Skarbonka zakończona
Skarbonka

#DobroWraca -Leoś

Avatar organizatora
Organizator:Wioleta Wasieczko

Skarbonka została założona z inicjatywy organizatora, który odpowiada za jej treść.

Wioleta Wasieczko

Wioleta Wasieczko

Prosimy, poznaj naszą historię. Pomóż nam ratować dziecko…

 

Gdy Leoś skończył roczek, trafił do szpitala, było już tak źle. A potem dowiedzieliśmy się, że wszystkiemu winna jest śmiertelna choroba, wada w genie SCO2 - jest to choroba mitochondrialna o podłożu genetycznym. Wyniszcza organy o największym zapotrzebowaniu energetycznym, czyli mięśnie serce i mózg. Dzieci dożywają 1,5-roczku… Czy można usłyszeć coś gorszego z ust lekarzy?

 

Gdy Leoś się urodził, był cały siny. Mimo wszystko dostał 10 punktów i wypisali nas do domu. Po miesiącu zaczął się prężyć, a potem zupełnie przestał się rozwijać. Chodziliśmy od lekarza do lekarza. Jeden mówił, że niektóre dzieci tak mają, nie ma się czym przejmować. Inny zlecił dokładne badania. Szukaliśmy przyczyny wszędzie, a z Leosiem było coraz gorzej. Wyskoczyły plamy na ciele, ból wykrzywiał jego maleńkie ciało, rehabilitacja nie pomagała. Potem przyszedł koronawirus i zamknął wszystkich w domu - lekarzy i rehabilitantów też. 

 

 

Dwa dni przed swoimi pierwszymi urodzinami Leoś trafił do szpitala. Najpierw było podejrzenie, a potem już potwierdzenie - śmiertelna choroba, nic nie da się zrobić. Szalejemy z rozpaczy, daleko od synka. Nasza starsza córeczka Pola powiedziała niedawno: “Szkoda Leosia, taki malusieńki, nie poznał jeszcze świata. Niech nie umiera…”

 

 

W otchłani rozpaczy pojawiła się maleńka nadzieja. Iskierka, która oświetla mrok choroby. Dowiedzieliśmy się o Adusiu - maleńkim Aniołku, który walczył z tym samym potworem. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że w Niemczech walczą o takie dzieci - starają się ustabilizować ich stan jak najdłużej się da i co najważniejsze - zminimalizować zmiany w mózgu. Kolejnym krokiem jest wylot do Indii na przeszczep komórek macierzystych i szukanie klinik, lekarzy na całym świecie, którzy szukają ratunku dla takich dzieci, jak nasz Leon. 

 

Wszystko dzieje się teraz, jesteśmy w ferworze walki. Trudno nawet opisać rozpacz, jaka jest w naszych sercach. Złamała je, przecięła na pół… Musimy posklejać nasze serca miłością do synka, do naszej rodziny i walczyć. Obiecaliśmy Leosiowi, że mama i tata się nie poddadzą, że będziemy do ostatniego tchu szukać ratunku. Medycyna wciąż się rozwija, ciągle pojawiają się leki na choroby, które dotąd były nieuleczalne. Dlatego wierzymy, że znajdziemy nadzieję na życie dla naszego synka.

 

Błagamy o to, byście byli z nami w najczarniejszym momencie naszego życia. Byście nie pozwolili nam stracić wiary, że tę śmiertelną chorobę uda się pokonać właśnie jemu, naszemu dzielnemu synkowi. Wasza pomoc daje nam nadzieję...

 

Patrycja i Darek, rodzice Leosia

 

 

6807 złWsparło 249 osób

Wszystkie środki zebrane na skarbonce trafiły
bezpośrednio
na subkonto Podopiecznego:

Wioleta Wasieczko

Wioleta Wasieczko

Prosimy, poznaj naszą historię. Pomóż nam ratować dziecko…

 

Gdy Leoś skończył roczek, trafił do szpitala, było już tak źle. A potem dowiedzieliśmy się, że wszystkiemu winna jest śmiertelna choroba, wada w genie SCO2 - jest to choroba mitochondrialna o podłożu genetycznym. Wyniszcza organy o największym zapotrzebowaniu energetycznym, czyli mięśnie serce i mózg. Dzieci dożywają 1,5-roczku… Czy można usłyszeć coś gorszego z ust lekarzy?

 

Gdy Leoś się urodził, był cały siny. Mimo wszystko dostał 10 punktów i wypisali nas do domu. Po miesiącu zaczął się prężyć, a potem zupełnie przestał się rozwijać. Chodziliśmy od lekarza do lekarza. Jeden mówił, że niektóre dzieci tak mają, nie ma się czym przejmować. Inny zlecił dokładne badania. Szukaliśmy przyczyny wszędzie, a z Leosiem było coraz gorzej. Wyskoczyły plamy na ciele, ból wykrzywiał jego maleńkie ciało, rehabilitacja nie pomagała. Potem przyszedł koronawirus i zamknął wszystkich w domu - lekarzy i rehabilitantów też. 

 

 

Dwa dni przed swoimi pierwszymi urodzinami Leoś trafił do szpitala. Najpierw było podejrzenie, a potem już potwierdzenie - śmiertelna choroba, nic nie da się zrobić. Szalejemy z rozpaczy, daleko od synka. Nasza starsza córeczka Pola powiedziała niedawno: “Szkoda Leosia, taki malusieńki, nie poznał jeszcze świata. Niech nie umiera…”

 

 

W otchłani rozpaczy pojawiła się maleńka nadzieja. Iskierka, która oświetla mrok choroby. Dowiedzieliśmy się o Adusiu - maleńkim Aniołku, który walczył z tym samym potworem. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że w Niemczech walczą o takie dzieci - starają się ustabilizować ich stan jak najdłużej się da i co najważniejsze - zminimalizować zmiany w mózgu. Kolejnym krokiem jest wylot do Indii na przeszczep komórek macierzystych i szukanie klinik, lekarzy na całym świecie, którzy szukają ratunku dla takich dzieci, jak nasz Leon. 

 

Wszystko dzieje się teraz, jesteśmy w ferworze walki. Trudno nawet opisać rozpacz, jaka jest w naszych sercach. Złamała je, przecięła na pół… Musimy posklejać nasze serca miłością do synka, do naszej rodziny i walczyć. Obiecaliśmy Leosiowi, że mama i tata się nie poddadzą, że będziemy do ostatniego tchu szukać ratunku. Medycyna wciąż się rozwija, ciągle pojawiają się leki na choroby, które dotąd były nieuleczalne. Dlatego wierzymy, że znajdziemy nadzieję na życie dla naszego synka.

 

Błagamy o to, byście byli z nami w najczarniejszym momencie naszego życia. Byście nie pozwolili nam stracić wiary, że tę śmiertelną chorobę uda się pokonać właśnie jemu, naszemu dzielnemu synkowi. Wasza pomoc daje nam nadzieję...

 

Patrycja i Darek, rodzice Leosia

 

 

Wybierz zakładkę
Sortuj według