Nie chcę spędzić reszty życia na inwalidzkim wózku. Pomóż mi!

proteza prawej nogi, by Wiola znów była samodzielna
Zakończenie: 12 Lutego 2020
Opis zbiórki
Tam, gdzie kiedyś była moja prawa noga, jest tylko pustka. Odcięto mi ją… Nie mam uda, nie mam kolana, stopy, łydki. Ciało wciąż nie może się z tym pogodzić. Czasami czuję jeszcze swędzenie, czasem ból, jakby mnie przypalano; czasem mrowienie, jakby chodziły po mnie tysiące mrówek… To wszystko jednak iluzja, bóle fantomowe. Zamiast nogi jest kikut, a ja z aktywnej, pełnej życie osoby stałam się niesamodzielna, niepełnosprawna. Potrzebuję pomocy!
Ból fantomowy to dziwna sprawa. Choć nogi nie ma, ból jest realny, nawraca jak widmo. Ciało, pozbawione kończyny, wariuje… Mózg nie może pogodzić się z uszkodzeniem. Pomaga tylko proteza, tylko ona rozgania ból. Mózg dostaje wtedy sygnał, że kończyna wróciła, że znowu ciało jest ciało… Chociaż nie jest tak i nigdy nie będzie.
Zdjęcia tego, co działo się ze mną kilka miesięcy temu, są zbyt drastyczne, by je publikować. Gangrena. Choroba, która często dotykała żołnierzy podczas wojen… Często byli ranni, w złych warunkach sanitarnych… W rany wdawało się zakażenie, a potem martwica. Ciało zaczynało gnić – szczególnie nogi, ręce... Konieczna była amputacja, bo inaczej czekała ich śmierć. Nigdy nie sądziłam, że gangrena zaatakuje również mnie.
U mnie gangrena jest prawdopodobnie powikłaniem cukrzycy… Powstał zakrzep, utrudnione było krążenie. Teraz to wiem. Wcześniej nie wiedziałam. Zaczęło się niewinnie, najpierw pobolewał palec, potem cała noga… Szukałam pomocy, bez skutku. Lekarze podejrzewali przez chwilę, że to ból promieniujący od kręgosłupa… Ja jednak coraz bardziej się martwiłam. Stopa stała się lodowato zimna, jakbym trzymała ją w lodówce. Była też twarda jak kamień. Ciężka jak kilogram ołowiu.
Nie byłam w stanie już chodzić… Zawieziono mnie na izbę przyjęć. Już mnie stamtąd nie wypuścili, chwilę później leżałam już w łóżku na oddziale, godzinę później byłam na operacyjnym stole. Lekarze próbowali oczyścić żyły… W nocy konieczna była kolejna operacja. Ból już nie był potworny, był nieludzki, płakałam, krzyczałam. Noga była zimna jak lód, przestałam ją czuć. Lekarz powiedział, że mu przykro, ale nie da się jej uratować. Że muszą amputować, i to szybko, bo skrzep się oderwał, przesuwa się do serca i jeśli nie pozwolę sobie pomóc – umrę. Nie chciałam się zgodzić, przez chwilę w głowie krążyły mi myśli, że chyba wolę śmierć niż kalectwo, niż zdanie na łaskę innych. Zgodziłam się jednak – chciałam żyć.
Gdy obudziłam się bez nogi, cały czas wydawało mi się, że to nieprawda, że ciągle ją mam… Bałam się spojrzeć w dół. Gdy dotarło do mnie, że naprawdę dokonano amputacji, płakałam długie godziny.
Wiedziałam, że będzie ciężko… Nie sądziłam jednak, że aż tak. Stałam się niesamodzielna, jestem zdana na pomoc męża… Śmieje się, że Waldek jest teraz moją „nogą”. On we wszystkim mi pomaga… Robi zakupy, zajmuje się domem, gotuje. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Sama nie jestem w stanie nawet się umyć. Łazienkę i toaletę mamy na piętrze, w życiu tam nie wejdę… Myję się w misce z pomocą męża, ledwo kuśtykam do zlewu w kuchni. Nie jestem w stanie się poruszać, schylić, nawet jak mi papierek upadnie, to go nie dosięgnę kulą… We wszystkim jestem zdana na pomoc drugiego człowieka. Ogarnia mnie rozpacz.
Potrzebuję protezy, by normalnie żyć… Na dniach trafi do mnie tymczasowa, na której będę uczyć się stawiać pierwsze kroki. Potem jednak muszę mieć własną! Jej koszt jest ogromny… Nigdy nie będzie mnie na nią stać!
Mogę liczyć tylko na Was, na ludzi o dobrych sercach… Nic więcej mi nie pozostało.