Niebezpieczeństwo czyhało na progu domu! Już 8 lat o niego walczę

półroczna rehabilitacja
Zakończenie: 16 Grudnia 2020
Opis zbiórki
Kiedy był obecny, było mi łatwiej, teraz się boję, bo zostałam ze wszystkim sama… Ta straszna historia zaczyna się w 2011 roku. 8 lat żyliśmy przygnębieni skutkami tych mrocznych zdarzeń. Od czerwca 2014 roku mąż przestał odpowiadać na pytania mrugnięciem i ściskając dłoń. Nie reaguje na zbliżającą się rękę koło oczu, jego ciało zrobiło się sztywniejsze i w ogóle nie reaguje na nic, tylko śpi... Lekarze oceniają stan męża jako ciężki, ale stabilny. W domu posiadam respirator, tlen, po prostu wszystko, czego potrzebuje Witold do życia, ale zaczyna brakować pieniędzy na wszystko...
Dziś wiem, że nigdzie nie możesz czuć się bezpiecznie nawet przed własnym domem. Mój mąż Witek w środku dnia został dotkliwie pobity. Po latach wiem, że to, że przeżył to cud, ale też ciągły lęk o to, czy stan jego zdrowia się nie pogorszy…
Do dnia 16 maja po pobiciu w stanie bardzo ciężkim Witek został przyjęty do szpitala, gdzie w trybie pilnym przeszedł operację, kraniektomię czołowo-skroniowo-ciemieniową lewostronną, oraz usunięcie krwiaka. Jednego dnia żegnałam w drzwiach męża, który wychodził do pracy, a kilka dni później opiekowałam się zupełnie bezbronnym człowiekiem, który żył w swoim świecie bez dostępu z zewnątrz.
W dniu 25 maja 2011 roku nastąpiło ponowne pogorszenie stanu zdrowia mojego męża. W trybie pilnym został ponownie przyjęty do szpitala. Wykonano trepanację czaszki, założono drenaż i usunięto wodniaka podtwardówkowego prawej półkuli mózgu.
Wy 2014 roku stan męża uległ pogorszeniu i trafił do szpitala. Rozpoznano dysfunkcję zastawki. Wymieniono ją i wrócił do domu, ale tylko 3 dni i stan ponownie się pogorszył. Wrócił na oddział neurochirurgii. Stwierdzono zatkanie się zastawki i silnie zmienioną błonę śluzową z mnogimi nadżerkami, częściowo zmienionymi krwotoczne. Czterokrotnie wymieniano zastawkę bez powodzenia, mąż obecnie jest bez zastawki, ponieważ jego organizm odrzuca ciała obce...
Tak naprawdę nasze życie to ciągła huśtawka, raz jest stabilnie, mąż jest w domu, gdy nagle następuje pogorszenie stanu zdrowia, trafia do szpitala, a ja zastanawiam się, jak długo można żyć, nie wiedząc, co przyniesie kolejny dzień. Straciliśmy 8 lat, ale cieszyłam się, że jesteśmy razem. Mąż przestał odpowiadać na pytania mrugnięciem i ściskając dłoń. Nie reaguje na zbliżającą się rękę koło oczu, jego ciało zrobiło się sztywniejsze. Witek musi być rehabilitowany, ale sama nie jestem w stanie zdobyć tak dużych pieniędzy, dlatego proszę, pomóż mi!
8 lat walczę, by jego życie było możliwie znośne, by nie cierpiał, nie miał odleżyn. Nie zniosłabym faktu, że czuje ból. Lata lecą, a nam jest coraz ciężej. Bez waszej pomocy życie mojego męża będzie gehenną, a ja nie dam rady zapewnić mu opieki…
Żona