Wiktoria z dawnych Kresów Rzeczpospolitej prosi o pomoc

turnus rehabilitacyjny
Zakończenie: 10 Listopada 2014
Rezultat zbiórki
Dziękujemy Państwu i wszystkim darczyńcom z całego serca za okazana pomoc. Nigdy nie zdołamy wyrazić jak bardzo jesteśmy zobowiązani i wdzięczni za państwa pomoc w tragedii która spotkała Wikusię i dotknęła cała naszą rodzinę.
Opis zbiórki
Mam na imię Wiktoria. Urodziłam się w 1998 roku na terenie dawnych Kresów. Kiedyś byłam zupełnie zdrową, normalną dziewczynką. Żyłam jak inni. Aż do 2009 roku.
Któregoś dnia potwornie rozbolała mnie głowa. Myślałam, że zwariuję. Mdłości, ból, problemy z równowagą. Nie wiedziałam co się dzieje. Mama mówiła, że to pewnie zwykła grypa. Zawiozła mnie jednak do szpitala - zapalenie opon mózgowych. I tak się wszystko zaczęło. Zapalenie opon mózgowych to raczej rzadka choroba. Jednak bardzo niebezpieczna. Atakuje ochronne błony, pokrywające mózg i rdzeń kręgowy. Bywa, że starcie z taką chorobą kończy się śmiercią. Ja jestem uparciuchem i przeżyłam. Tylko co to za życie kiedy nie możesz wstać z łóżka ani nawet się odezwać?
Próbowano mnie leczyć na Ukrainie. Z marnym skutkiem. Warzywo pozostawało warzywem. Gdyby tylko ciało mogło nabrać takiego rozpędu jak moje myśli. Bo żyłam wtedy głównie myślami. I szlag mnie trafiał, że nie mogę się nimi dzielić. Brak jakichkolwiek postępów sprawił, że dziadkowie zorganizowali mi leczenie w Polsce. Tak znalazłam się na Oddziale Rehabilitacji Pediatrycznej w Centrum Zdrowia Dziecka. I okazało się, że nie jest aż tak źle. Dni mijały powoli, wypełnione mozolną pracą ludzi ruszających za mnie moim własnym ciałem. Minuty, godziny, dni, tygodnie. Czas płynął szybko do przodu a ja czułam, że choć się zmieniam, nie mogę za nim nadążyć. Zaczęłam siadać. Wszyscy okrzyknęli to wielkim sukcesem. A mnie to wszystko zaczęło już nudzić. Do momentu kiedy zaczęłam chodzić. Kiedy postawiłam pierwsze kroki wszystko się zmieniło. Uwierzyłam w to, że los może się odmienić. Kiedy pierwszy raz się ubrałam, kiedy odkręciłam kran z wodą, wróciła nadzieja. A w głowie znów zaczęły się kłębić myśli. Chciałabym móc je kiedyś wypowiedzieć…
Teraz mam 15 lat. Uwielbiam, kiedy mama czesze mi warkocze. Chyba ładnie w nich wyglądam. Chciałabym kiedyś ubrać buty na obcasie, wyjechać na wakacje zamiast do szpitala. Chciałabym się zakochać., wyjść na spacer bez obaw, że się przewrócę. Upiec dla mamy ciasto., być normalną nastolatką. Spojrzeć w lustro i pomyśleć – dzisiaj zrobię coś bez wysiłku. Najbardziej chyba marzę o tym, żeby móc powiedzieć mamie, że ją kocham za to wszystko, co dla mnie robi. Ona o tym wie, ale powiedzieć to co innego. I podziękować dziadkom. Powiedzieć dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli. Na razie nie mogę. Przekonałam się już jednak raz o tym, że mozolna praca daje efekty.
Chcę dalej walczyć z tym co mnie ogranicza. Aby osiągnąć swój cel potrzebuję dalszego leczenia w Polsce, a tutaj nie przysługuje mi żadne ubezpieczenie. Dwa razy do roku powinnam stawić się na trzytygodniowy pobyt w szpitalu. Jeden taki pobyt, to 10 000 złotych. Ponieważ ubezpieczenia nie mam płacić muszę za wszystko. Od rehabilitacji, po zwykłą strzykawkę. Mojej rodziny na to nie stać. Jednak z Waszą pomocą mogę dalej się rozwijać. Jeszcze tyle czasu przede mną. Przemierzyłam już wszystkie lądy wyobraźni, czas odkryć piękno rzeczywistości.