Rak atakuje kolejne organy, a ja opadam z sił! Pomóż, bym wciąż mogła być mamą dla moich synów!

Alternatywne leczenie ostatniej szansy w Meksyku
Zakończenie: 20 Listopada 2020
Opis zbiórki
Pod koniec czerwca 2016 r., zaszłam w drugą, tak bardzo wyczekiwaną i wymarzoną ciążę. W momencie potwierdzenia przez lekarza, że noszę w sobie nowe życie wyczułam guzek w lewej piersi. Lekarz mówił, że to zmiany, które mogą towarzyszyć ciąży. Po badaniu USG piersi, niestety okazało się, że był to rak w najbardziej agresywnej postaci. W momencie diagnozy zaatakowane były także węzły chłonne. Konieczne było natychmiastowe wdrożenie leczenia. Choć było mnóstwo obaw związanych z przyjmowaniem chemioterapii w ciąży, zdecydowałam się donosić i urodzić dziecko. Podjęłam najcięższą walkę w życiu.
Przyjęłam nowoczesną chemioterapię, a zmiany zaczęły się cofać. Guz, mimo że po porodzie zajmował prawie całą pierś, zniknął bez śladu, zmiany z płuc wycofały się, a na wątrobie pozostały dwie niewielkie. Zrobiono mi radioterapię kręgosłupa, wreszcie mogłam chodzić o własnych siłach. Wydawało się, że choroba była pod kontrolą. Niestety radość nie trwała zbyt długo. Podczas rutynowej samokontroli wyczułam guzek w tej samej piersi. Kontrolne USG i biopsja potwierdziły moje obawy. Kolejna zła wiadomość, była taka, że pojawiły się przerzuty do mózgu.
Choroba odebrała mi kobiecość - usunięto mi jajniki, jestem po obustronnej mastektomii. Zaczęłam szukać ratunku za granicą i tak trafiłam do Meksyku. Znów w moim sercu pojawiła się iskierka nadziei, że moi synowie - 8-letni Nikodem i 3-letni Jaś zdążą mnie zapamiętać, nie tylko ze zdjęć.
Nigdy nie przypuszczałam, że będę musiała prosić ludzi o pomoc. Niestety leczenie w Meksyku jest bardzo drogie, a oszczędności się kończą i bez Waszej pomocy nie mam szansy pokonać choroby. Chcę żyć jak najdłużej, dla moich dzieci i męża. Błagam o pomoc!
Kasia