

Nieuleczalna choroba odbiera Annie sprawność! Pomóż!
Cel zbiórki: Leczenie i rehabilitacja
Wpłać, wysyłając SMS
Przekaż mi 1,5% podatku
Przekaż mi 1,5% podatku
Cel zbiórki: Leczenie i rehabilitacja
Opis zbiórki
Kiedy skończyłam 33 lata, zmarł mój ukochany mąż. Zostałam sama z czwórką dzieci oraz diagnozą postępującego stwardnienia rozsianego. Dziś, ponad dwadzieścia lat później, moje dzieci są już dorosłe, jednak choroba sprawia, że sama potrzebuję opieki…
Wszystko zaczęło się w 1995 roku. Obudziłam się po nocy i zaczęłam widzieć podwójnie. Z początku to zbagatelizowałam, ale kilka miesięcy później, pewnego ranka, moja ręka była całkowicie zdrętwiała i ciężka. Następnego dnia mrowienie objęło całą lewą stronę mojego ciała – od czubka głowy do czubków palców.
Droga do diagnozy była długa. Część specjalistów podejrzewała udar albo reakcję alergiczną. Wynik rezonansu magnetycznego rozwiał jednak wszystkie wątpliwości. Zdiagnozowano u mnie stwardnienie rozsiane. Miałam wtedy 27 lat. Byłam przerażona.
Gdy dowiedziałam się, że choroba jest nieuleczalna, całkowicie się załamałam. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to zdanie: „Będę sparaliżowana”. Chciałam odpędzić tę myśl jak najdalej. Nikomu nie mówiłam o swojej chorobie, starając się żyć tak jak dawniej.

W 2001 roku, po śmierci męża, mój świat rozsypał się na drobne kawałeczki. Choroba postępowała, a ja nie wiedziałam, jak mam się pozbierać. Całymi dniami byłam zmęczona, cierpiałam na bolesne skurcze mięśni i odrętwienia, przez cały rok walczyłam z zapaleniem dróg moczowych.
Nikt poza bliskimi przyjaciółmi i rodziną nie wiedział, że cierpię. Byłam zawstydzona chorobą. Czułam, jak staje się moim coraz większym ciężarem. Zdecydowałam, że pora na rozmowę z psychiatrą.
Lekarz bardzo mi pomógł. W końcu poczułam, że mam z kim porozmawiać. Opowiedzenie komuś, jak naprawdę się czuję i co dzieje się z moim ciałem, sprawiło, że było mi znacznie lepiej. Niestety, nie oznacza to, że symptomy stwardnienia zniknęły. Choć dziś mam znacznie lepsze nastawienie do walki, stwardnienie nie odpuszcza.
Obecnie mieszkam sama w małej miejscowości na Mazowszu. Dzieci wyjechały za granicę za pracą, pomagają mi, jak mogą. Niestety ta ciężka, nieuleczalna choroba z dnia na dzień pogarsza sytuację.
Jest mi coraz ciężej radzić sobie nawet z codziennymi czynnościami, chociażby chodzeniem. Leki, rehabilitacja i dojazdy na wizyty u specjalistów są olbrzymim wydatkiem przy mojej małej rencie. Jeśli są wśród Was ludzie dobrej woli, gotowi mi pomóc, będę niezmiernie wdzięczna za każdy gest!
Anna
- Mateusz20 zł
- Wpłata anonimowa10 zł
- OlaX zł
- Natalia20 zł
Dużo siły
- Wpłata anonimowaX zł
- karol d100 zł