
Zamiast planować życie – walczę o nie❗️Bez Was nie dam rady❗️
Cel zbiórki: Leczenie i koszty z tym związane, pomoc w trudnej sytuacji
Wpłać, wysyłając SMS
Cel zbiórki: Leczenie i koszty z tym związane, pomoc w trudnej sytuacji
Aktualizacje
"Bibianna poprosiła, żebym zgolił jej głowę..." – koniecznie przeczytaj wzruszający wpis narzeczonego❗️
Kochani,
dziś to ja – narzeczony Bibianny, postanowiłem opowiedzieć Wam, z czym aktualnie się zmagamy. Święta zbliżają się wielkimi krokami, a ja, zamiast ubierać choinkę i pakować prezenty, klęczę przy łóżku miłości mojego życia. Ze łzami w oczach patrzę, jak choroba odbiera jej siły...
Cała nasza codzienność podporządkowana jest walce o życie Bibianny. Czas wielkiej radości zastąpił koszmar, którego nie możemy opanować. A przecież mieliśmy tworzyć listę gości na nasz ślub, uczyć się pierwszego tańca...
Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym poprosiła mnie, żebym zgolił jej głowę. Drżącymi rękoma trzymałem maszynkę, a łzy napływały mi do oczu. Nie sądziłem, że dorosły mężczyzna może mieć w sobie aż takie silne emocje.
Moja narzeczona jest już po 6 cyklach chemioterapii, a jej organizm jest bardzo osłabiony. Miewa silne krwotoki z nosa, a każdy ruch wymaga od niej ogromnego wysiłku. Patrzę na nią i serce mi pęka... Ona nie powinna toczyć takiej walki! Ma dopiero 22 lata!
Czekamy na wyniki badań genetycznych. Potem mamy zaplanowaną konsultację, na której dowiemy się, jak wygląda sytuacja z nowotworem i jakie będą kolejne kroki leczenia. Ta niewiadoma, bezsilność i czekanie są najgorsze...

Bibianna psychicznie również jest bardzo osłabiona. Musiała umówić się do psychiatry, przyjmuje leki i chodzi na terapię do psychologa. Dzięki temu jest trochę lepiej, ale cała energia, która w niej drzemie, poświęcona walce o życie. A ja... Stoję przy niej, trzymając za rękę i próbując dodać choć odrobinę otuchy i nadziei w tym strasznym czasie.
Z całego serca dziękujemy za każdą wpłatę, każde udostępnienie i każde ciepłe słowo. To dzięki Wam Bibianna może walczyć dalej. W tym świątecznym czasie prosimy Was, bądźcie naszą nadzieją, która pozwoli nam przetrwać!
Sebastian, narzeczony Bibianny
Opis zbiórki
23 lutego 2025 roku skończyłam 22 lata. Dzień później przeszłam swoją pierwszą operację. To miał być kolejny krok do postawienia prawidłowej diagnozy, po dwóch latach tułania się po gabinetach. Nie spodziewałam się jednak, że kilka tygodni później usłyszę słowa, które złamią mój świat…
Do końca życia nie zapomnę słów lekarza – „nowotwór złośliwy z przerzutami”. Zamarłam i poczułam, jak moje życie zatrzymało się w miejscu. Jakby ktoś zgasił światło i włączył ciszę, której nie da się opisać. Dwa lata bólu, szukania diagnozy, chodzenia od lekarza do lekarza… Każdy mówił co innego. Słyszałam, że to endometrioza. Zostałam wprowadzona w sztuczną menopauzę, brałam hormony. Byłam poddawana leczeniu, którego, jak się okazało, wcale nie potrzebowałam.
Prawdziwy problem rósł w środku mnie z dnia na dzień, w ciszy. A ja – gasłam. Ból, leki, zastrzyki i łzy były moją codziennością. Gdy dziś o tym myślę, trudno mi uwierzyć, że lekarze przez tak długi czas nie stwierdzili nowotworu. Dopiero w styczniu 2025 roku trafiłam do lekarki, która natychmiast skierowała mnie do szpitala.
24 lutego miałam pierwszą operację – wyłuszczenia torbieli i pobrania wycinków. 13 marca usłyszałam wyrok: złośliwy RAK, z przerzutami. To wyjątkowo agresywna postać nowotworu, która najczęściej wykrywana jest już w zaawansowanym stadium. To nie jest „zwykły guz” – szybko się rozwija, daje przerzuty… To cichy zabójca, który przez długi czas nie daje jednoznacznych objawów – dlatego tak wiele kobiet dowiaduje się o nim za późno. Tak było i u mnie…

Musiałam przejść także operację usunięcia jajnika, a 12 maja 2025 roku zaczęłam chemioterapię. Czeka mnie kilka cykli, tomograf i być może kolejne chemie. A potem? Nie wiem. Lekarze próbują dać mi jak największe szanse – nie tylko na przeżycie, ale też na to, bym kiedyś mogła mieć dzieci. Ale nie ma żadnej pewności. Teraz priorytetem jest dla mnie jedno: PRZEŻYĆ.
Nie mam już siły ani środków. Nie pracuję – nie jestem w stanie wstać z łóżka. Nie mam renty, zasiłku, żadnego świadczenia… A koszty leczenia, badań i dojazdów przekraczają moje możliwości. Pomaga mi mój narzeczony, ale przez moją chorobę jego praca zeszła na drugi plan. Zasoby się kończą, oszczędności już nie ma, a rachunki nie przestają przychodzić…
Bez Waszej pomocy nie dam sobie rady. Muszę uzbierać na leczenie, na życie. Proszę, pomóżcie mi, ratujcie! Wiem, że ten świat potrafi być okrutny – ale wierzę też, że jest pełen dobrych ludzi. Takich, którzy nie odwracają wzroku i wierzą, że warto pomagać. Potrafią dać nadzieję, nawet gdy ona gaśnie.
Z całego serca proszę Was – jeśli możecie, wpłaćcie choćby symboliczną kwotę. Jeśli nie możecie, udostępnijcie ten apel. Niech dotrze do osób, które mogą pomóc. Wasze wsparcie to nie tylko pieniądze. To nadzieja, że nie jestem sama, że moje życie ma wartość, że nie przegrałam! Dziękuję Wam za wszystko.
Bibianna
- Wpłata anonimowaX zł
- Wpłata anonimowaX zł
- Ania i Grzegorz100 zł
- Wpłata anonimowa50 zł
Jezu Ty się tym zajmij 🙏🏻
- Wpłata anonimowa50 zł
- Wpłata anonimowa100 zł