Pan życia i śmierci - nowotwór

Zakończenie: 31 Stycznia 2015
Rezultat zbiórki
4 marca 2015 r. Klaudia poleciała do Genui we Włoszech na terapię przeciwciałami GD-2. Przez pierwsze dni przeszła szereg badań, żeby lekarze mogli ustalić, wg jakiego protokołu Klaudia będzie leczona. Podczas jednego z badań okazało się, że Klaudusia nie ma już żadnego świecącego punktu, wchłonęły się nawet te najgorsze zmiany nowotworowe, które miała w oczodole!
Od 13 do 26 marca Klaudia otrzymywała kwas w tabletkach, po czym rozpoczęła właściwą terapię - 6 kwietnia popłynęły przeciwciała antyGD2.
Gorączka, ból, morfina - niestety, to wszystko towarzyszy większości dzieci podczas terapii. Klaudia była bardzo dzielna, po pierwszym cyklu powiedziała: "Mamusiu, ja już tyle wycierpiałam, więc i to wytrzymam". Drugiemu cyklowi towarzyszyła jeszcze tęsknota za domem, bratem, strach przed kolejnymi kabelkami, bólem. Na szczęście, kolejne podania przeciwciał odbyły się w terminie, a Kaludia czekała na ten ostatni cykl, który był pod koniec sierpnia. Po zakończeniu 3 września Klaudia liczyła dni do powrotu do domu. Ten upragniony dzień nadszedł po siedmiu miesiącach leczenia w ostatnim tygodniu października po chemii i przejściu badań kontrolnych.
Opis zbiórki
- Gdy przechodziłam koło dyżurki pielęgniarek, jedna mówiła do drugiej: mamy 2 guzy, jeden u dziewczynki, drugi u chłopca. - wystraszyłam się. Właśnie czekaliśmy na wyniki badań naszej córeczki Klaudii.
13 maja 2014 roku Klaudia trafiła do szpitala. Tydzień wcześniej spuchło jej oko. - Widać, że się uderzyła - powiedziała pani doktor, do której poszliśmy. Jednak w kolejnych dniach opuchlizna się nie zmniejszyła ani trochę i miała dziwny żółty kolor. Okulista nie widział żadnych niepokojących zmian w oku. Gdy wyniki morfologii zaczęły nagle spadać, Klaudia trafiła do szpitala.
- Jest kilka guzów w głowie, 4 albo 5. Miejmy nadzieję, że nie są na mózgu - gdy to usłyszałam, opadłam na krzesło. Nie docierało do mnie, co mówi lekarz. - mówi mama dziewczynki. Zabrali Klaudię na kolejne badania. Na wynikach scyntygrafii czerwone plamy oznaczają obecność komórek nowotworowych. Głowa, policzki - wszystko było na czerwono. Jeden wielki nowotwór. Trzeba było przejechać do innego szpitala, bo rak był tak zaawansowany, że maszyna nie była w stanie zrobić dokładnych badań.
Pobrano wycinki z zatoki, z kości twarzy. Gdy czekaliśmy na wyniki, na skroni pojawił się kolejny guz. Bez czekania na diagnozę, lekarze postanowili natychmiast rozpocząć chemioterapię. Z godziny na godzinę rak się rozsiewał. Gdy wyniki już były gotowe, szpik był zajęty w 78%. Neuroblastoma IV stopnia z guzem pierwotnym w brzuszku. Rak zajął tkanki miękkie, szpik, kości, kręgosłup. Klaudię zaczęły boleć nóżki, nie chciała chodzić. - Boli mnie, mamo - mówiła. Gdy próbowała zrobić krok, przewracała się - nogi jej się łamały.
- Mamo, dlaczego ja jestem chora, a inne dzieci są zdrowe? - pyta Klaudia. - Bo tamte dzieci wyzdrowiały i Ty też wyzdrowiejesz. - za każdym razem odpowiada mama dziewczynki. Po kilku chemiach Klaudii zaczęły wypadać włosy - wypadały garściami. Zostawały na poduszce, podczas kąpieli pływały w wodzie. - Gryzą mnie w plecki te włosy - mówiła Klaudia. A jej mama, próbując nie płakać, wyrzucała włoski do kosza. Spinki, które nie trzymają się na łysej główce, Klaudia przypina do bluzeczki. Czekają tak przypięte, aż będzie zdrowa i włoski odrosną.
Guz pierwotny zostanie usunięty z nadnercza wraz z częścią nerki, do której przylega. Jeden z guzów w głowie jest w kości blisko mózgu. Jego i pozostałych guzów, które są w główce, nie uda się usunąć operacyjnie. Można jedynie liczyć na to, że chemioterapia sprawi, że się wchłoną. Być może trzeba będzie zastosować dodatkową chemię. Chemia to nie jest lekarstwo, które można podawać w dowolnej ilości. Jest to swego rodzaju "trucizna na raka", której nie można podawać w nieskończoność, bo mały organizm tego nie wytrzyma. Jednak trzeba się pozbyć guzów z główki, a cała nadzieja jest pokładana w chemioterapii. Przed Klaudią jeszcze operacja guza z nadnercza, autoprzeszczep, megachemia i radioterapia.
Po zakończonym leczeniu w Polsce wciąż ma tylko 40% szans na przeżycie. Rodzice chcą dać jej więcej. Dlatego proszą wszystkich ludzi o pomoc w zebraniu pieniędzy na leczenie we Włoszech. Terapia przeciwciałami pozwala wyleczyć tzw. chorobę resztkową. Po tym leczeniu zwiększają się szanse na to, że nowotwór nie wróci. W Polsce nie prowadzi się takiego leczenia, NFZ nie opłaca go polskim pacjentom, którzy chcą leczyć się w szpitalach za granicą, które prowadzą terapię przeciwciałami. Rodzice sami muszą zebrać potrzebną kwotę, żeby zapewnić córeczce życie bez raka. Wierzymy, że nie są sami w tym okropnym dla nich czasie i że znajdą się ludzie, którzy wesprą ich walkę o córeczkę.
Są ludzie, którzy nie widzą sensu w pomaganiu innym. Są tacy, których pomaganie boli, zubaża. Są też tacy, którzy czują się bogaci, gdy pomagają. Mamy nadzieję, że właśnie oni trafią na tę stronę wołania o pomoc dla niespełna 3-letniej Klaudii. Bo kupić czyjeś życie, zwłaszcza dziecka, to jest ogromna radość, która wypełnia serce po brzegi. Nie da się serca wypełnić pieniędzmi, dobrocią - tak. Uratujmy wspólnie życie tej małej dziewczynki!