To nie czas by umierać! Tata walczy o życie nie tylko dla siebie...

Terapia immunologiczna w Niemczech
Zakończenie: 27 Sierpnia 2020
Opis zbiórki
Leczenie już się rozpoczęło - pierwsze konsultacje, badania i decyzja lekarzy. Moje życie warte jest kilkaset tysięcy! Ogromna kwota za to, bym mógł patrzeć jak dorasta córeczka…
___
Jeszcze w wieku 35 lat prowadziłem normalne życie, pracowałem, realizowałem pasję, z zachwytem obserwowałem jak rośnie moja mała córeczka. Co mogę powiedzieć o sobie dziś? Mimo że minęły zaledwie 2 lata jestem wrakiem. Wizja kolejnych świąt niesie nadzieję, ale przeraża. Bo co jeśli tym razem nie zasiądę z rodziną do świątecznego stołu? Co jeśli zamiast życzyć wszystkiego najlepszego będą musiały odprowadzić mnie w ostatnią drogę?
Lato 2017. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem diagnozę, która okazała się początkiem katastrofy. Rak płuca, od tego wszystko się zaczęło. Walka, którą toczę już ponad dwa lata zmieniła mnie nie do poznania. Pokazała, jak kruche jest życie, jak niewielkie znaczenie mają wydarzenia i rzeczy w obliczu tego, że w ciągu chwili możesz najzwyczajniej zniknąć z życia swojej rodziny.
Rak płuca okazał się przeciwnikiem do pokonania. Lekarza zadecydowali o usunięciu płuca. Wiedza z internetu nie pomagała, ale znalazłem specjalistów, którzy pomogli mi przetrawić informacje. Bez płuca da się żyć, zacząłem się o tym przekonywać bardzo szybko. Niestety szybko też dowiedziałem się, że skutki chemioterapii są znacznie bardziej bolesne. Brak apetytu, potworny ból, apatia. To była swoista walka o przetrwanie… Chwila przerwy, a później rozpoczęcie kolejnego etapu: radioterapii. Kolejne tygodnie bezczynności. Leżenia, rozmyślania i planowanie tego, co dalej. Myśl o tym, że będzie ciąg dalszy tej historii, że są plany, które poczekają na realizację pomogły mi przetrwać najtrudniejszy okres. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to, co trudne jeszcze nadejdzie…
Zakończenie leczenia, zderzenie z rzeczywistością było dla mnie poważnym wyzwaniem. A chwilę później… szok. Dokładnie w święta 2018 roku trafiłem do szpitala. Ogromny ból dosłownie zwalał mnie z nóg. Ledwo się ruszałem. To był pierwszy guz w mózgu. Operacja. Paraliżujący strach… Guz wracał jeszcze dwukrotnie. Za każdym razem wycinany odrasta i czyni z mojego życia piekło. Wizja śmierci wciąż wraca… Nie wiem, ile szans jeszcze dostanę. Nie wiem, czy kolejny guz nie będzie oznaczał dla mnie końca.
Dla mojej małej córeczki stałem się zjawą. Nie bywałem w domu zbyt często. Badania, operacje, terapia zabrały mnóstwo czasu. Czasu, którego być może nie mam już zbyt wiele. Chciałbym być dla niej kimś więcej niż tatą, który pojawia się raz na kilka tygodni, by zregenerować siły. Nie chcę być dłużej obcym przybyszem z odległej chorobowej krainy onkologii. To, czego pragnę to siadać obok wieczorem, czytać książeczkę, być dla niej kimś bliskim.
Kiedy wszyscy załamali ręce i jedyne, co mogli doradzić to standardowa procedura, prowadząca do wykończenia, znalazłem szansę na ratunek. Dzięki pomocy ludzi, którzy wciąż stają za mną murem otrzymałem kwalifikację do terapii immunologicznej w Niemczech. To dla mnie szansa. Ostatnia. To leczenie musi się odbyć. Procedura już się rozpoczęła, a ja wciąż nie mam środków! Jeśli nie opłacę terapii na czas wszystko przepadnie! Nadzieje na życie, walka, leczenie, cierpienie, ból, rozłąka z rodziną. Nie mam takich środków, nie zdobędę ich w takim czasie. I choć nigdy nie przypuszczałem, że wydarzy się coś takiego to dziś staję przed Tobą i proszę, błagam, pomóż mi ratować życie! Bym mógł być ojcem na pełen etat. By cierpienie wreszcie się skończyło, a moja droga przed szpitalne korytarze nie zakończyła się w
Zwyczajność. O tym teraz marzę najbardziej. Dla niektórych rutyna kojarzy się z nudą, powtarzalnością, brakiem emocji. A dla mnie największe emocje to chwila, kiedy moja córeczka podchodzi i się do mnie przytula. Kiedy chwyta mnie za rękę i zaprasza do zabawy. To nieporównywalne emocje, to chwile, które chcę pamiętać zawsze. Bo w jej wspomnieniach muszę być tatą pełnym energii. Nie chcę, nie dopuszczę do tego, by zapamiętała mnie jako ducha…