Jeden na kilka milionów... Tragiczny pech i choroba, którą odebrała wszystko. Pomagamy Damianowi!

Damian Julkowski
Zbiórka zakończona

Jeden na kilka milionów... Tragiczny pech i choroba, którą odebrała wszystko. Pomagamy Damianowi!

Cel zbiórki:

Terapia komórkami macierzystymi - 5 podań

Zgłaszający zbiórkę: Lepsze Jutro Dziś
Damian Julkowski, 26 lat
Gniezno, wielkopolskie
Stan po przebytym udarze rdzenia
Rozpoczęcie: 17 Maja 2019
Zakończenie: 24 Listopada 2021

Opis zbiórki

Byłem zupełnie zdrowy, choć trudno w to uwierzyć patrząc na te zdjęcia… Ja jednak pamiętam bardzo dobrze: biegałem na podwórku, grałem z chłopakami w piłkę, cieszyłem się życiem! Miałem tylko 14 lat, gdy w ciągu zaledwie dwóch dni sparaliżowało mi całe ciało, zacząłem umierać. Pech, przypadek jeden na miliony i krok od śmierci… Wiele razy balansowałem na granicy, a teraz, po wielu latach, w końcu mam szansę odzyskać zdrowie! Bardzo Cię proszę, pomóż mi w tym…


Moja historia brzmi jak najgorszy koszmar, a przecież wydarzyła się naprawdę, choć tak trudno w to uwierzyć… Doskonale pamiętam tamten dzień. Był styczeń 2011 roku, właśnie zaczynały się ferie zimowe. Bolały mnie plecy, ale poszedłem do szkoły — to był ostatni dzień przed feriami. W szkole ból się nasilił. Chociaż miałem już 14 lat, płakałem jak dziecko. Ból stał się w jednej chwili nie do zniesienia, przestałem mieć czucie w ręce. Przyjechała siostra, zabrała mnie do domu. Tam wydarzyła się tragedia…

Damian Julkowski


Czułem się fatalnie, mieliśmy jechać do lekarza, ale zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłem do łazienki, nie wyszedłem już z niej… Straciłem władzę w drugiej ręce i nogach, a chwilę później w całym ciele. Byłem sparaliżowany, strach wdarł się w każdą komórkę ciała. Moi bliscy wpadli w panikę. Nikt nie wiedział, co się dzieje! Przecież dzień wcześniej biegałem, bawiłem się z kolegami, a teraz nagle to!? Nie uderzyłem się, nic mi się nie stało. Paraliż i ból przyszły same z siebie!

W szpitalu przestałem oddychać, paraliż postępował. Zostałem intubowany, oddychał za mnie respirator, choć to już nie pamiętam — straciłem przytomność. Z Gniezna karetką na sygnale do Poznania, na OIOM. Lekarze musieli wprowadzić mnie w śpiączkę na dwa tygodnie. Gdy się obudziłem, mogłem tylko ruszać oczami… Czułem się, jakbym znalazł się z najgorszym koszmarze, chciałem się obudzić! Niestety, to działo się naprawdę…


Po dwóch miesiącach trafiłem na oddział rehabilitacyjny. Tam stopniowo odzyskałem władzę nad głową, mogłem już nią ruszać. Zacząłem mówić, samodzielnie oddychać i delikatnie poruszać ręką. Niestety, na tym się skończyło... Żyłem nadzieją, że odzyskam zdrowie sprzed tego tragicznego dnia, ciężko pracowałem, ale wszystko na nic. W takim stanie byłem do czerwca 2018 roku. Prawie całkowicie sparaliżowany, jednak nigdy się nie poddałem. Skończyłem szkołę, potem studia. Cały czas jednak nie mogłem pogodzić się z tym, co się stało…

Damian Julkowski


Równo rok temu dostałem zapalenia płuc, które nie dało objawów. Czułem się tylko gorzej, spadała saturacja. Trafiłem na SOR, podali mi tlen i odesłali do domu mówiąc, że już wszystko dobrze. Za kilka godzin trafiłem znowu do szpitala… Okazało się, że jestem już zatruty dwutlenkiem węgla, straciłem przytomność…

Koszmar wrócił. Znowu reanimacja, śpiączka, intensywna terapia. Nie było w ogóle wiadomo, czy się wybudzę, a nawet jeśli, to w jakim stanie… Lekarze obawiali się o niedotlenienie mózgu. Nie dość, że moje ciało nie działało, to teraz było ryzyko, że stanę się “roślinką”...

W końcu wybudzili mnie, wydawało się, że jest dobrze. Pojawiły się jednak komplikacje, miałem uszkodzoną tchawicę, prawdopodobnie od rurki tracheotomijnej. Do tego zrobiła się paskudna, krwawiąca odleżyna. Krew spływała do płuc, tam krzepła, musiałem znów być pod respiratorem… Jeszcze wiele razy było ze mną tak źle, że musieli znowu wprowadzać mnie w śpiączkę. W końcu serce mi stanęło, musieli mnie reanimować...

Do domu wróciłem po 10 miesiącach, w kwietniu tego roku. W końcu oddycham sam, ale respirator ciągle jest w pogotowiu, bo nigdy nic nie wiadomo. Co właściwie mi jest? Gdy zachorowałem, wszyscy trzymali się diagnozy, że to zapalenie rdzenia kręgowego, które pojawiło się nie wiadomo skąd. Po prostu pech… Dopiero trzy lata później w innym szpitalu lekarze dokładnie zapoznali się z wynikami i wykluczyli tę chorobę. Płyn mózgowo-rdzeniowy był czysty, o zapaleniu nie mogło być mowy. Ustalono, że to udar rdzenia kręgowego — coś jak zawał serca, tylko w rdzeniu. Wtedy puchnie i zaczyna uciskać na nerwy. Efektem jest niedokrwienie całego działa i paraliż od ucisku… Lekarz powiedział, że zdarza się raz na kilka milionów.

Damian Julkowski


Dzisiaj na moim rdzeniu są zrosty, blizny, które nadal uciskają, dlatego jestem sparaliżowany. Kilka lat temu dowiedziałem się o komórkach macierzystych, ale wtedy było to w fazie testów. Jednak gdy okazało się, jak dobre rezultaty przynosi ta terapia, zgłosiłem się do kilku ośrodków. Dostałem kwalifikację z kliniki z Częstochowy. Dają mi szansę na odzyskanie pełnej sprawności! Cała terapia to 10 podań komórek macierzystych, które mają zregenerować rdzeń. Dzięki wielu dobrym ludziom udało mi się zebrać na pierwsze 5. Żeby dokończyć terapię, brakuje ok. 150 tysięcy złotych… Bardzo Cię proszę o pomoc. To moja jedyna szansa i nadzieja na odzyskanie zdrowia...


Damian

Obserwuj ważne zbiórki