Lucuś w śmiertelnych objęciach neuroblastomy! Pomóż, nie ma czasu do stracenia!

Leczenie onkologiczne w klinice w Barcelonie, rehabilitacja
Zakończenie: 19 Sierpnia 2022
Aktualizacje
PILNE❗️Nowe informacje prosto z pola walki❗️
NOWE INFORMACJE:
Kilka dni temu odbyła się konsultacja z onkologiem i badanie krwi.
Niestety, nie mamy dobrych wiadomości...
Hemoglobina, płytki i odporność nadal spadają... Jednak ze względu na dobry ogólny stan zdrowia, nie zdecydowano się jeszcze na przetoczenie krwi.
W międzyczasie Lucek dostał kolejne zastrzyki na odporność. Nie ukrywam, że jest bardzo ciężko... Po kolejnej konsultacji ze specjalistami załamaliśmy się jeszcze bardziej, ponieważ lekarze powiedzieli wprost: "Na dwóch chemiach się nie skończy, proszę przygotować na kolejne wlewy. Lucek prawdopodobnie nie jest w remisji".
Wydawało nam się, że jesteśmy przygotowani na taką wiadomość. Jednak, kiedy naprawdę ją usłyszeliśmy - nasze serca pękły na pół... Gdzieś po cichu wierzyliśmy, że wszystko się ułoży i w końcu będziemy mogli wrócić do rodziny i przyjaciół.
Niestety... Nasza nadzieja została brutalnie zgaszona.
Lekarze poinformowali nas też, że w kolejnym tygodniu synek przejdzie wiele badań, które pozwolą dokładnie ocenić jego stan zdrowia i pomogą dopasować odpowiednią chemię.
Dziś już wiemy, że będziemy tutaj musieli zostać jeszcze przez kolejne dwa miesiące. Co gorsze – ten okres może się w każdej chwili wydłużyć. A każdy dodatkowy dzień to ogromne koszty...
Codzienne leczenie, chemia i wyczerpujące badania sprawiają, że synek jest coraz bardziej wyczerpany, a na jego twarzy coraz częściej gości grymas i smutek. Lucuś nie uśmiecha się już tak często jak kiedyś. Bo zamiast radosnego odkrywania świata i widoku bliskich mu twarzy, na co dzień towarzyszy mu widok szpitalnego łóżka, lekarzy i odgłosy maszyn.
Dla Lucjana każdy dzień to walka o życie. My, jego rodzice wciąż wierzymy, że badania potwierdzą remisję... Lucek jest silny. Już nie raz pokazał jak bardzo chce żyć!
Dlatego znów ze łzami w oczach prosimy Was o dalszą pomoc. Wiemy, że bez Waszego wsparcia nie uda nam się uratować naszego dziecka. Najmniejszy gest to dziś szansa, której drugi raz nie dostaniemy…
Bardzo dziękujemy za dotychczasową pomoc. To co dla nas robicie jest nieocenione! Jesteście naszymi przyjaciółmi, którzy dają siłę i nadzieję...
Rodzice
PILNE❗️Trwa rozpaczliwy wyścig z czasem i śmiertelną chorobą❗️
PILNE❗️Przeczytaj apel rodziców Lucka:
Codziennie ciężko walczymy, aby synek mógł wrócić do zdrowia. Niestety, ta walka okupiona jest bólem i gorzkimi łzami, bo nasz przeciwnik wydaje się niezłomny...
W ostatnim czasie lekarze postanowili podjąć się operacji wycięcia trzech wielkich guzów, które znajdowały się w ciele naszego syna - w okolicach nerki, nadnercza i kręgosłupa. Bardzo się baliśmy, tym bardziej że zaraz po zabiegu mieliśmy otrzymać wyniki biopsji oraz kluczową informację dotyczącą genów, która miała zaważyć na dalszym leczeniu syna.
Przez kolejne godziny umieraliśmy ze strachu i gorliwie modliliśmy się, aby gen MYCN okazał się ujemny. To oznaczałoby, że guz dobrze zareagował na chemioterapię...
Lekarze stanęli na wysokości zadania - wynik uzyskaliśmy już następnego dnia. Ku naszemu szczęściu, gen okazał się ujemny! Byliśmy bardzo szczęśliwi, niestety, mimo ogromnej radości, wiedzieliśmy, że to nie koniec...
Wyniki przyniosły również złe informacje i wykazały przerzuty do kości, których powinniśmy szybko się pozbyć. Co bez silnej chemii – nie będzie możliwe. Dodatkowo lekarze nie byli w stanie wyciąć całkowicie guza znajdującego się blisko kręgosłupa, ponieważ stanowiło to zbyt duże zagrożenie dla życia Lucka. W związku z tym, pozostałą masę resztkową, również musimy zwalczyć chemią.
Obecnie specjaliści przewidują podanie 4. cykli chemii. Niestety wiemy, że ta liczba w każdej chwili może się zwiększyć... To co jest pewne, to wystąpienie rozległych skutków tego inwazyjnego leczenia - ból, wymioty, pogorszenie słuchu, wzorku i problemy z nerkami... Wiemy jednak, że nie mam już innego wyjścia.
Lekarze z Barcelony robią wszystko co w ich mocy, aby stan naszego dziecka w końcu się ustabilizował i aby udało się zminimalizować prawdopodobieństwo wystąpienia efektów ubocznych.
W związku ze wszystkimi informacjami, które otrzymaliśmy od lekarzy oraz planem leczenia – szpital przekazał nam kosztorys, który opiewa na ogromną kwotę – ponad miliona złotych!
Wiemy, że bez Was nie damy sobie rady. Bez Was nie uzbieramy takich pieniędzy. Bez Was Lucek nie przeżyje...
Każda nawet najmniejsza kwota pomoże ocalić naszego syna... Dlatego proszę, pomóż Luckowi pokonać śmierć!
Rodzice
Opis zbiórki
13.04.2021 roku na świat przyszedł nasz ukochany i przez wszystkich wyczekiwany mały promyczek – Lucjan. Radość, która nam wtedy towarzyszyła była niesamowita. Syn od razu zaczął zarażać uśmiechem. Mało płakał, głośno się śmiał i zaczepiał wszystkich dookoła.
Ze względu na wcześniejsze straty ciąż – chuchaliśmy i dmuchaliśmy na nasz mały skarb. Liczne badania i kontrole u lekarzy – neurologa, neurologopedy, pediatry, fizjoterapeutów... Sprawdzaliśmy wszystko! Niestety, jak się później okazało - to nie wystarczyło…
Od drugiego miesiąca życia Lucek regularnie uczęszczał na rehabilitację ze względu na słabe mięśnie brzucha, które powodowały jego powiększenie. Wtedy też wykonaliśmy synkowi USG kontrolne, które wykazało, że wszystko jest w porządku. Byliśmy więc spokojni...
Po roku rehabilitacji, kiedy powoli szykowaliśmy się do jej zakończenia, fizjoterapeutka zasugerowała, aby ponowić USG, ponieważ brzuszek mimo intensywnych ćwiczeń wciąż się nie zmniejszył... Zgodnie z zaleceniem udaliśmy się do szpitala.
Przy pierwszym badaniu lekarz zobaczył nieprawidłowość, którą nazwał „pętlą jelitową”. Powiedział, że to raczej nic poważnego i zalecił kontrolę u radiologa dziecięcego. To uśpiło naszą czujność. Byliśmy pewni, że wszystko będzie dobrze i lada moment uda nam się wrócić do dawnego życia...
Niestety, tak się nie stało.
2 maja 2022 - tę datę będę pamiętać do końca życia. Środek majówki, wizyta umówiona na godzinę 20.00... I choć podczas badania Pani doktor milczała, jej smutne oczy mówiły wszystko - coś jest nie tak. Po 20. długich minutach wstała i powiedziała: „Musicie natychmiast jechać do szpitala! Niestety, podejrzewam raka wątroby”. Nogi się pod nami ugięły. Mieliśmy ochotę krzyczeć z niemocy i zdezorientowania! Bo przecież to nie może dotyczyć naszego syna! On jest jeszcze za mały na takie cierpienie... Zbyt mały na śmierć...
Później już wszystko działo się ekspresowo.
Przyjęcie do Przylądka Nadziei we Wrocławiu – USG, rezonans, rentgen, punkcja i masa innych wyczerpujących badań… Lekarze wciąż powtarzali: "Proszę nie płakać, przecież jeszcze nic nie wiemy – to nie musi być nic poważnego." Jednak intuicja matki nie zawodzi...
Kilka dni później zostaliśmy wezwani do pokoju lekarskiego. Teraz już śmiało mogę powiedzieć, że złe informacje czuje się w powietrzu. Padła diagnoza: neuroblastoma IV stadium z przerzutami do wątroby, trzustki, kości, krwi... A potem: "Nie wiem, czy Państwa synek przeżyje. To bardzo ciężka choroba." Nie życzę najgorszemu wrogowi, aby kiedykolwiek usłyszał takie słowa... Ból, jaki wtedy czuliśmy, był tak palący, że nie mogłam nic powiedzieć, ani złapać oddechu. Jedyne, o czym myślałam to żeby stamtąd wybiec i przytulić mojego syna.
Długo nie mogliśmy się pozbierać po tym, co usłyszeliśmy. Mijały dni, a my wciąż żyliśmy jak w koszmarze. Wiedzieliśmy jednak, że nie możemy się poddać!
Gdy minął pierwszy szok, zaczęło się działanie...
Zaczęliśmy rozpaczliwe poszukiwania klinik i szpitali w całej Europie, które specjalizują się w leczeniu tego typu chorób. W ten sposób trafiliśmy na miejsce, które stało się naszym światełkiem w tunelu. Skontaktowaliśmy się z kliniką w Barcelonie i profesorem Mora, który jest najlepszym specjalistą w dziedzinie neuroblastomy na świecie! On zobaczył szansę dla naszego dziecka!
Niestety, aby doszło do leczenia, musimy zebrać potwornie wysoką sumę - około 1,5 miliona złotych! W dodatku mamy mało czasu... Stawka jest jednak największa – życie dziecka!
Prosimy więc wszystkich o pomoc, o to, by razem z nami ratować naszego malutkiego synka! On ma dopiero roczek i całe życie przed sobą! Nie zdążyłam go jeszcze nauczyć samodzielnie jeść, jeździć na rowerku i bawić się w chowanego...
Nie mogę pozwolić na to, aby mój synek nie doczekał swoich 2. urodzin... Błagam, pomóż!
Rodzice
🛎 Zobacz rozpaczliwy apel rodziców:
Licytacje:
Dowiedz się więcej: