Dlaczego mama płacze? Ostatnia szansa, by wygrać ze śmiercią, zanim rak zabije Wojtusia

Leczenie ostatniej szansy – Immunoterapia połączona z chemioterapią
Zakończenie: 15 Marca 2020
Rezultat zbiórki
Brak słów...
Rodzinie składamy najszczersze wyrazy współczucia!
Opis zbiórki
Sytuacja jest dramatyczna – nowotwór powrócił – jest już wszędzie, w węzłach chłonnych, w kościach, w szpiku.
Po dwóch latach walki na śmierć i życie Wojtuś był już tak blisko zwycięstwa! Przeszedł przez prawdziwy koszmar, by móc przystąpić do leczenia, na które zbieraliśmy pieniądze. Litry chemii, godziny bólu, na który nie pomagały leki, bardzo poważna operacja i radioterapia? Czy jedno dziecko może tyle wytrzymać? Tak, jeśli nagrodą za to cierpienie jest wyjście ze szpitala, życie, dzieciństwo…
Myśleliśmy, ze najgorsze za nami – dotarliśmy do najważniejszego momentu leczenia. Piątego cyklu immunoterapii lekarze już nie podali… Na ostatniej prostej choroba wróciła! Wojtuś znów musi walczyć na śmierć i życie.
Kiedy sytuacja jest tak dramatyczna, lekarze muszą wytoczyć najcięższe działa. Chemioimmunoterapia to leczenie skojarzone, jedyne, które może w tej sytuacji pomóc. Niestety nie podlega ono refundacji a szacowany koszt to pół miliona złotych! Ostateczny kosztorys leczenia będzie znany niebawem. Nie możemy czekać na jutro, bo jutra może już nie być!
–––––––––––––––––––
Historia Wojtusia brzmi jak koszmar – 3 latka to całe jego życie. Cały ten czas upłynął mu na walce o życie...
Dlaczego nie można nic zrobić, nie można nawet usłyszeć od nikogo, że wszystko będzie dobrze. Nikt nie wie, jak będzie, bo rak, Neuroblastoma IV stopnia, zabiła już mnóstwo dzieci.
Kiedy człowiek walczy z tak potężnym wrogiem, każdy źle postawiony krok może oznaczać koniec. Przychodzi chwila, w ktrórej trzeba wyjść ze szpitala, wiedząc, że za drzwiami zostawia się swoje ukochane dziecko. A przecież rodzic miał być tarczą dla tego kruchego życia, miał osłaniać bezsilność swojego dziecka przed wszelkim złem tego świata.
W tej chwili nie możemy zrobić absolutnie nic więcej. Najbliższe miesiące pokażą, czy nasz 2-letni Wojtuś doczeka kolejnych urodzin… – pisali rodzice, gdy rok temu zakładaliśmy pierwszą zbiórkę.
Dopóki Wojtuś nie wygra, my nie odzyskamy spokoju, dopóki nie wygra ze śmiercią, będziemy z nim i za nim. Wojtek urodził się, by żyć, nie by walczyć o każdy, kolejny dzień.
Wierzymy, że ta gehenna się kiedyś skończy, że leczenie, które wdrożą lekarze, będzie tym właściwym. Wierzymy w nasze dziecko, choć wiemy, że ma dopiero 2 lata i słabnie z dnia na dzień. Marzymy o dniu, w którym weźmiemy go w ramiona, spakujemy rzeczy i zabierzemy do domu, tam, gdzie nie będzie szpitala, zastrzyków, smutnych min i cierpienia w każdej sali. Taki dzień nadejdzie, ale musimy wykorzystać każdą szansę.
Wiemy już, jak bardzo podstępna jest to choroba i wiemy, że przychodzi niepostrzeżenie. Pamiętamy dzień, w którym wszystko się zaczęło, kiedy po badaniu USG okazało się, że Wojtuś ma guza w brzuszku…
Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, co to może oznaczać. W pośpiechu pakowaliśmy rzeczy i jechaliśmy do szpitala. Potem tak wielkie tempo, że nie było nawet czasu na to, by się zastanawiać. Ciosy przyszły ze strony ludzi, na których liczyliśmy. Lekarze nie mieli złudzeń – Neuroblastoma IV stopnia, guz w brzuszku, fatalnie położony, duży…
Statystyki, które można przeczytać na temat tego nowotworu, odbierają nadzieję, ale lekarze nie zostawili nam czasu na to, by płakać.
Z diagnozą nerwiaka zarodkowego współczulnego – Neuroblastomą o wysokim stopniu ryzyka (MYCN dodatni stopień zaawansowania, IV stopień według INSS), trafiliśmy na oddział.
Ukazał nam się obraz, którego zawsze się baliśmy. Wojtusiowi założono centralne wejście, dostał swoje łóżko i worek z chemią ze swoim imieniem. Tak rozpoczęła się walka o życie…
Biopsja wykazała 92% zainfekowanego szpiku. Nowotwór szalał już na dobre, nie było czasu do stracenia.
Wojtuś otrzymał 8 cykli chemioterapii – niewyobrażalna ilość trucizny skierowanej w nowotwór. Trucizna zadziałała i 28 stycznia Wojtuś przeszedł ciężką i bardzo skomplikowaną operację usunięcia guza. Doktor, który operował nasze dziecko, mówił, że było bardzo trudno, bo guz rozrastał się pomiędzy organami wewnętrznymi. Udało się, operacja przebiegła pomyślnie, a Wojtuś wracał do siebie na OIOM-ie. Trudno się cieszyć, kiedy widzi się własne dziecko na takim oddziale, ale sam Wojtuś zadbał o to, byśmy nie mieli czasu o tym myśleć.
Na trzeci dzień po operacji próbował siadać, a dwa dni później chciał już chodzić. Czuliśmy, jak chwile radości wyłaniają się z całego morza smutku i rozpaczy, które towarzyszą nam przez ostatnie miesiące.
Chemia i operacja to sam początek leczenia, potem przyszedł czas na chemię zerującą i przeszczep szpiku. Wojtuś rozpoczął immunoterapię, ale nie dostał szansy, by wyzdrowieć!
Ostatnim bastionem lekarzy jest leczenie, które łączy w sobie kosztowną immunoterapię i chemię. To od tej terapii zależy teraz wszystko! Wojtuś nie wie, o jak ważną sprawę przyszło mu walczyć w 3 roku życia. My wiemy, że w tej chwili nasze dziecko walczy o wszystko. Chcemy mu pomóc na tyle, na ile pozwala współczesna medycyna. Potrzebujemy Waszej pomocy. Nie mamy czasu, a nie możemy się spóźnić, dlatego prosimy Was ze wszystkich sił o pomoc w ratowaniu życia naszego dziecka.
Chcemy, byście wiedzieli, że nie można zrobić niczego większego dla drugiego człowieka, niż uratować jego dziecko. Chemioimmunoterapia, która nie jest refundowana. Dlatego znowu zmuszeni jesteśmy prosić Was o pomoc. Sami nie jesteśmy w stanie zapłacić za leczenie, a koszty są ogromne. Prosimy, pomóżcie nam uratować nasze dziecko. Kazda złotówka może w tej chwili zaważyć na jego życiu.
Rodzice