Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Łukasz Pawlak
Łukasz Pawlak , 38 lat

Młody tata walczy o sprawność!

Często czytamy informację o wypadkach samochodowych, ale dopóki one nie dotyczą kogoś z naszych bliskich, zapominamy o nich już po kilku chwilach. O wypadku mojego syna nie zapomnę już nigdy… W jednej chwili Łukasz stracił zdrowie, sprawność, samodzielność. Tylko cud sprawił, że wciąż jeszcze jest z nami i nie muszę odwiedzać go na cmentarzu. Próbujemy poskładać tę potrzaskaną rzeczywistość na nowo, ale do tego potrzebna jest bardzo kosztowna rehabilitacja. Prosimy o pomoc! Był taki moment, że jego stan się poprawił i mogliśmy rozpocząć rehabilitację, ale obecnie sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu. Łukasz od kilku dni przebywa na oddziale intensywnej terapii w Krakowie z powodu problemów z oddychaniem. Na tym oddziale nie wolno robić zdjęć, dlatego też nie możemy Wam pokazać, w jakim stanie się znajduje. Nie zobaczycie rurki tracheostomijnej, nie zobaczycie respiratora, który pilnuje jego oddechu, nie zobaczycie młodego człowieka w sile wieku, który nigdy żadnej pracy nie unikał, a dzisiaj jest sparaliżowany i pełni zdany na opiekę obcych ludzi. Liczymy, że już wkrótce ten oddział stanie się tylko smutnym wspomnieniem i będziemy mogli przenieść syna do ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie specjaliści najwyższej klasy zrobią wszystko, żeby na nowo przywrócić go do życia. Kilka tygodni przed wypadkiem zostałam babcią, bo Łukaszowi urodził się synek. Wiem, że chciałby wziąć go na ręce, przytulić i być tatą z prawdziwego zdarzenia. Tym bardziej zależy nam, żeby jak najszybciej podjąć się terapii. Niestety, rehabilitacja w specjalistycznych ośrodkach kosztuje krocie. Nie jesteśmy w stanie samodzielnie opłacić tych zabiegów. A im więcej zrobimy teraz świeżo po wypadku, tym większa szansa na powrót do zdrowia. Dlatego założyliśmy tę zbiórkę i prosimy Was o pomoc. Wierzę z całego serca, że znajdziemy cudownych ludzi, którzy spojrzą łaskawie na Łukasza i będą chcieli nas wesprzeć. Bez tego wsparcia nam się po prostu nie uda... Bożena - mama

55 766,00 zł ( 51,39% )
Brakuje: 52 745,00 zł
Artur Tomaszewski
Pilne!
7 dni do końca
Artur Tomaszewski , 2 latka

Złośliwy nowotwór zaatakował niewinne dziecko! Pomóż Arturkowi w walce z siatkówczakiem!

Tego lata beztroskie wakacje zamieniły się w walkę z bezlitosnym nowotworem, który na przeciwnika wybrał naszego malutkiego, jedynego synka! Do dziś nie możemy w to wszystko uwierzyć. Każdy dzień to dla nas niewyobrażalny strach o przyszłość Arturka… Gdy zauważyłam plamkę na oku synka, od razu umówiłam go na wizytę do okulisty. Niestety, chwilę czekaliśmy na termin wizyty. W najgorszych snach nie przypuszczaliśmy, że tak mała plamka może być spowodowana nowotworem.  W gabinecie u okulisty od razu padły pierwsze podejrzenia. Czuliśmy, jak ziemia osuwa nam się spod nóg… Otrzymaliśmy skierowanie do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, 120 km od naszego domu. Rzuciliśmy wszystko, spakowaliśmy się i już następnego dnia zjawiliśmy się w stolicy. Na miejscu niemal natychmiast otrzymaliśmy przerażającą diagnozę – nowotwór złośliwy oka. Nie było już złudzeń i nadziei, że może to jednak coś innego… Ta informacja spadła na nas, jak grom z jasnego nieba. W tamtej chwili świat na kilka minut się dla nas zatrzymał. Nie mogliśmy się załamywać. Arturek potrzebuje naszego ciągłego wsparcia i opieki. Nieustannie trwaliśmy przy szpitalnym łóżeczku, gdy z kroplówki leciała wycieńczająca chemia. Byliśmy zdruzgotani, gdy okazało się, że zarówno podania dotętnicze, jak i bezpośrednie do oka, nie przyniosły pożądanych rezultatów. Ostatnie badania dna oka nie pozostawiły nam nadziei… Przed nami powtórne badania, które mają potwierdzić wielkość i postać guza. Niestety, możliwe że konieczne będzie usunięcie oka. Myśl, że już w pierwszych latach życia nasze maleństwo zostanie bezpowrotnie okaleczone, rozrywa nasze serca. Przed nami wiele wizyt lekarskich, a już teraz same koszty dojazdów zaczynają nas przerastać... Najważniejsze jednak, żeby nie doszło do przerzutów. Arturek już tak wiele wycierpiał. Każdy jego krzyk, płacz, to dla nas potworny cios. Tak bardzo chcielibyśmy mu pomóc. Niestety, możemy tylko czekać. Wierzymy, że nasz dzielny wojownik wygra tę walkę. Wasze wsparcie to dla nas ogromna pomoc, za którą z całego serca dziękujemy. Rodzice ➡️ Licytacje dla Arturka

37 540,00 zł ( 50,41% )
Brakuje: 36 929,00 zł
Gabriela Malec
Gabriela Malec , 52 lata

Okrutna choroba coraz bardziej atakuje moją żonę! Pomocy!

Proszę o pomoc dla mojej żony, która zmaga się okropną i nieuleczalną chorobą. Stwardnienie zanikowe boczne zmieniło nasze życie na zawsze… Nigdy nie będzie już tak, jak kiedyś… Może być tylko gorzej, a do tego nie mogę dopuścić! Pierwsze objawy pojawiły się w marcu 2020 roku. Gabrysia zaczęła mieć kłopoty z wymową, co w ekspresowym tempie sprawiło, że całkowicie przestała się komunikować! Choroba cały czas postępuje! Moja żona w tej chwili nie funkcjonuje samodzielnie. Wymaga pomocy we wszystkich czynnościach życiowych – ubieraniu się, przyjmowaniu posiłków, zaspokajaniu potrzeb fizjologicznych...  Niestety to nie wszystko! Gabrysia nie chodzi, nie mówi, ma ogromne problemy z przełykaniem posiłków. Musieliśmy wprowadzić karmienie dojelitowe… Proszę o pomoc, ponieważ leki oraz zabiegi rehabilitacyjne, zwłaszcza rehabilitacja neurologopedyczna wymagają ogromnych nakładów finansowych, którym nie jestem już w stanie sam sprostać… Wraz z pogłębianiem się choroby koszty leczenia wzrastają lawinowo. Chcę zrobić wszystko, by zapewnić Gabrysi niezbędną do życia pomoc. Wiem, że sam nie dam rady tego osiągnąć, dlatego proszę o pomoc. Liczy się każda wpłacona złotówka, za którą z głębi serca serdecznie dziękuję. Wojciech, mąż Gabrieli.

26 745,00 zł ( 50,28% )
Brakuje: 26 447,00 zł
Jakub Woźniak
Jakub Woźniak , 21 lat

Każda wpłata to kropla nadziei na odzyskanie sprawności 🚨 POMOCY❗️

Zawsze chętny do pomocy, radosny, miał mnóstwo energii i motywacji do pracy – taki był właśnie był nasz Kuba. Dopiero wkraczał w dorosłe życie. Po ukończeniu szkoły pojawiła się okazja i synek wyjechał za granicę do pracy. Tam niestety doszło do tragicznego w skutkach wypadku… Los zadał mu bardzo bolesny cios. Kuba w trakcie pracy spadł z wysokości około 5 metrów… Doznał poważnego urazu ostatniego kręgu odcinka piersiowego kręgosłupa. Uszkodzony został również rdzeń kręgowy... Jeszcze tego samego dnia odbyła się operacja, do jego kręgosłupa zostały wprowadzone cztery śruby tytanowe i dwa pręty. Kuba był sam, kilkaset kilometrów od domu, zdany wyłącznie na siebie. Ogromnym problemem była bariera językowa utrudniająca komunikację pomiędzy węgierskim personelem medycznym a Kubą i nami. Toczyliśmy batalię, by móc przetransportować go do szpitala w Polsce. Niestety jego stan na to nie pozwalał… Na szczęście po jakimś czasie mogliśmy przenieść syna do szpitala w Łodzi – niestety sami musieliśmy pokryć ogromne koszty transportu. Kuba spędził kolejne 5 tygodni w szpitalu na oddziale rehabilitacji neurologicznej. Po tym czasie został wypisany do domu, gdzie miał zapewnioną odpowiednią rehabilitację. Niedługo później pojawiła się jednak nadzieja, synek ponownie mógł uczestniczyć w rehabilitacji w szpitalu, z uwzględnieniem pionizowania. Widzimy ogromne postępy! Kuba ma już większe czucie w stopach, z każdym kolejnym dniem ciężkiej pracy jest coraz lepiej. Niestety ze skutkami wypadku będzie walczył jeszcze bardzo długo. Lekarze nie dają gwarancji, że Kuba jeszcze kiedykolwiek samodzielnie stanie na nogi. Nas jednak nie opuszcza nadzieja, głęboko wierzymy, że uda mu się odzyskać sprawność! Największym problemem są dla nas koszty związane z rehabilitacją – około 6000 złotych miesięcznie oraz przystosowaniem mieszkania do potrzeb osoby niepełnosprawnej. To wszystko generuje ogromne koszty, na które nie byliśmy przygotowani. Całą rodzinę utrzymuje wyłącznie mój mąż – ja kilka dni przed wypadkiem syna zamknęłam działalność… Bardzo prosimy o pomoc… Ta zbiórka ma pomóc Kubie w walce z bólem, niepewnością i ogromnymi kosztami rehabilitacji. Nasze wspólne działanie może stać się mostem, który pomoże mu przetrwać ten trudny czas... Każda wpłata to kropla nadziei… Dziękujemy! Rodzice

69 303,00 zł ( 50,11% )
Brakuje: 68 995,00 zł
Agata Kunce
Agata Kunce , 5 lat

Wywalczyć spokojne jutro❗️Agatka musi pojechać na turnus❗️

Agatka... Chciałabym ochronić ją przed całym złem tego świata, przejąć na siebie jej ból i strach. Chciałabym podarować jej wszystko, ale sama nie dam rady. Córeczka urodziła się w 35 tygodniu ciąży i od razu rozpoczęła walkę o swoją przyszłość. Agatka przyszła na świat z zaćmą i znacznie obniżonym napięciem mięśniowym. Podejrzewano jeszcze szereg innych chorób, jednak rozszerzona diagnostyka wciąż trwa. Od ostatniej zbiórki Agatka przeszła ryzykowną operację wszczepienia sztucznej soczewki. Zaczęła widzieć prawidłowo i poszła do przedszkola. A wspomaganie terapią hiperbaryczną dodało jej siły, zaczęła lepiej mówić, komunikować potrzeby... Udało nam się też zbić wadę wzroku z 20+ na 9-10! Wciąż jednak potrzebna jest stymulacja ogólnorozwojowa ze szczególnym uwzględnieniem deficytów w zakresie zdolności komunikacyjnych. Zdrowie Agatki trzymamy w dobrym stanie i właśnie komunikacja jest teraz kluczowa, by w przyszłości córeczka mogła nawet pójść do szkoły. Agatka jest bardzo komunikatywna, będąc w grupie z dziećmi rozwijała się, komunikowała potrzeby, była na naprawdę wysokim poziomie i było coraz lepiej! Ale musieliśmy zmienić jej otoczenie i rozwój stanął... Nie chcemy stracić wszystkich postępów, dlatego znów zwracam się do Państwa o pomoc w zebraniu środków na turnusy rehabilitacyjne. Tam Agatka otrzymuje naprawdę dostosowaną do niej pomoc. Progres, jaki dzięki nim zyskujemy, to nasz mały cud. Z całego serca chciałabym, żeby wciąż trwał. Żaneta, mama

6 064,00 zł ( 49,13% )
Brakuje: 6 277,00 zł
Michał Kwasiborski
Michał Kwasiborski , 42 lata

Michał kontra GLEJAK❗️ Nie pozwól wygrać śmiertelnej chorobie 🚨

Cierpię na glejaka. Minęło już bardzo dużo czasu, moja walka trwa, lecz choroba nie odpuszcza. Dzielnie stawiam czoła temu potworowi, ale aby wygrać, potrzebuję Twojej pomocy... Proszę, nie pozwól mi odejść... Choroba nowotworowa sieje spustoszenie w moim organizmie, osłabia go... Tak bardzo chciałbym w końcu usłyszeć, że jestem zdrowy, że choroba po prostu zniknęła. Niestety... Walczę od 2014. roku. Nie pamiętam już, co to znaczy być zdrowym. Przez jakiś czas moje leczenie było refundowane, nie musiałem martwić się o pieniądze, ale w pewnym momencie chemia przestała być wystarczająca...  Musiałem zmienić leczenie na takie, które niestety jest płatne, ale skuteczne.  Przyjmuję dawki co trzy tygodnie. Jedno podanie leku to kwota około 1500 złotych. Dzięki Wam i poprzedniej zbiórce udało się uzbierać sumę, która pozwoliła zabezpieczyć moje leczenie na rok! Dziękuję z całego serca, nie ma takich słów, które wyraziłyby moją wdzięczność. Niestety ta walka się nie kończy – nadal potrzebuję pomocy. Roczny zapas leku generuje koszty rzędu 20. TYSIĘCY ZŁOTYCH! Sam nie jestem w stanie pokryć tak dużej kwoty... Czuję, że to moja ostatnia szansa... Muszę ponownie poprosić o wsparcie. Marzę, by móc w końcu powiedzieć — wygrałem... Z Twoją pomocą ta nadzieja nie zgaśnie. Michał

10 343,00 zł ( 48,61% )
Brakuje: 10 934,00 zł
Marianka Prystupko
Marianka Prystupko , 5 lat

Małymi kroczkami do nowego życia! Marianka potrzebuje wsparcia!

Nasza córeczka ma zaledwie 4-latka, a już przeżyła więcej wzlotów i upadków, niż niejeden dorosły. Marianka każdego dnia dzielnie stawia czoła wielkiemu przeciwnikowi, jakim jest SMA. Nasza codzienność to nieustanne cierpienie, niewyobrażalny strach o życie córeczki, gorzka mieszkanka rozpaczy i nadziei... Gdy Marianka przyszła na świat, jak wszyscy rodzice, nie mogliśmy doczekać się jej pierwszych słów, a potem pierwszych kroczków. Niestety, mijały miesiące, córeczka nie robiła postępów, a nasz niepokój rósł coraz bardziej. Widzieliśmy, że nie rozwija się prawidłowo – gdy inne dzieci potrafiły już chodzić, ona nadal miała problem, by usiąść.  Od razu zaczęliśmy szukać odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje. Skonsultowaliśmy się z wieloma specjalistami, przeprowadziliśmy szereg badań. I w końcu udało się poznać okrutną prawdę. Okazało się, że za wszystko odpowiedzialny jest rdzeniowy zanik mięśni – SMA. Nie mogłam w to uwierzyć… Przecież nie mogło nas to spotkać, nie moją kochaną Mariankę.  Pierwsze dni po poznaniu diagnozy były straszne. Jedyne, co pamiętam z tamtych chwil, to płacz i niedowierzanie. Nie wiedzieliśmy, co robić, nie wiedzieliśmy, co myśleć. W głowie pojawiało się mnóstwo pytań i wątpliwości. Jednak chyba najgorsza w tym wszystkim była świadomość tego, że aby ocalić Mariankę, potrzebowaliśmy najdroższego leku świata!  Szukaliśmy rozwiązań i pomocy u różnych specjalistów. Dowiedzieliśmy się, że jeden z międzynarodowych koncernów medycznych organizuje konkurs, w którym nagrodą była terapia lekiem na SMA. Pomyślałam, że wygrana byłaby spełnieniem naszych marzeń! Tak bardzo jej wtedy potrzebowaliśmy. Nie tracąc chwili, zgłosiłam Mariankę i niedługo potem otrzymaliśmy wiadomość zwrotną. Nie mogłam uwierzyć na własne oczy – wygraliśmy, Mariance wkrótce zostanie podany jedyny lek na świecie, który jest w stanie ją uratować! Byłam przeszczęśliwa! Córeczka przyjęła lek i z tygodnia na tydzień czuła się coraz lepiej. Niestety, wiele osób błędnie myśli, że po leczeniu dziecko budzi się z koszmaru choroby.... Prawie jak księżniczka z bajki po pocałunku księcia, a czar SMA spada, jak klątwa starej wiedźmy...  Tak się jednak nie dzieje i nawet po zdobyciu upragnionego ratunku, na dziecko i rodziców czeka długa i ciężka rehabilitacja. Obecnie każdy dzień Marianki jest dokładnie zaplanowany co do minuty. Od rana fizjoterapia, potem  neurologopeda, na końcu basen... Kilka razy w roku dochodzą też turnusy rehabilitacyjne. Wszystkie zajęcia i rehabilitacje są bardzo kosztowne. Nie ma to jednak znaczenia, gdy w końcu na buzi twojego dziecka widzisz uśmiech i wiesz, że nareszcie wszystko będzie już dobrze.  Potwierdzają to również rokowania lekarzy – jeśli będziemy kontynuować leczenie,  Marianka niedługo zacznie chodzić bez pomocy! Już teraz jest coraz silniejsza – samodzielnie siada, raczkuje, a nawet porusza się przy pomocy balkonika!  Pomimo że robimy wszystko, co w naszej mocy, po trzech latach walki z SMA nie stać nas już na pokrycie reszty kosztów rehabilitacji. Aby córeczka mogła dalej się rozwijać, potrzebuje również sprzętu rehabilitacyjnego, który ułatwi jej pracę nad sprawnością.  Teraz gdy udało się pokonać tyle przeciwności, nie możemy się poddać! Będziemy walczyć do końca, dlatego każde wsparcie i każda złotówka będzie dla nas na wagę złota!  rodzice Marianki

48 570,00 zł ( 48,2% )
Brakuje: 52 196,00 zł
Dorota Janik
Dorota Janik , 53 lata

Utknęłam w pułapce nowotworu – jesteś moją ostatnią nadzieją❗️

Moja historia z chorobą zaczęła się w 2001 roku. Najpierw pojawił się mały guzek, który przez długi czas był bagatelizowany przez lekarzy. W końcu doszło do operacji usunięcia zmiany. Niestety, wyniki histopatologiczne były przerażające. Wykazały rzadki rodzaj nowotworu – leiomyosarcoma... Nowotwór złośliwy tkanki łącznej i innych tkanek miękkich. Niewielka zmiana przerodziła się w groźny nowotwór. Od tego momentu zaczęła się moja walka. Niestety, po wielu latach intensywnego i inwazyjnego leczenia, mój organizm jest niezwykle zmęczony. Wielokrotne operacje, chemia, radioterapia – to wszystko doprowadziło do skrajnego wycieńczenia... Leczenie przestało być skuteczne, a onkolodzy zaczęli rozkładać ręce. Nie byli w stanie nic więcej zrobić. Nie widzieli już szansy na poprawę mojego zdrowia, a także na przedłużenie mojego życia. Otrzymałam informację, że nie ma już dla mnie już refundowanego leczenia...  Jak w takiej sytuacji się nie załamać? Był to dla mnie niezwykle trudny czas – pełen bólu, gorzkich łez i paraliżującego strachu przed śmiercią...  Jednak zawsze należałam do osób silnych. Jakaś część mnie kazała mi walczyć! Czułam, że nie mogę się poddać! Przecież mam dopiero 51 lat i mnóstwo planów i marzeń! To nie wiek, by umierać! Obiecałam sobie, że dopóki jest nadzieja – będę walczyć!  Niestety, w ostatnim miesiącu stan mojego zdrowia bardzo się pogorszył. Przede mną kolejne dawki radioterapii i tym razem jeszcze mocniejsza chemia. Moja droga do zdrowia jest niezwykle bolesna, ale również kosztowna.  Wiem, że jedyną szansą na życie jest dalsze leczenie wspomagające i rehabilitacja. Niestety, moja sytuacja finansowa jest trudna, a dotychczasowe leczenie pochłonęło już wszystkie oszczędności.  Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak prosić ludzi dobrego serca o pomoc. Znalazłam się pod ścianą. Twoje wsparcie to dla mnie szansa na życie!  Dorota Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową. 

14 998,00 zł ( 48,11% )
Brakuje: 16 173,00 zł
Paweł Tomczak
Paweł Tomczak , 46 lat

"W zdrowiu i w chorobie, aż do śmierci..." – żona Pawła bardzo prosi o pomoc!

Udar krwotoczny był dopiero początkiem tragedii, jaka spotkała mojego męża i naszą rodzinę… Prawdziwy horror przeżył w szpitalu, na oddziale neurologii. To tam doprowadzili mojego męża na skraj przetrwania. Był niedożywiony, z ogromnymi odleżynami, w których zalęgły się już bakterie. Ciągle mi mówili, żebym nie przychodziła każdego dnia, że to bez sensu, bo Paweł i tak umrze. Przetrwałam to wszystko tylko dlatego, że ciągle wierzyłam w mojego męża…  Paweł jest z nami, ale nasza codzienność to bardzo trudna walka. Jednak nie poddaję się, bo jak obiecałam, składając przysięgę małżeńską – w zdrowiu i w chorobie, aż do śmierci. Proszę, pomóżcie mojemu mężowi, pomóżcie nam... Nasza historia:1 września 2018 roku skończył się mój świat. Nagle zostaliśmy z synem zupełnie sami... Tego dnia mój mąż Paweł doznał udaru krwotocznego. Rano jak zwykle poszedł do pracy, a stamtąd karetka zabrała go do szpitala… Diagnoza była straszna – udar krwotoczny do pnia mózgu z przebiciem do układu komorowego. Usłyszałam od lekarzy, że spotkało go najgorsze, co mogło go spotkać. Nie można było operować, Paweł i tak by nie przeżył operacji. Od razu powiedziano mi, że mam pogodzić się z najgorszym. Mój mąż miał tego nie przeżyć... W Łodzi nie było miejsc na intensywnej terapii, przewieźli więc Pawła do Pabianic. Ordynator uratował mojemu mężowi życie, za co będę mu wdzięczna do końca moich dni! Po 49 dniach przenieśli jednak Pawła na oddział neurologiczny. Na początku się cieszyłam - lżejszy oddział, więc to dobry znak! Niestety, bardzo się myliłam… Tam przeżyliśmy piekło. To, że mąż przetrwał, jest prawdziwym cudem… Od pierwszych dni słyszałam, że lepiej by było, gdyby Paweł umarł – i dla niego, i dla mnie. Pani doktor powiedziała mi wprost: “Niech pani idzie do domu i zajmie się synem, zanim codziennie tu siedzieć i płakać. Mąż i tak nie przeżyje”. Jak można coś takiego powiedzieć?! Wtedy moja rozpacz była jeszcze większa, ale nie mogłam się poddać. Przychodziłam do męża każdego dnia, bo po prostu bardzo się o niego bałam. Chudł w oczach! Widziałam, że obiad stał na parapecie, zimny. Cewnik zagięty, cała pościel była w moczu… Biegałam po szpitalu, szukając pomocy, ale za każdym razem odbijałam się od ściany i spotykałam z nieprzyjemnościami. Nie pisałam żadnych oficjalnych skarg, bo wiedziałam, że to się zemści na Pawle, a to jego dobro było najważniejsze… Gdy w końcu trafiliśmy do Zgierza - cudownego ośrodka, wszyscy byli w szoku - mąż miał odleżyny, w których były bakterie! Dopiero tutaj wyszło na jaw, jak bardzo zaniedbali Pawła. Tutaj dostaliśmy opiekę i ogromną dawkę motywacji. Każdego dnia lekarze powtarzają, że mam się nie poddawać, że na pewno będzie lepiej, że Paweł ma ogromny potencjał! Mąż walczy o każdy dzień, a ja razem z nim. Teraz wciąż najważniejsza jest rehabilitacja, niezwykle kosztowna. Na szczęście przynosi rezultaty! Dziś jedyne, co mogę zrobić, to być przy mężu każdego dnia. Dużo do niego mówię, pokazuję, wspólnie słuchamy muzyki, ćwiczymy, ale to wciąż za mało. Paweł wymaga intensywnej rehabilitacji, na którą mnie nie stać. Dzięki pierwszej zbiórce udało nam się sfinansować kolejne miesiące, dzięki którym Paweł zrobił znaczne postępy. Środki się jednak wyczerpały, a Paweł przecież nie wyzdrowieje z dnia na dzień... Szukam pomocy wszędzie, pukam do każdych drzwi. Nie poddam się, choć nasza codzienność jest bardzo trudna. Proszę, pomóżcie Pawłowi wrócić do zdrowia, do rodziny…Beata, żona Pawła

24 991,00 zł ( 47,94% )
Brakuje: 27 137,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki