By ratować synka, tata musi żyć! Pilnie potrzebna pomoc, by pokonać raka!

ratowanie życia - immunoterapia z chemioterapią w Niemczech - jedyna szansa
Zakończenie: 18 Lutego 2019
Rezultat zbiórki
18 stycznia zadzwoniła do nas załamana żona Andrzeja, Marzanna... Niestety jej mąż zmarł. Jego walka dobiegła końca...
Andrzej walczył dzielnie do samego końca. Immunoterapia dała nadzieję, że będzie lepiej. Niestety, była to chwilowa poprawa... W styczniu nastąpiło załamanie stanu zdrowia. Andrzej trafił dwukrotnie do szpitala. Za drugim razem już stamtąd nie wyszedł. Jego życie zgasło.
Marzanna została sama z chorym synkiem i długami za leczenie męża. Stara sobie radzić... Marcel nie radzi sobie ze stratą taty. Nie rozumie, że go już nie ma. Rozpacza, stał się agresywny.
Największym marzeniem Andrzeja było to, żeby Marcelek żył normalnie... Walka o zdrowie synka to był jego jedyny cel, jedyny sens. Decyzją Zarządu Siepomaga środki, które nie zostały wykorzystane na leczenie Andrzeja, zostaną przeznaczone na leczenie jego synka. Andrzeja nie udało się uratować. Dla Marcelka wciąż jest jeszcze szansa. Dziękujemy za to, że mu ją daliście.
Żonie Andrzeja i innym jego bliskim składamy najszczersze kondolencje.
Opis zbiórki
Ta zbiórka to nasza jedyna szansa – innej już nie mamy… Jeśli nie nadejdzie ratunek, wszystko zniknie, nie będzie już nas, naszej rodziny, tylko pustka i śmierć. Mam na imię Marzanna, jestem mamą ciężko chorego Marcelka i żoną Andrzeja, który jest śmiertelnie chory. Dopóki mąż był zdrowy, nie przerażała mnie walka o życie synka. I wtedy w naszą codzienność wdarł się rak. Andrzej ma przerzuty, lekarze w Polsce mówią wprost: żadnych szans. Błagam o pomoc, bez niej już za chwilę go nie będzie.
Czasem mam wrażenie, że to wszystko to koszmar - zrobiłabym wszystko, by się obudzić. Gdy jednak otwieram oczy, nic się nie zmienia. W jednym pokoju budzi się Marcel. Nie zawoła mnie - choć ma 12 lat, wciąż nie mówi… Obok mnie budzi się Andrzej. Jest bardzo słaby, za słaby na chemię… Rak atakuje zacieklej, wysysa siły, nokautuje, niszczy.
Wiele lat temu spojrzeliśmy na siebie po raz pierwszy i tak już zostaliśmy razem… Wzięliśmy ślub, by być zawsze ze sobą, na dobre i złe. 12 lat temu przyszedł na świat nasz synek, Marcel. Byliśmy wtedy tak strasznie szczęśliwi… Czy ktoś nam wtedy zazdrościł, przeklął nas wtedy za to szczęście? Marcelek był malutki, kiedy zaczęło się z nim dziać coś dziwnego, coś złego. Zamiast iść do przodu w rozwoju, zaczął się cofać… W pewnym momencie przestał mówić, przestał nas poznawać, a potem nawet przestał na nas patrzeć… Pierwsza diagnoza – autyzm. Zaburzenie neurologiczne, objawiające się zupełnym wycofaniem… Załamanie, rozpacz, myśleliśmy przez chwilę, że nie może być gorzej. Jakże się myliliśmy…
Do autyzmu doszła kolejna choroba. Padaczka. Ciągłe ataki… A potem kolejna… Trudności w poruszaniu się, ciągłe bóle i zawroty głowy. Marcel cierpiał. Wybłagałam skierowanie na rezonans. Tam padła kolejna diagnoza, najstraszniejsza. Zespół Arnolda Chiariego i jamistość rdzenia. Bardzo rzadka choroba, w której mózg ulega przemieszczeniu do kanału kręgowego, co powoduje ogromny ból… Ratunkiem jest tylko leczenie operacyjne, wykonuje się je w specjalnej klinice w Barcelonie. Potwornie drogie leczenie.
2 lata – tyle zbieraliśmy na operację naszego synka, odmawiając sobie wszystkiego, najważniejszy przecież był on – Marcel. Mąż nie widzi świata poza synkiem. Marcel wymaga opieki przez całą dobę, Andrzej zrezygnował z kariery zawodowej, by się nim zająć, to ja pracowałam. Gdy w końcu udało nam się zebrać pieniądze na operację, przez chwilę czuliśmy ulgę i nadzieję… Ktoś dał nam je, by zaraz brutalnie je odebrać. Mieliśmy już kupione bilety lotnicze, wyznaczony termin operacji, wszystko było gotowe. Niedługo przed wyjazdem Andrzej zaczął się źle czuć. Ostry ból brzucha, krew w moczu… Poszedł do lekarza, a ten nie miał wątpliwości. Złośliwy nowotwór pęcherza moczowego. Konieczna natychmiastowa operacja. Szok. Rozpacz… Po 2 latach starań, gdy już było tak blisko, musieliśmy zrezygnować z operacji Marcelka, by ratować życie jego taty.
Andrzej z ojca ciężko chorego dziecka sam stał się człowiekiem walczącym ze śmiercią… Wcześniej czekał na Marcelka na szpitalnych korytarzach, dziś sam stał się pacjentem. Nie okazywał strachu, tylko siłę i determinację, by jak najszybciej wyzdrowieć. Chciał być zdrowym tatą, wrócić do walki o zdrowie syna. Przeszedł bardzo ciężką operację usunięcia pęcherza – dziś ma urostomię. Potem pół roku chemii… Pukle włosów, wypadające z głowy, zawroty głowy – wszystko zniósł bardzo dzielnie. Była walka, był cel, w końcu było zwycięstwo – na badaniach było czysto. Nawet lekarz powiedział Andrzejowi, że niedługo nie będzie miał nawet po co przychodzić, jest tak dobrze.
Byliśmy uradowani zwycięstwem, tym, że się udało, że to może początek dobrej passy, że los się odwrócił. Wróciliśmy do walki o zdrowie naszego synka. Znów wrócił temat operacji… Gdzieś między kolejnymi badaniami Marcelka Andrzeja zaczął męczyć kaszel. Na początku w żaden sposób nie wiązaliśmy tego z rakiem, gdy jednak doszła gorączka, wystraszyliśmy się… Nie byliśmy przygotowani na kolejny cios, on jednak nadszedł. Zmiany w płucach. Mieliśmy jeszcze nadzieję, jeszcze próbowaliśmy zachować spokój – lekarze uznali, że to zmiany zapalne, torbiele, ropnie… Mijały kolejne tygodnie, podczas których Andrzej coraz gorzej się czuł, kolejne zapalenia płuc, kolejne dni w szpitalu. Dopiero później okazało się, że to przerzuty. Nowotwór pęcherza arcyrzadko atakuje płuca. Trzeba mieć wyjątkowego pecha. My mieliśmy.
Oprócz przerzutów w płucach znaleziono też nowotwór wtórny. Guz, który urósł w ciągu 3 tygodni. Naciekający na przeponę. Nieoperacyjny. Na pytanie, ile szans daje Andrzejowi, lekarz dał mi do zrozumienia, że żadnych… W Polsce ratunku już nie ma, jest tylko w Niemczech, gdzie stosuje się inne metody leczenia nowotworów – immunoterapia z chemią celowaną. To nasza nadzieja, jedyna, jaką mamy. Nie mamy jednak jak zapłacić, bo skąd? Choroba Marcelka i jego leczenie zrujnowały nas finansowo.
Andrzej nie boi się o siebie, boi się, co będzie ze mną, co z Marcelkiem. Każdy dzień to walka o życie, o bycie razem jak najdłużej. Jest ciężko… bardzo. Ogromnie potrzebujemy pomocy dobrych ludzi. Bez Was wszystko się skończy. Wcześniej z Andrzejem trzymaliśmy się razem. Tak było łatwiej walczyć. Dziś boję się jednego – tego, że go stracę. A wtedy zostanę sama…