- Pani Magdo, nie mamy dobrych wiadomości i niestety, nie mamy najmniejszych wątpliwości... U Pani córki wykryto złośliwy nowotwór wieku dziecięcego - Neuroblastoma IV stopnia. - Słucham? U mojej córki? U Zuzi? Na pewno nie. To pomyłka! Może jeszcze jedno badanie? Siedziałam, patrzyłam na lekarza i wyłam. Nigdy tak nie płakałam. Powtarzałam w duchu RAK, moje dziecko ma RAKA, Boże Kochany, mój cały świat się wali... Opanował mnie ogromny strach, lęk, ból, niemoc, wszystko.. Teraz o życiu mojej ukochanej córeczki będą decydować lekarze. Będzie walczyła o każdą minutę życia. Po kilku godzinach stanęłam jednak na równe nogi, przecież ja poddać się nie mogę. Razem we dwie będziemy walczyć i wygramy...
Zuzia nigdy nie chorowała. Dlatego gdy w sierpniu 2013 roku na jej udzie pojawił się maleńki guzek, myślałam, że nie wytrzymam z nerwów. Pobiegłam szybko do pediatry, który mnie uspokoił mówiąc, że może to być kaszak, ślad po kleszczu, czy ugryzienie komara. Niestety, konieczne było usunięcie guza i wykonanie badania histopatologicznego. Gdy okazało się, że to nowotwór, naszym nowym domem stał się Szpital Kliniczny w Poznaniu.

Na początku było strasznie. Widok cierpiących dzieci, ich kochających rodziców, a my we dwie... (Zuzia ma tylko mamę. Nie, tata nie zniknął przez chorobę Zuzi. Ale też choroba nie sprawiła, że się pojawił, chociażby, żeby wesprzeć pomocnym ramieniem. Więc są we dwie: Zuzia i mama – na dobre i na złe). - Damy radę, damy radę, muszę być dzielna, twarda, dla niej, dla mojego całego świata, dla Zuzi. - tylko to miałam w głowie. Badanie TK zawaliło mi świat po raz kolejny. Okazało się, że w maleńkim ciałku Zuzi są jeszcze 2 guzy - pierwotny w jamie brzusznej przy kręgosłupie, przerzut w klatce piersiowej, a guzek na udzie - to kolejny przerzut. Może być gorzej? Czy może coś jeszcze gorszego nas spotkać?
Okazało się, że może – wykańczająca chemioterapia i jej skutki uboczne. Wymioty, biegunki, ból, nieprzespane noce. Całą miłością staram się pomagać Zuzi. Być przy niej każdego dnia, przytulać, całować, tłumaczyć, że zaraz to minie. Po ostatnim 7-dniowym cyklu chemii Zuzię czekała izolacja, miała toczenie krwi, płytek, gorączkę, spaloną buzię... A guzy się nie zmniejszyły - Co to za diabelstwo, że po 8 miesiącach takiej chemii dalej żyje w ciele Zuzi... – myślałam. Latem 2014 roku Zuzia miała dwie operacje usunięcia guza z jamy brzusznej – udało się. Po dwóch tygodniach odbyła się kolejna operacja usunięcia guza z klatki piersiowej – po operacji w tomografie wyszło, że guz jest takich samych rozmiarów, jak przed operacją – megachemia miała za zadanie go zniszczyć.

Kolejne miesiące Zuzia spędziła w szpitalu. Miała już autoprzeszczep, przed nią radioterapia i chemia podtrzymująca. W wrześniu 2014 roku na pleckach Zuzi został zauważony kolejny guzek. Nie wiemy, co to jest. Czy to przerzut, czy to coś nowego lub stara zmiana, której wcześniej nie było widać, bo Zuzia strasznie schudła (waży 10,5 kg). Może to nie być nic złośliwego, ale pierwsze, co nasuwa się na myśl – to najgorsze… Nie ma 100% szans, że uda się pokonać nowotwór, a statystyki dochodzą do 40-50%. Jest leczenie, które zwiększa o 20% szanse na życie Zuzi – terapia anty-GD2, która w Polsce wciąż jest niemożliwa. Światłem w tunelu jest leczenie we Włoszech.
Chcielibyśmy pozbyć się nowotworu z naszego życia. Cierpienie i strach, które są naszą codziennością w walce z chorobą są do wytrzymania, jeśli na końcu tli się nadzieja. Bez pomocy ludzi dobrego serca nie dam rady sama zebrać pieniędzy na leczenie Zuzi we Włoszech. Błagam, nie pozwólcie, by nowotwór rozdzielił mnie z moim całym światem, z moją ukochaną córeczką…