Umieram na białaczkę i stoję przed ostatnią szansą. Mam tylko kilka dni, by rozpocząć leczenie!

Umieram na białaczkę i stoję przed ostatnią szansą. Mam tylko kilka dni, by rozpocząć leczenie!
Lek ostatniej szansy – Inotuzomab
Zakończenie: 14 Września 2018
Rezultat zbiórki
"Kochani.. to mój ostatni tu głos.. głos pełen nadziei na wolność od bólu i trosk ziemskiego życia.. nadzieję tą zabieram tam ze sobą, zostawiając każdemu z Was jej cząstkę.. na to, że kiedyś się znów spotkamy wolni od życia w nieustannym pośpiechu, pogoni za czymś, co ulotne.. Jak wiecie mój ziemski pośpiech w pewnym momencie życia ostro wyhamował, a wszystkie siły skierowałem na przeciwnika ciężkiej wagi.
Przez ponad 3 lata to ja byłem zwycięzcą, lecz przyszedł moment, kiedy musiałem złożyć broń.. dziś wiem, że moja walka tak długo stawiała mnie w pozycji zwycięzcy dzięki Wam.. Waszej sile i wsparciu! Mając za sobą tak wielką armię cichych aniołów, walka ta musiała być wygraną.. jednak ze śmiercią nawet zastępy aniołów nie są w stanie wygrać..
Dziękuję za wsparcie, miłość, dobre słowo, każdy uśmiech tak cenny w tych chwilach.. zabieram go ze sobą.
Bądźcie dalej cichymi bohaterami każdego dnia.. Żegnajcie i do zobaczenia po lepszej stronie tęczy."
Oskar
Opis zbiórki
Przyjechaliśmy tu razem z białaczką, ale wrócić chcę sam. Tu w Izraelu miałem dostać ostatnią szansę i dostałem. Mogę dalej żyć, ale muszę otrzymać jeszcze pewien lek, który zdecyduje o wszystkim – Inotuzomab. Ten lek to dla mnie wszystko, o czym marzę, bo dzięki niemu, mogę zostawić chorobę tutaj. Opowiadałem już Wam o mojej walce, a teraz chciałbym opowiedzieć o zwycięstwie. Chciałbym całemu światu wykrzyczeć to, że po 4 latach szpitali, chemii, bólu i niepewności, pokonałem białaczkę!
W Polsce, kiedy czekałem na swoją szansę, czułem, jak uchodzi ze mnie powietrze. Groziło mi hospicjum, bo gdy 4 raz wraca do kogoś nowotwór, lekarze godzą się, z tym że przegrali. Ja pogodzić się nie umiem, bo mam 25 lat, bo moje życie było fajne. Trudniej położyć krzyżyk na sobie niż na kimś… Jedyna szansa była właśnie tu, gdzie teraz dzięki Wam jestem. Terapia potrwa tylko 60 dni – za dwa miesiące okaże się, czy będę żył. Wyobrażacie sobie te emocje? Bez dodatkowego leku, po prostu wrócę do domu...
CAR-T-CELL i wszędzie ograniczenia wiekowe do 21 lub 25 roku życia, rocznikowo mam 26, ale udało się w Izraelu, bo tu nie ma ograniczeń wiekowych. Szansa na pełne wyleczenie była właśnie tutaj. Dzięki Wam jestem w klinice, przyjechałem z lotniska prosto na badania. Czekam na leczenie, marzę o życiu i martwię się, bo po badaniach koszty okazały się znacznie większe…
Wiem, że to bardzo mało czasu, ale chce się ratować ze wszystkich sił i muszę spróbować, dlatego proszę raz jeszcze o ratunek. Moja historia może skończyć się dobrze mimo tak wielu przeciwności.
Choć moje życie było fajne i czerpałem z niego wiele radości, dzisiaj opowiadam tylko o ostatnich chwilach, o umieraniu i walce o życie, bo teraz tylko to się liczy…
Wszystko zaczęło się w 2015 roku 23 sierpnia, ból żebra, następnie ostry ból w plecach odcinek lędźwiowy, wizyty u fizjoterapeutów – masaże, które nie przynosiły żadnych efektów, wizyty u neurologów, ortopedów, same błędne diagnozy, a ja poruszałem się z coraz większym bólem. Nie mogłem się ubrać, ból rozprzestrzenił się na cały układ kostny, a ja, jak się okazało, chodziłem ze skompresowanym kręgosłupem w odcinku piersiowym oraz lędźwiowym.
1 października 2015 pojechałem do szpitala, by zrobili mi tomografię komputerową. Po paru godzinach przyszedł lekarz i stwierdził, że jest bardzo źle. Dzień po moich urodzinach – taki prezent... Przeróżne badania, morfologia w porządku, zero odchyleń, ale układ kostny zniszczony – jamy w każdej kości od palców stóp po czaszkę jak przy szpiczaku mnogim, więc założenia były, że to szpiczak, ale nic się nie zgadzało, brak jakiegoś białka, brak odchyleń w morfologii.
Spędziłem parę dni na oddziale – ketonal dożylnie i biopsja z najbardziej uszkodzonego miejsca odcinka piersiowego – th7 pod pełną narkozą.
Bez konkretnej diagnozy wysłano mnie do domu, w gorsecie Javetta, który trzymał mój kręgosłup, który wyglądał jak po ciężkim wypadku. Po miesiącu przyszedł wynik biopsji, brak istotnej patologii, i dalsze poszukiwania. Podejrzewano, że może to tarczyca, ale tarczyca okazała się czysta, prostata, ale nie w tym wieku… Przyszedł czas na kolejny szpital i trepanobiopsję z kolca biodrowego.
Znów 3 tygodnie czekania i przychodzi wynik - 40% nacieku nowotworowego na kości. Diagnoza – chłoniak/białaczka limfoblastyczna. Morfologia pozostała nadal bez odchyleń, jedynie ból kostny. Bez większego strachu, mimo diagnozy i z wolą walki, pojechałem do szpitala i 11 listopada przyjąłem pierwszą w życiu chemię…
Po chemii całkowita remisja, choroba wycofała się, a lekarze od razu zaproponowali przeszczep. Tutaj z pomocą przyszedł brat. Mieliśmy 25% szans, że będzie pasował. Badania odsłoniły pierwszy problem – niestety nie pasuje. Dalsze bloki chemii, miesiąc w szpitalu, miesiąc w domu oraz szaleńcze poszukiwania dawcy w DKMS. Wciąż napływały tylko informacje, że niestety nikogo nie ma. Przeszedłem 3 konsolidacje, 6 leczeń podtrzymujących i zyskałem cały rok spokoju, brak jakichkolwiek objawów i nadzieję, że sama chemia załatwi sprawę.
Chemia nie dała i nie da już rady. Znalazłem leczenie Car T Cell w Izraelu i dzięki Wam tutaj jestem. Lekarze w Polsce zrobili dla mnie to, co jeszcze mogli – zabezpieczyli mój przelot do Izraela. Pierwszy raz usłyszałem, że będę zdrowy, pierwszy raz nikt nie kręcił głową, patrząc na moje wyniki. Powiedzieli mi wprost i krótko, będę żył, ale potrzebuje dodatkowego leku, który poprawi moje rokowania.
Z uwagi na stan zdrowia i zaawansowania choroby plus innych powikłań polekowych nie są w stanie podać metody Car T Cell, konieczne jest przeprowadzenie immunoterapii. Czy będę mógł tutaj zostać zależy tylko od Waszych dobrych serc. Jeszcze raz proszę o pomoc w uratowaniu życia.
Oskar
Do tej pory pisali o mnie: