Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Antoni Dzwonik
Antoni Dzwonik , 4 latka

Boimy się, że Antoś przestanie oddychać i nikt nie zdąży mu pomóc❗️

Sen powinien być dla każdego dziecka podróżą do krainy marzeń i spokoju. Antoś nigdy tego nie doświadczy – gdy zasypia, łapią go napady lekoopornej padaczki. Stoimy wtedy nad łóżeczkiem synka, który krzyczy z bólu. Jego rączki robią się sine, a my czekamy na przyjazd karetki. W głowie mamy tylko jedną myśl – co, jeśli kiedyś ratunek nie przyjdzie na czas? Okrutny los naznaczył życie naszego synka jeszcze przed porodem. Pierwsza operacja została przeprowadzona w macicy – założono mu shunt komorowo-owodniowy. Synek zaraz po urodzeniu został podłączony pod respirator, ale po kilku dniach jego stan zaczął się pogarszać. Baliśmy się, że stanie się najgorsze… Okazało się, że Antosia zaatakowało bakteryjne zapalenie opon mózgowych. Po długiej walce i antybiotykoterapii, przeszedł serię operacji, podczas których zaimplantowano do mózgu dreny odbarczające oraz wstawiono zbiornik Rickhama i zastawkę. Niestety, to był dopiero początek naszej walki o zdrowie Antosia! Dziś synek zmaga się z mózgowym porażeniem dziecięcym oraz padaczką lekooporną. Ostatnio jednak nocne napady są częstsze i coraz trudniejsze do opanowania. Przy każdym ataku Antoś sinieje, krzyczy, jego mięśnie spinają się.  Najgorsze są chwile, gdy dopiero po czasie orientujemy się, że synek walczy. Ma otwarte oczy, ale nie ma z nim kontaktu. Padaczka to często cichy, ale zabójczy przeciwnik! Widzimy jak powoli sinieją mu dłonie i nie może złapać tchu. Jedyne co możemy wtedy zrobić, to dzwonić po pogotowie. Za każdym razem drżymy z obawy, czy pomoc nie przyjedzie za późno.  Po każdym ataku synek trafia do szpitala, gdzie otrzymuje wspomaganie tlenowe oraz leki podawane dożylnie. Niestety, padaczka uodparnia się na coraz to kolejne leki. Lekarze powoli rozkładają ręce… Ostatnio trafiliśmy na SOR, gdzie lekarze nie mogli założyć Antosiowi wenflonu i zostaliśmy odesłani do kliniki w Łodzi. Jechaliśmy na sygnale, ze łzami w oczach, patrząc na nasze siniejące dziecko. Od napadu do otrzymania pomocy minęły wtedy 3 godziny!  Każdy rodzic patrzy ze wzruszeniem na pierwszy krok swojego dziecka. Gdy Antoś zaczął chodzić, nie posiadaliśmy się z radości. Jednak wszystko zniszczyła padaczka. Każdy napad cofa jego rozwój psychomotoryczny. Po ataku Antoś potrafi leżeć godzinami bez ruchu, nic go nie interesuje i nic go nie cieszy.  Cały czas jesteśmy w trybie czuwania. Od urodzenia Antosia nie przespaliśmy spokojnie żadnej nocy! Robimy wszystko, co możemy – założyliśmy już kamerkę przy łóżku, a synek śpi z pulsoksymetrem. Świadomość, że w każdej chwili może u niego dojść do napadu sprawia, że musimy działać dalej. Zbieramy pieniądze na potrzebny sprzęt monitorujący oraz koncentrator tlenu, który wspomoże synka do przyjazdu karetki. Prosimy, wesprzyjcie naszą walkę o każdy oddech Antosia! Pomóżcie, zanim będzie za późno! Rodzice Antosia

12 407,00 zł ( 101,43% )
Włodzimierz Andrzejczak
Pilne!
Włodzimierz Andrzejczak , 67 lat

Tato❗️ Zrobimy wszystko, żeby uratować Twoje życie❗️

Ile cierpienia może znieść jeden człowiek? Ciężko nam uwierzyć, że nasz kochany tata musi ponownie przechodzić przez to piekło… Już raz zwyciężył z bezlitosnym przeciwnikiem. Dziś stajemy razem z nim do ponownej walki, gdzie stawką jest ludzkie życie… Historia choroby taty sięga 2010 roku. To wtedy zdiagnozowano nowotwór krtani. Ratujące życie leczenie przyniosło rezultaty. Tata wiele wycierpiał podczas radioterapii i chemioterapii, jednak najważniejsze, że udało mu się pozbyć tej okrutnej choroby. Przez lata tata był pod stałą kontrolą lekarską. Nic nie zwiastowało, że po tylu latach koszmar powróci… W 2021 roku pojawiło się podejrzenie nowotworu płuc. Na szczęście guz został usunięty operacyjnie, a badanie histopatologiczne nie potwierdziło naszych największych obaw. I tak żyliśmy w spokoju przez 2 kolejne lata. W 2023 roku u taty pojawiły się duszności, tak silne, że w szpitalu zdecydowano o założeniu tracheotomii. Badania nic nie wykazywały, a my nieustannie trwaliśmy w lęku… Dopiero na początku kolejnego roku pobrano wycinek do badania. W jednej chwili nasz świat się zawalił. Tatę ponownie zaatakował złośliwy nowotwór krtani! Nie da się opisać słowami tego, co czujemy. Ciężko nam pogodzić się z taką niesprawiedliwością losu… Obecnie ze względu na problemy z przełykaniem, tata żywiony jest przez gastrostomię. Jest bardzo osłabiony, przeszedł dwie hospitalizacje ze względu na zakażenia bakteryjne. Lada dzień lekarze będą decydować, co dalej. Wiemy, że tata będzie musiał po raz kolejny przejść leczenie chemioterapią. Czekamy też na kwalifikacje do immunoterapii. Operacja jest niemożliwa… Konsultujemy ten przypadek z wieloma lekarzami. Musimy mieć pewność… Ponad wszystko chcemy wspomóc wycieńczony organizm taty. Musimy wykorzystać wszystkie możliwe opcje leczenia. Jedną z nich jest terapia komórkami dendrytycznymi prowadzona w klinice w Niemczech. Aktywuje ona układ odpornościowy i umożliwia pacjentowi podjęcie walki z komórkami nowotworowymi. W połączeniu z innymi tradycyjnymi metodami daje obiecujące efekty. Wiemy, że podczas chemioterapii ogromnym wsparciem jest wzmocnienie witaminowe. Chcielibyśmy zapewnić je tacie w specjalistycznej klinice w Warszawie. Niestety, koszty tych terapii są ogromne… Nasz ukochany tata, mąż i dziadek całe życie jest pogodną osobą, która czerpie radość z życia. Pomimo trudności, nigdy się nie załamywał, a wszystkie przeszkody traktował, jak zadanie, które trzeba wykonać. Dziś to my chcemy podnieść go na duchu, pokazać, jak bardzo go kochamy. Zrobimy wszystko, żeby tata odzyskał nadzieję. Nie poddamy się i sięgniemy po każdą dostępną metodę, by uratować tak cenne dla nas życie. Rodzina Włodzimierza

8 374,00 zł ( 7,87% )
Brakuje: 98 009,00 zł
Aneta Świeca
Aneta Świeca , 48 lat

Nieszczęśliwy wypadek doprowadził do amputacji nogi! Pomocy!

W 1982 roku uległam wypadkowi, który pozbawił mnie nogi. Pomimo ciężkich chwil i trudności udało mi się przetrwać i funkcjonować dzięki protezie, którą noszę na lewej nodze. Niestety, po 15 latach użytkowania, moja obecna proteza uległa znacznemu zużyciu i potrzebuje pilnej wymiany. Koszt nowej protezy podudzia lewej nogi wyceniony przez protetyka, wynosi aż 95 900 złotych. Jest to suma, której niestety nie jestem w stanie pokryć ze względu na naszą trudną sytuację finansową. 13 lat temu mój mąż zginął w wypadku i od tamtego momentu samotnie wychowuję naszą córkę. Sprawia to, że nasza sytuacja finansowa jest niezwykle trudna, ponieważ muszę radzić sobie z ograniczonymi środkami, które otrzymujemy z renty. Dodatkowo mieszkamy w domu, który wymaga pilnego remontu – brakuje w nim łazienki, sufit w wejściu do domu jest zniszczony, a pokoje wymagają gruntownego odnowienia i wymiany instalacji elektrycznej. Podczas gdy pada deszcz, musimy rozstawiać miski, bo zalewa nas woda. Dużym utrudnieniem są również strome schody. Ze względu na ograniczone środki nie jestem w stanie go wyremontować i uzbierać jednocześnie na protezę. Pomimo tych trudności, angażuję się w wolontariat jako wychowawca na koloniach, prowadząc zajęcia sportowe dla dzieci. Jedynie dzięki protezie mogę być samodzielna, dlatego jest ona tak ważna dla mojego codziennego funkcjonowania.  Bardzo proszę o Wasze wsparcie w tej trudnej dla mnie sytuacji. Każda wpłata jest dla mnie ogromną ulgą i krokiem w stronę poprawy jakości życia – zakupu protezy oraz wyremontowania domu. Z całego serca dziękuję za każdą okazaną pomoc. Aneta

945,00 zł ( 0,6% )
Brakuje: 154 268,00 zł
Monika Stolarczyk
Monika Stolarczyk , 32 lata

Walczę z chorobą, która zabiera mi sprawność. Pomóż!

Od kilku miesięcy codziennie rano zadaję sobie pytanie: czy będę w stanie sama wstać z łóżka? Czy będę w stanie coś zjeść? Czy będę w stanie samodzielnie się ubrać? Choroba zaatakowała nagle. Niemalże z dnia na dzień moje dłonie opuchły i nie byłam w stanie wykonać żadnej codziennej czynności.  Spełnił się jeden z najgorszych koszmarów, jaki mogłam sobie wyobrazić – niemożność używania rąk. Rozpoczęłam maraton po gabinetach lekarskich. Po kilku miesiącach okazało się, że choruje na nieokreślone zapalenie wielostawowe. Przede mną dalsza diagnostyka i kolejne wizyty u specjalistów. Obecnie jestem w trakcie leczenia zastrzykami i sterydem. Leki zadziałały na tyle, że znów mogę chodzić, a sprawność dłoni troszeczkę się poprawiła. Ból jest mniejszy, ale nigdy nie znika… Wyniki rezonansu są jednoznaczne – choroba zdążyła wyrządzić szkody. W lewej dłoni pojawiły się wysięki w stawach, uszkodzenie chrząstki trójkątnej. Przede mną diagnostyka stawów kolana. Niestety, choroba jest na tyle nieprzewidywalna, że nie da się jednoznacznie określić jakiego leczenia będę w najbliższej przyszłości potrzebować. Pewne jest jednak, że wymagam systematycznej rehabilitacji obu dłoni, a dokładniej nadgarstków, ponieważ stan zapalny przeniósł się symetrycznie na drugą rękę. Pierwsze dostępne terminy na NFZ są dopiero za 7 miesięcy… Pracuję nieprzerwanie od 21. roku życia. Od kilku miesięcy nie jestem w stanie normalnie funkcjonować i przebywam na zwolnieniu lekarskim. Wierzę, że rehabilitacja w połączeniu z leczeniem, które otrzymuje, pozwoli mi wrócić do pracy.  Obecnie nie stać mnie na opłacenie terapii, dlatego zwracam się do Was z ogromną próbą o wsparcie. Jest mi niezmiernie trudno zwrócić się do Was o pomoc. Błagam, pomóżcie mi opłacić rehabilitację i wrócić do normalnego życia.  Monika

302,00 zł ( 8,1% )
Brakuje: 3 422,00 zł
Amelka Augustyńczyk
Amelka Augustyńczyk , 4 latka

Nasza córeczka nie mówi. Pomóżmy jej porozumieć się ze światem!

Nasza córeczka urodziła się w 35. tygodniu ciąży. Nie mogliśmy zabrać jej do domu, przytulić. Maleństwo ponad miesiąc spędziło w szpitalu. Dziś Amelka jest już z nami, jednak każdy dzień naszej rodziny to walka, aby przyszłość córeczki była jak najlepsza. Życie Amelki to nieustanna walka o sprawność. Córeczka mierzy się z licznymi diagnozami: padaczką, hipoplazją ciała modzelowatego oraz obniżonym napięciem mięśniowym. Już w 6. tygodniu życia nasze maleństwo rozpoczęło rehabilitację. To dzięki ciężkiej pracy i ćwiczeniom Amelka siada, zaczyna czworakować. Marzymy o tym, że pewnego dnia zobaczymy jej pierwszy krok… Obszarem, który w naszej codzienności generuje wiele problemów, jest komunikacja. Amelka nie mówi. Nieustannie obserwujemy córkę, aby móc odgadywać jej potrzeby. Największą podpowiedzią jest dla nas wzrok córki. Gdy za nim podążamy, możemy domyślać się, czego chce w danej chwili. Kiedy Amelka patrzy na butelkę, jest to dla nas znak, że chce pić. Tablet z programem do komunikacji byłby dla nas ogromnym ułatwieniem. Niestety, zakup takiego urządzenia jest obecnie poza naszym zasięgiem, ponieważ większość środków przeznaczamy na konieczną dla rozwoju Amelki opiekę. Na co dzień nasza córka uczęszcza do specjalistycznego, prywatnego przedszkola. Regularnie chodzi do logopedy, osteopaty, na terapię metodą bobath oraz jest pod stałą opieką: neurologa, okulisty, chirurga, genetyka, ortopedy. Dokładamy wszelkich starań, aby Amelka mogła też jeździć na turnusy rehabilitacyjne. Opieka nad naszą córeczką to ogromne wyzwanie. Każdego dnia robimy wszystko, by w przyszłości Amelka miała możliwie jak najlepsze szanse. Wasze wsparcie i pomoc są dla nas nieocenione.  Rodzice Licytacje dla Amelki

3 385,00 zł ( 34,41% )
Brakuje: 6 451,00 zł
Tymoteusz Zacharski
Pilne!
Tymoteusz Zacharski , 4 latka

PILNE❗️Guz odrasta – koszmar powrócił❗️

To, co przeżyliśmy, zostawiło w nas głęboki ślad. Najpierw diagnoza, która sprawiła, że serce prawie stanęło mi w miejscu, potem ciężka operacja i dziecko, które nagle straciło zdolność samodzielnego funkcjonowania. Zdrowy maluch, skaczący i uczący się samodzielności, nagle znalazł się przykuty do łóżka, niezdolny do podstawowych czynności. Czuliśmy, że coś zostało nam odebrane... Nie podejrzewaliśmy nawet wtedy, że to dopiero początek! Nasz synek był zdrowym dzieckiem, aż do momentu, gdy zaczęły się pojawiać dziwne, dotąd niespotykane objawy. Coraz częściej skarżył się na ból w klatce piersiowej. Badania przyniosły straszne informacje – wykazały guza na rdzeniu kręgowym... Te słowa wypowiedziane przez lekarza brzmią wciąż w moich uszach. Guz? Rak? Byłam załamana, nie wiedząc, jak normalnie funkcjonować, wiedząc, że mojemu małemu synkowi grozi tak wielkie niebezpieczeństwo. W listopadzie 2021 drzwi sali operacyjnej zamknęły się za Tymkiem. W tamtej chwili nie mieliśmy pojęcia, czy operacja zakończy się sukcesem, czy uda się usunąć guza, czy też będzie złośliwy? Setki pytań, a żadnej odpowiedzi. Po parogodzinnej operacji lekarze wyszli do nas, mówiąc, że udało się usunąć tylko część guza! Materiał pobrany podczas operacji został wysłany do histopatologii w celu oszacowania stopnia złośliwości. Tymek jechał na blok operacyjny w pełni sprawny. Szpital opuszczał jako dziecko niezdolne do samodzielnego funkcjonowania, zacewnikowane. Niestety, ten koszmar zaczął się od nowa... Ostatnie badania obrazowe wykazują, że ponieważ w miejscu usunięcia guza wytworzyła się wielka torbiel która uciska na rdzeń kręgowy, nie możemy dopuścić do sytuacji kiedy da objawy neurologiczne daddzą ponownie o sobie znać. Zmieniamy szpital w poszukiwaniu kogoś, kto pomoże nam na dłużej niż 6 miesięcy uchronić go od kolejnych operacji. Organizm dziecka to nie książka, by w nieskończoność ją otwierać. Od 9.03 jesteśmy w Stanach Zjednoczonych, w Columbus, na badaniach kontrolnych z naszym synkiem Tymkiem. Lekarze sugerują ponowną operację. Już przeszliśmy przez wszystkie powikłania pooperacyjne. Wiemy, że jeśli tym razem coś pójdzie nie tak, nasz synek zostanie kaleką, a nawet może umrzeć na stole operacyjnym! W końcu to już trzecia operacja rdzenia kręgowego.  Pierwszą Tymek przeszedł w Polsce, drugą w Columbus, teraz zmierzy się z chorobą w Bostonie.  Szukaliśmy najlepszego ośrodka neurochirurgicznego na świecie, który podejmie się zoperować naszego Tymusia, dając mu szanse na kolejne lata z nami. Szczęście w nieszczęściu Nasz synek trafił pod skrzydła amerykańskiej Fundacji, która zgodziła się pokryć częściowo koszty operacji. Niestety koszty okołooperacyjne są bardzo duże. W przypadku tego typu guza kontrolne rezonanse są konieczne co 3 miesiące później co 6 miesięcy, cały czas do końca życia naszego synka. Bez wsparcia Siepomaga nie moglibyśmy sobie pozwolić na leczenie oraz terapię synka  w szpitalu w USA.  Bez Waszego wsparcia i pomocy finansowej nie podołamy. Chyba nie ma nic gorszego niż niepewność i niemoc w poczuciu zagrożenia. Jeśli mamy okazję zakończyć ten koszmar, to będziemy o tę szansę walczyli ze wszystkich sił. Pomóżcie, proszę, walczyć o życie i zdrowie naszego najukochańszego Tymusia! Mama, tata i starszy braciszek 

56 771,00 zł ( 5,58% )
Brakuje: 960 092,00 zł
Antoś Małka
Antoś Małka , 7 lat

Z Twoim wsparciem Antoś ma szansę na zdrowie i lepszą przyszłość❗️Nie zwlekaj, pomóż 🚨

Gdy po porodzie dowiedzieliśmy się, że nasz Antoś ma wadę serca, myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę… Cały czas miałam nadzieję, że to tylko zły sen, koszmar… Niestety nie mogliśmy się z niego obudzić.  W 4. miesiącu życia Antoś przeszedł operację na otwartym serduszku. Rekonwalescencja trwała bardzo długo. Rana na całej klatce piersiowej, mnóstwo szwów… Nie mogliśmy się z tym pogodzić. Z czasem jednak zamieniliśmy ten strach w walkę, którą musimy toczyć każdego dnia. Synek choruje również na astmę oskrzelową, atopowe zapalenie skóry, ma problemy ze wzrokiem… Współpracujemy z poradnią, jesteśmy w trakcie dalszych badań, aby móc w pełni zdiagnozować synka i wiedzieć, jak mu pomóc… Niestety terminy na NFZ są bardzo odległe, w większości musimy działać prywatnie. To wszystko generuje bardzo wysokie koszty, których nie jesteśmy w stanie pokryć sami… Bardzo byśmy chcieli, żeby synek miał szansę na prawidłowe funkcjonowanie. By umiał odnaleźć się wśród innych dzieci, rozumieć je, komunikować się z nimi. Marzymy, by miał szansę na szczęśliwe dzieciństwo. Jednak aby tak się stało, bardzo potrzebujemy Twojej pomocy… Każda wpłacona złotówka będzie dla nas niezwykle cenna – przybliży nas do zdrowia ukochanego dziecka. O niczym nie marzymy tak bardzo. Dla Antosia zrobimy wszystko, dlatego porzucamy wstyd, lęk, obawy i zwracamy się z prośbą o wsparcie. Jesteście naszą nadzieją! Rodzice

3 483,00 zł ( 54,56% )
Brakuje: 2 900,00 zł
Józef Pawul
Pilne!
Józef Pawul , 62 lata

Pomóż Józefowi wygrać walkę z RAKIEM❗️

Tata przed tą potworną diagnozą prowadził spokojne, poukładane życie. Nie pracował, ale zajmował się domem. Uwielbiał czas spędzony wspólnie ze swoimi wnukami, wnuczką i rodziną. Niestety zwykła wizyta stomatologiczna rozpoczęła pasmo wydarzeń, które doprowadziły nas do diagnozy… W październiku tata był u dentysty na wyrwaniu zębów. Po wizycie zauważył, że w jego jamie ustnej, pod językiem zaczynają się pojawiać niepokojące zmiany. Po niedługim czasie umówił się do laryngologa, by skontrolować sytuację. Lekarz skierował go na pobranie wycinka do badań. Jeszcze wtedy nie spodziewaliśmy się, że niedługo usłyszymy potworną diagnozę, a tata rozpocznie wymagającą walkę o życie… Wyniki badań nie pozostawiały żadnych złudzeń. Zdiagnozowano raka rogowaciejącego płaskonabłonkowego jamy ustnej. Nie mogliśmy w to uwierzyć, jednak trzeba było działać natychmiast. Tata na kwiecień ma zaplanowane badanie tomografem i operację usuwania zmian, po której czeka go intensywna rehabilitacja. Mamy ogromną nadzieję, że uda mu się pokonać chorobę... Niestety koszty, które spadły na naszą rodzinę, są bardzo wysokie! Sami nie damy rady.... Musimy zrobić wszystko, by tata wygrał. To nie czas by odchodzić, zostawiać żonę, dzieci, wnuki. Wszystko bardzo go potrzebujemy! Prosimy o pomoc! Rodzina

1 321 zł
Jagoda Pawłowska
Jagoda Pawłowska , 9 miesięcy

Walka Jagódki z SMA trwa! Wciąż potrzebna pomoc❗️

O tym, że nasza córeczka cierpi na SMA, dowiedzieliśmy się krótko po jej narodzinach. Miała zaledwie 7 dni, gdy otrzymałam telefon ze szpitala. W badaniach przesiewowych wyszło, że Jagódka ma rdzeniowy zanik mięśni typu pierwszego. To rzadka choroba genetyczna, która osłabia mięśnie i prowadzi do niepełnosprawności, a nieleczona – śmierci... Byliśmy przerażeni... Czuliśmy, że na naszą rodzinę spadł wyrok. Nadzieję dawała nam jedynie terapia genowa, polegająca na wprowadzeniu do komórek prawidłowej kopii genu, którego defekt jest przyczyną SMA. Jagódka przyjęła ją już w 19 dniu życia. Poczułam ulgę, że to już za nami... Ale strach towarzyszył mi dalej. Niestety, na ten moment u Jagódki nie widać znaczących postępów. W porównaniu do innych dzieci, które przyjęły lek w tym samym czasie, córeczka rozwija się najwolniej. Ma 8 miesięcy i wciąż wielkim wyzwaniem jest dla niej utrzymanie główki. To małe postępy, ale dla nas każdy, nawet ten najmniejszy, jest najpiękniejszy i najcenniejszy. Wiemy, że bez leczenia, nie byłoby to możliwe, a Jagódki mogłoby już z nami nie być... Córeczka pozostaje pod opieką specjalistów i korzysta z rehabilitacji. Czekamy na dzień, w którym zacznie robić coraz większe postępy. Trudno powiedzieć, kiedy to będzie. Ale głęboko w to wszyscy wierzymy. Wiemy, jak wielki dar od losu otrzymała w postaci refundowanej terapii...  Stosowanie wszelkich dostępnych form terapii wspomagającej, jak fizjoterapia, ukierunkowana rehabilitacja są dla niej jedyną szansą, a dla nas dużym wyzwaniem finansowym. Boimy się, że pieniądze staną się przeszkodą nie do pokonania, a wtedy stracimy wszystko to, co udało się nam osiągnąć do tej pory... Wiadomość o chorobie córeczki zmieniła wiele. Jagódka ma jeszcze dwóch starszych braci, którzy mają 4 i 6 lat. Nasze życie kręci się wokół przedszkola i rehabilitacji chorej córeczki. Każdy dzień jest dużym wyzwaniem, ale walczymy z całych sił, jak tylko potrafimy, bo przecież walczymy o największą ze wszystkich wartości – nasze dziecko. Nigdy nie spoczniemy, dlatego prosimy Was o wsparcie. Każda pomoc, każda złotówka znaczy dla nas naprawdę wiele. Już teraz z całego serca dziękujemy! Agnieszka i Krzysztof, rodzice Jagódki

4 750,00 zł ( 4,46% )
Brakuje: 101 633,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki