...
Otrzymaliśmy informację od Rodziny Magdaleny, że mimo zaangażowania i woli walki młoda Mama, przed Świętami Bożego Narodzenia, przegrała walkę z rakiem. We wspomnieniach Rodziny, Partnera i Dzieci na zawsze pozostanie uśmiechniętą, pełną energii kobietą, która walczyła do końca.
Dziękujemy za Wasze zaangażowanie i pomoc w zbiórce dla Magdaleny. Dziękujemy za modlitwę i dobre słowa w tym ciężkim czasie.
Opis zbiórki
Kiedy usłyszałam, że zostało mi pół roku życia, straciłam świat z oczu. Lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy, kiedy znalazłam się na granicy życia i śmierci... Cudem uniknęłam tragedii, więc teraz postanowiłam, że zrobię wszystko, by życia trzymać się za wszelką cenę.
To miała być zwykła, planowana operacja usunięcia kamieni z woreczka żółciowego. Kilka dni w szpitalu, szybka regeneracja i powrót do domowych obowiązków. Plan w założeniach brzmiał idealnie. Niestety, pójście do szpitala stało się początkiem drogi wiodącej przez sale operacyjne, zabiegowe, onkologię. I walkę na śmierć i życie. Wszystko po to, by każdy dzień nie oznaczał kolejnego, który przybliża mnie do wyroku.
Początkowo lekarze nie widzieli w moich dolegliwościach nic niepokojącego. Wszystko miało być w porządku. Ale objawy się nasilały, a ból przybierał na sile. W końcu podjęto decyzję o wykonaniu niezbędnych badań. Wchodziłam do szpitala na USG pełna nadziei. Chwilę później wiedziałam już, że nie wyjdę za kilka godzin. Rak zaatakował od środka dając o sobie znać bardzo dyskretnie. Właściwie, gdyby nie to, że moja skóra robiła się coraz bardziej żółta, nie wiedziałabym nadal co się dzieje. Żyłabym w błogiej nieświadomości, która stanowiła dla mnie śmiertelne niebezpieczeństwo.
Lekarz powiedział, że musi ze mną porozmawiać. Zaprosił mnie do gabinetu, a ja zaczęłam przeczuwać, że wydarzy się coś złego... I wtedy usłyszałam diagnozę: rak. Jeszcze nie zdążyłam ochłonąć z pierwszego szoku, kiedy dowiedziałam się czegoś gorszego: jeśli nie zdecyduję się na leczenie natychmiast, za pół roku zniknę ze świata, bezpowrotnie. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Nie wierzyłam. Ten szok trwał dosłownie chwilę. Później podjęłam decyzję, która zmieniła wszystko.
W domu dwójka małych dzieci, które stęsknione czekały na mój powrót. Miałabym się poddać bez walki? Nie mogłam! Powiedziałam lekarzom, że podejmę się każdej dostępnej terapii. Przejdę wszystko, by wyzdrowieć. Niestety, standardowa chemioterapia to w moim przypadku za mało. Zmiany rakowe bardzo szybko się rozprzestrzeniają - ogniska chorobowe na wątrobie niepokoją lekarzy i wskazują, że muszę być gotowa na wszystko. Dostaliśmy radę, by szukać pomocy za granicą. Nie czekaliśmy. W końcu nadeszła odpowiedź, na którą długo czekaliśmy - dostałam kwalifikację na zabieg w Magdeburgu. Pojawiła się szansa! Na zdrowie, na przyszłość… Niestety, kwota leczenia jest ogromna. To cena za ratowanie mojego życia! W tej sytuacji nie mogę postąpić inaczej, muszę prosić o pomoc! Każde, nawet najmniejsze wsparcie ma dla mnie ogromne znaczenie. Możesz być moją szansą, losem wygranym na loterii.
Jest nadzieja. Z dwóch operacji pierwsza mogłaby się odbyć już pod koniec listopada. Potrzebne są jednak środki. Kwota, której nie mamy. Jej brak oznacza dla mnie jedno: gwałtowny postęp choroby, nad którym nie zapanuje żadna dostępna terapia.
Zawsze byłam dla innych, dbałam o moją rodzinę, pielęgnowałam maluszki. Antosia ma tylko 11 miesięcy, ona jeszcze nie wie, jaką walkę toczę każdego dnia. Mój synek, Wituś, niezwykle energiczny trzylatek coraz częściej dostrzega, że znikam na konsultacje, badania i zabiegi. Nie wiem, jak miałabym go przygotować na moją śmierć. One są całym moim światem, potrzebują mnie, a ja ich.
Każdego dnia wstaję z łóżka z nadzieją. Wiem, że choroba nie odpuści, nie zniknie. Ale moja rodzina, dzieci, przyjaciele są moją siłą. Razem z nimi i dla nich prowadzę walkę. To nierówna batalia, bez Twojego wsparcia, z góry skazana na przegraną. Uśmiech, który gości na mojej twarzy to nie maska. To twarz człowieka, który wierzy, że jeszcze wszystko przed nim.