Cud życia, który może trwać. Pomóż Franiowi!

terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku - 6 podań
Zakończenie: 1 Czerwca 2019
Rezultat zbiórki
Wyjazd i pobyt w Bangkoku wiele dla nas znaczył. Od początku wiązał się z ogromnym stresem, pracą. Wiedzieliśmy to od początku, wierzyliśmy jednak, że Franek da radę.
Zresztą musiał dać radę, skoro udało się zebrać pieniądze dzięki Wam ? uzyskać zgodę lekarza i linii lotniczych na lot, wypełnić i ogarnąć stosy dokumentów, załatwić ubezpieczenia i spakować się. No to innego wyjścia Królewicz nie miał!
Tak więc przemierzyliśmy tysiące kilometrów, przelecieliśmy 12 h 25 min łącznie w jedną stronę. Przeżyliśmy 6 przeszczepów komórek macierzystych, w tym 4 narkozy i 4 wkłucia do rdzenia. Codzienne ćwiczenia usprawniające i pobudzające komórki do pracy.
Bangkok zaskoczył nas swoją skrajnością. Z jednej strony luksus, piękne wieżowe, super infrastruktura, z drugiej ubóstwo, mnóstwo śmieci, szczury, brud. Przeraziło nas powszechne, a wręcz nałogowe wykorzystanie plastiku. Na każdym kroku marnowanie plastikowych toreb, butelek, pudełek... A większość z nich trafia do rzek ;(
Bangkok będzie nam się kojarzył też z przemiłymi, uśmiechniętymi ludźmi, którzy dbali o nas w czasie tego pobytu. A no i atrakcja turystyczna nr 1 to Franek przez te "tjuningi" ;) rurkowych ludzi w Azji nie spotkacie (selekcja naturalna).
Co teraz z nami, z tymi efektami? Franciszek musi intensywnie pracować, pierwsze efekty powinny pojawić się od 3 do 6 miesięcy po przeszczepie. Jesteśmy dumni z Frania, bo dał z siebie mnóstwo energii, choć opadł z sił na końcu, to w pełni akceptujemy, bo miał do tego prawo.
Jeszcze raz wszystkim dziękujemy!
Monika i Marcin, rodzice Frania
Opis zbiórki
To, że żyjemy, jest prawdziwym cudem - i ja, i Franek. Ciąża przebiegała książkowo, to było nasze pierwsze, wyczekane dziecko! Wszystko szło doskonale, aż nagle… bum! Pęknięty tętniak w moim brzuchu był jak wybuch bomby. Omal nie zabił mnie i mojego synka. Bóg jednak miał dla nas inny plan. Żyjemy! Dał mi siłę, bym mogła zająć się Franiem, który nigdy już nie będzie zdrowy. Teraz pojawiła się dla niego niesamowita szansa! Bardzo prosimy, pomóżcie nam ją wykorzystać…
Franio ma 1,5 roczku. Ile przed nim jeszcze miesięcy, lat życia? Nikt nie jest w stanie nam tego powiedzieć. Jednak od pierwszych chwil jego życia robimy wszystko, by był szczęśliwy. Chociaż lekarz od początku mówili, że będze tylko leżał, nie widział, nie słyszał, że będzie roślinką, dzisiaj nasz Franas Ananas zadziwia wszystkich swoją siłą! Wierzę, że jeszcze wiele dobrego przed nim...
Nasz synek przyszedł na świat 5 września 2017 roku i do porodu był zdrowym chłopcem. Nie wykryli mi wcześniej tętniaka tętnicy śledzionowej. Gdy przyszedł ból, myślałam, że zaczęłam rodzić. W szpitalu okazało się, że to pękł tętniak. Oberwał mi wszystkie narządy wewnętrzne. Najgorsze było to, że przecież Franio był wtedy w moim brzuchu. On oberwał najmocniej… Miał być szczęśliwy poród, a zmienił się w walkę o życie.
Cesarskie cięcie trwało 4 minuty, lekarze robili wszystko, by nas ratować. Wtedy aż trzy razy zatrzymało mi się krążenie. W tym samym czasie reanimowano mnie i synka, a na korytarzu mąż szalał z rozpaczy. Franio urodził się w ciężkiej zamartwicy, miał silne niedotlenienie. Kolejne cztery miesiące trwała walka o jego życie, ja w tym czasie leżałam w śpiączce farmakologicznej.
Mogłam poznać synka dopiero wtedy, gdy skończył miesiąc, a do domu wróciliśmy dopiero wtedy, gdy skończył 4. Wtedy stan Frania był bardzo zły, zdaniem lekarzy nie widział i nie słyszał. Był niezwykle wiotki, nie miał nawet siły utrzymać główki. Taki maleńki i kruchy… Trafiliśmy pod opiekę hospicjum domowego, musieliśmy nauczyć się opiekować maleńkim, chorym dzieckiem. Nie było to łatwe, ale bardzo się staraliśmy.
Chociaż mogliśmy się załamać, dziś wiemy, że mieliśmy szczęście. Mogliśmy nie przeżyć, mogło umrzeć któreś z nas, mogliśmy oboje stać się „roślinkami”. Ja przetrwałam, żeby opiekować się synkiem - właśnie tak na to patrzę. Nauczyliśmy się kochać inaczej, cieszyć się naszym szczęściem i z całych sił walczyć o to, by Franek był jak najbardziej sprawny.
Od początku prognozy były bardzo złe, a dziś widzimy ogromne sukcesy! Franio rozumie, komunikuje się z nami, widzi i słyszy! Chyba najbardziej brakuje mi jego uśmiechu, bo synek nie ma mimiki. A przecież rodzice tak bardzo czekają na uśmiech swojego dziecka… Skupiamy się jednak na pozytywach i staramy się żyć normalnie. Przecież choroba synka to nie wyrok!
Franciszek ma stwierdzona encefalopatie niedotleniowo-niedokrwienną, nie połyka, karmiony jest przez sondę nosowo-żołądkową, ma rurkę tracheotomijną, dzięki której oddycha. Często jesteśmy w szpitalu, czasami na intensywnej terapii. W tych najgorszych momentach towarzyszą nam bliscy, rodzina i przyjaciele, którzy tworzą Franas Team - wspierającą nas drużynę! Dzięki temu dzień za dniem dajemy radę, chociaż terapia, rehabilitacja i wszystkie specjalistyczne sprzęty są niezwykle drogie. Jednak to wszystko jest niezbędne, by Franio miał szansę się rozwijać.
Niedawno stanęła przed nami jeszcze jedna szansa, prawdziwe światełko w tunelu - przeszczep komórek macierzystych w Bangkoku! Kwalifikacja nie była łatwa, staraliśmy się o nią od początku roku. Tony zaświadczeń, zgód, ale i tak słyszeliśmy „wstrzymajcie się, jest jeszcze mały". Nie daliśmy za wygraną i wraz z pomocą polskiej koordynator postanowiliśmy przesłać filmiki z Franciszkiem. Tajscy lekarze, kiedy zobaczyli, jak funkcjonuje Franek, dali nam szansę i nadzieję na lepsze jutro! Mamy czas do czerwca. To tylko kilka miesięcy, by zebrać niewyobrażalną dla nas kwotę...
Komórki macierzyste mają olbrzymi potencjał do namnażania się oraz wyjątkowe zdolności do przekształcania – mają możliwości odbudowujące lub zastępujące uszkodzone komórki. Dlatego tak bardzo chcemy skorzystać z możliwości tej terapii. W Bangkoku lekarze robią to od wielu lat, mają ogromne doświadczenie, poza tym Franek ma szansę dostać 300 mln niemrożonych komórek macierzystych (6 przyczepów po 50 mln) w krótkim czasie, a dodatkowo klinika obejmuje ten proces kompleksową rehabilitacją, co przynosi o wiele lepsze efekty w leczeniu, niż mogliby nam zaoferować w Polsce.
Kiedy los zabiera Ci Twoje marzenia, dostosuj marzenie do losu – dziś naszym jedynym marzeniem jest samodzielność Franciszka. Każdy dzień z synkiem uważam za dar od Boga, dar, który przyjęłam z wielką pokorą i miłością. Dziś proszę o pomoc, o to by przyszłość Franka mogła być jeszcze lepsza! Obiecujemy, że nie zmarnujemy tej szansy.
Monika, mama Frania