Uratuj życie Oliwki!

Skarbonka została założona z inicjatywy organizatora, który odpowiada za jej treść.
PILNE❗️Jestem matką, która stoi w obliczu najgorszej tragedii, jaka może spotkać człowieka... Śmiertelnej choroby ukochanej córeczki. Białaczka zaatakowała po raz trzeci... Oliwka walczy o życie i ma już naprawdę niewielką szansę... Stres, w którym żyję od kilku lat, zrujnował także moje zdrowie. Mam raka, guz na tarczycy się zezłośliwił... Walczę o życie, ale najważniejsza jest dla mnie córeczka. Ze łzami w oczach błagam o ratunek!
Urodziła się 14 grudnia, w dzień urodzin mojego męża, sprawiając mu tym samym najpiękniejszy prezent... Długo czekaliśmy na dziecko. Kiedy okazało się, że nasza rodzina się powiększy, umierałam ze szczęścia. Nie sądziłam, że już za chwilę moja ukochana córeczka będzie umierać naprawdę...
Oliwka była naszym cudem... Niestety, kiedy skończyła półtora roku, zaczęła chorować... Była często przeziębiona, gorączkowała i skarżyła się na ból w nóżkach. Postawiona na podłodze po długim trzymaniu na rękach, nie chciała stać. Jeszcze nie umiała dobrze mówić, a już krzyczała, że ją boli... Lekarze pocieszali mnie, że to przez ząbkowanie. Czas jednak mijał, a ona gasła... Nie mogłam rozpoznać w tej ciągle zmęczonej, zasypiającej podczas zabawy dziewczynce mojej aktywnej, wesołej córki.
Potem na ciele Oliwki zaczęły się pojawiać czerwono-niebieskie plamy. Udaliśmy się na badania, a za kilka godzin nastąpił najstraszniejszy telefon w moim życiu... Wszystko zniknęło za mgłą, nie rozumiałam, co mówi lekarz. Wciąż powtarzało się tylko to jedno straszne słowo: białaczka... Niedawno nowotwór wykryto u mojego ojca. Tym razem zaatakował też moją malutką córeczkę...
Szpital, oddział onkologii, badania i pewność, że nie doszło do błędu. Niestety, okazało się, że Oliwia ma białaczkę limfoblastyczną typu B. Moja córeczka okazała się śmiertelnie chora...
Całym naszym życiem stał się szpital, bo to w nim, na szpitalnym łóżeczku, Oliwka walczyła o życie... Dni zlewały się w jedno, odmierzały je tylko kolejne cykle chemii i bolesne zabiegi. Gdy zobaczyłam wypadające loczki na poduszce, płakałam cały dzień. Tuliłam, jak wymiotowała, nosiłam na rekach, bo moja dziewczynka prawie przestała chodzić. Nie chciałam wierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Bóg zlitował się nad nami. Po 2 latach ciężkiego leczenia usłyszeliśmy w końcu tak długo wyczekiwane słowa: "Choroba ustąpiła". Byliśmy wyjątkowo dobrej myśli, cieszyliśmy się, ostrożnie robiliśmy plany na przyszłość... Szczęście trwało 6 miesięcy. Badania pokazały najgorszą prawdę - choroba wróciła. Stanęliśmy do znacznie trudniejszej niż wcześniej walki...
Znów to samo - onkologia, chemia, dni i noce w szpitalu, który dla Oliwki stał się jej drugim domem. Modliłam się o wygraną... I znów się udało. Niestety, podczas walki o życie córeczki ja sama poczułam się gorzej. Wcześniej miałam problemy z tarczycą, ale, teraz, pewnie przez stres, guz niezłośliwy zmienił się w złośliwego... Dołączyłam do taty i córki na oddziale onkologii.
Przeszłam operację, Oliwia była w remisji i wydawało się, że nasz koszmar już się skończył. Cieszyliśmy się z naszego zwykłego życia, niestety, niedługo... Szukaliśmy dawcy dla Oliwki, zgłosiło się tysiące ludzi! Dawca został znaleziony w Niemczech. Radość zmieniła się w rozpacz: nagle okazało się, że nie jest już w stanie nam pomóc. Straciliśmy zbyt dużo czasu. Choroba wróciła po raz kolejny... Nie zdążyliśmy!
Została ostatnia szansa na życie... Córeczka musi przejść nowoczesne leczenie, terapię CAR-T cell, a potem transplantację szpiku. Planujemy wyjechać na leczenie do Izraela, w tamtejszym szpitalu stosuje to leczenie od wielu lat... Oliwka będzie w najlepszych rękach. Jesteśmy z Białorusi - tu ta terapia jest dopiero na etapie badań! Prognozy lekarzy co do wyzdrowienia Oliwii są niepocieszające... Wciąż jest jednak szansa, a ja będę rozpaczliwie chwytać się każdej możliwości, żeby nie dać jej umrzeć!
Oddałabym życie, żeby jej mogło trwać... Wciąż jestem pod kontrolą onkologa, ale nie martwię się o siebie. Najważniejsze jest moje dziecko... Jesteśmy obciążeni genetycznie, z chorobą nowotworową walczą też moi rodzice... Nie rozumiem, za co? Dlaczego my? Jak w jednej rodzinie może się dziać tyle nieszczęść? Widocznie, rak ma swoje własne plany. Ile strachu, ile nerwów, ile wszystkiego musieliśmy przeżyć...
Oliwia źle się czuje, wyniki badań są kiepskie... To straszne, patrzeć na cierpienie dziecka i wiedzieć, że nie można w jakikolwiek pomóc... Biorąc w ramiona jej szczupłe, wymęczone ciało, błagam Was, pomóżcie mi... Boję się, że ją stracę...
Anna, mama Oliwii
Wszystkie środki zebrane na skarbonce trafiły
bezpośrednio na subkonto Podopiecznego:
PILNE❗️Jestem matką, która stoi w obliczu najgorszej tragedii, jaka może spotkać człowieka... Śmiertelnej choroby ukochanej córeczki. Białaczka zaatakowała po raz trzeci... Oliwka walczy o życie i ma już naprawdę niewielką szansę... Stres, w którym żyję od kilku lat, zrujnował także moje zdrowie. Mam raka, guz na tarczycy się zezłośliwił... Walczę o życie, ale najważniejsza jest dla mnie córeczka. Ze łzami w oczach błagam o ratunek!
Urodziła się 14 grudnia, w dzień urodzin mojego męża, sprawiając mu tym samym najpiękniejszy prezent... Długo czekaliśmy na dziecko. Kiedy okazało się, że nasza rodzina się powiększy, umierałam ze szczęścia. Nie sądziłam, że już za chwilę moja ukochana córeczka będzie umierać naprawdę...
Oliwka była naszym cudem... Niestety, kiedy skończyła półtora roku, zaczęła chorować... Była często przeziębiona, gorączkowała i skarżyła się na ból w nóżkach. Postawiona na podłodze po długim trzymaniu na rękach, nie chciała stać. Jeszcze nie umiała dobrze mówić, a już krzyczała, że ją boli... Lekarze pocieszali mnie, że to przez ząbkowanie. Czas jednak mijał, a ona gasła... Nie mogłam rozpoznać w tej ciągle zmęczonej, zasypiającej podczas zabawy dziewczynce mojej aktywnej, wesołej córki.
Potem na ciele Oliwki zaczęły się pojawiać czerwono-niebieskie plamy. Udaliśmy się na badania, a za kilka godzin nastąpił najstraszniejszy telefon w moim życiu... Wszystko zniknęło za mgłą, nie rozumiałam, co mówi lekarz. Wciąż powtarzało się tylko to jedno straszne słowo: białaczka... Niedawno nowotwór wykryto u mojego ojca. Tym razem zaatakował też moją malutką córeczkę...
Szpital, oddział onkologii, badania i pewność, że nie doszło do błędu. Niestety, okazało się, że Oliwia ma białaczkę limfoblastyczną typu B. Moja córeczka okazała się śmiertelnie chora...
Całym naszym życiem stał się szpital, bo to w nim, na szpitalnym łóżeczku, Oliwka walczyła o życie... Dni zlewały się w jedno, odmierzały je tylko kolejne cykle chemii i bolesne zabiegi. Gdy zobaczyłam wypadające loczki na poduszce, płakałam cały dzień. Tuliłam, jak wymiotowała, nosiłam na rekach, bo moja dziewczynka prawie przestała chodzić. Nie chciałam wierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Bóg zlitował się nad nami. Po 2 latach ciężkiego leczenia usłyszeliśmy w końcu tak długo wyczekiwane słowa: "Choroba ustąpiła". Byliśmy wyjątkowo dobrej myśli, cieszyliśmy się, ostrożnie robiliśmy plany na przyszłość... Szczęście trwało 6 miesięcy. Badania pokazały najgorszą prawdę - choroba wróciła. Stanęliśmy do znacznie trudniejszej niż wcześniej walki...
Znów to samo - onkologia, chemia, dni i noce w szpitalu, który dla Oliwki stał się jej drugim domem. Modliłam się o wygraną... I znów się udało. Niestety, podczas walki o życie córeczki ja sama poczułam się gorzej. Wcześniej miałam problemy z tarczycą, ale, teraz, pewnie przez stres, guz niezłośliwy zmienił się w złośliwego... Dołączyłam do taty i córki na oddziale onkologii.
Przeszłam operację, Oliwia była w remisji i wydawało się, że nasz koszmar już się skończył. Cieszyliśmy się z naszego zwykłego życia, niestety, niedługo... Szukaliśmy dawcy dla Oliwki, zgłosiło się tysiące ludzi! Dawca został znaleziony w Niemczech. Radość zmieniła się w rozpacz: nagle okazało się, że nie jest już w stanie nam pomóc. Straciliśmy zbyt dużo czasu. Choroba wróciła po raz kolejny... Nie zdążyliśmy!
Została ostatnia szansa na życie... Córeczka musi przejść nowoczesne leczenie, terapię CAR-T cell, a potem transplantację szpiku. Planujemy wyjechać na leczenie do Izraela, w tamtejszym szpitalu stosuje to leczenie od wielu lat... Oliwka będzie w najlepszych rękach. Jesteśmy z Białorusi - tu ta terapia jest dopiero na etapie badań! Prognozy lekarzy co do wyzdrowienia Oliwii są niepocieszające... Wciąż jest jednak szansa, a ja będę rozpaczliwie chwytać się każdej możliwości, żeby nie dać jej umrzeć!
Oddałabym życie, żeby jej mogło trwać... Wciąż jestem pod kontrolą onkologa, ale nie martwię się o siebie. Najważniejsze jest moje dziecko... Jesteśmy obciążeni genetycznie, z chorobą nowotworową walczą też moi rodzice... Nie rozumiem, za co? Dlaczego my? Jak w jednej rodzinie może się dziać tyle nieszczęść? Widocznie, rak ma swoje własne plany. Ile strachu, ile nerwów, ile wszystkiego musieliśmy przeżyć...
Oliwia źle się czuje, wyniki badań są kiepskie... To straszne, patrzeć na cierpienie dziecka i wiedzieć, że nie można w jakikolwiek pomóc... Biorąc w ramiona jej szczupłe, wymęczone ciało, błagam Was, pomóżcie mi... Boję się, że ją stracę...
Anna, mama Oliwii
Wpłaty
- Wpłata anonimowa50 zł
- Wpłata anonimowa100 zł
- Wpłata anonimowaX zł
- Wpłata anonimowa20 zł
- Wpłata anonimowaX zł
- Wpłata anonimowaX zł
