Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Mateusz Andrzejewski
Mateusz Andrzejewski , 32 years old

Wypadek odebrał mi sprawność... Pomóż odzyskać zdrowie!

To był jeden krótki moment. W styczniu tego roku niefortunnie pośliznąłem się na lodzie. Upadek okazał się niestety tragiczny w skutkach, a ja od tamtej chwili wciąż walczę o powrót do sprawności… Wskutek wypadku doszło u mnie do uszkodzenia rzepki. Obecnie nie jestem w stanie w ogóle zginać nogi, co niezwykle utrudnia codzienne funkcjonowanie. Dodatkową trudnością jest fakt, że moja druga noga też nie jest w pełni sprawna. Przed laty doszło w niej do uszkodzenia stawu kolanowego oraz łękotki. Nawet tak podstawowe rzeczy jak przemieszczanie się czy ugotowanie obiadu są dla mnie obecnie ogromnym wyzwaniem. Na co dzień mieszkam z dziadkiem, który ze względu na wiek też potrzebuje wsparcia. Powinienem uczęszczać na rehabilitację i fizykoterapię, lecz ze względów finansowych nie mogę sobie na to pozwolić… Jeżeli nie uda mi się rozpocząć terapii, stan nogi może się pogorszyć, a to będzie oznaczało konieczność korzystania z wózka. Jest to rzecz, której chcę uniknąć za wszelką cenę, ponieważ oznaczałoby to dla mnie zamknięcie w domu – mieszkam w bloku bez windy… Szansą na powrót do zdrowia jest dla mnie operacja nogi, jednak wiąże się ona z ogromnymi kosztami, których nie jestem w stanie udźwignąć samodzielnie…  Proszę, wyciągnijcie do mnie pomocną dłoń. Każda wplata to dla mnie krok w stronę zdrowia ogromna szansa na odzyskanie sprawności! Mateusz

3 868,00 zł ( 5.19% )
Still needed: 70 601,00 zł
Kacper Wesserling
Kacper Wesserling , 19 years old

❗️W makabrycznym wypadku Kacper stracił nogę! POMÓŻ❗️

Kacper od zawsze był uśmiechniętym, pełnym energii chłopakiem. Jak każdy nastolatek, miał swoje marzenia i plany na przyszłość. Zdał egzamin na prawo jazdy, skończył szkołę i zaczął pracę. Planował też wyprowadzić się z domu i wraz z dziewczyną rozpocząć wspólne życie. Niestety, wydarzył się makabryczny wypadek... Do dzisiaj właściwie nikt nie wie, jak to się stało. Pewnej nocy Kacper nie wrócił do domu. Próbowałam się z nim skontaktować, niestety bezskutecznie. Z samego rana zmartwiona i zestresowana pojechałam na komisariat policji. W mojej głowie pojawiały się różne wizje, ale nawet przez chwilę nie spodziewałam się tego, co faktycznie się stało! Policjanci odesłali mnie na pobliski SOR. Wtedy już wiedziałam, że musiała stać się jakaś tragedia! Ta niepewność o los mojego syna była tak przytłaczająca… Gnałam do szpitala, chcąc tylko go zobaczyć, modląc się, że wszystko z nim w porządku!  Moje prośby nie zostały jednak wysłuchane. Jak się okazało, Kacper został potrącony przez pociąg! Nie mogłam w to uwierzyć! Widok poturbowanego, walczącego o życie syna, będzie mi się śnił już chyba do końca życia. Żadna matka nie powinna oglądać swojego dziecka w takim stanie! Kacper w wypadku doznał wielu urazów. Miał złamaną miednicę, żebra i nogę, ostre niedokrwienie prawej kończyny dolnej, pękniętą prawą tętnicę udową oraz uszkodzone nerki i nerwy wzrokowe. Lekarze dawali mu minimalne szanse na przeżycie! Na szczęście go uratowali, ale nie obyło się bez konsekwencji… Obrażenia w obrębie prawej strony ciała Kacpra były zbyt wielkie. Aby uratować jego życie, lekarze byli zmuszeni amputować całą prawą nogę! Byłam przerażona – wiedziałam, że to może przekreślić wszystkie marzenia i plany na przyszłość mojego syna! Kacper spędził wiele długich tygodni w szpitalu. Jego stan na szczęście stopniowo się polepszał. Mimo tych tragicznych wydarzeń, syn się nie poddaje i cały czas walczy o to, by odzyskać resztki swojego dawnego życia i namiastkę normalności. Wszyscy staramy się go wspierać i dodawać otuchy! Obecnie Kacper ma protezę udową z koszem biodrowym. Niestety, używanie jej powoduje obrzęki, otarcia, stan zapalny oraz deformację kikuta. To wszystko sprawia synowi ogromny dyskomfort i ból – z tego względu porusza się głównie o kulach. Już zdecydowanie zbyt długo patrzyłam na cierpienie mojego dziecka! Zrobię wszystko, by wreszcie się zakończyło! Na szczęście pojawiła się nadzieja dla Kacpra na powrót do pełnej samodzielności! Syn został zakwalifikowany do operacji wszczepienia implantu biodrowego, co pozwoli mu na normalne funkcjonowanie. W końcu mógłby uwolnić się od bólu, a przede wszystkim zacząć poruszać się z protezą, w sposób zbliżony do naturalnego!  Procedura wszczepienia implantu niestety nie jest refundowana w ramach NFZ, a koszt zabiegu jest ogromny! Nie mogę pozwolić, by pieniądze stanęły na przeszkodzie w walce o lepsze jutro mojego syna! Z całego serca proszę Was o pomoc – tylko dzięki Wam, marzenia Kacpra o samodzielnym chodzeniu, studiach i pracy mogą się spełnić! Kasia, mama Kacpra

781,00 zł ( 0.73% )
Still needed: 105 602,00 zł
Sara i Antoni Formela
Sara i Antoni Formela , 2 months old

Walczymy nie o jedno, ale o dwa wspaniałe życia❗️Potrzebna pomoc❗️

Wszystko jest łaską… Jestem o tym przekonana, jednak czasem trudno przyjmować i godzić się z rzeczywistością, z którą musimy się z mierzyć… W sierpniu 2023. roku bez testu ciążowego czułam, że noszę pod swoim sercem życie. Jak się później okazało – miało nas ogarnąć podwójne szczęście…  Mamy z mężem trójkę starszych dzieci i zawsze pierwszy trymestr ciąży znosiłam ciężko. Tym razem było jednak naprawdę ekstremalnie. Wiele więc wytłumaczyła informacja od lekarza na badaniu USG, że w moich brzuchu rozwija się dwoje dzieci! Byliśmy przeszczęśliwi – podwójnie! A właściwie kilkukrotnie, bo mąż zawsze marzył o bliźniętach, syn marzył o braciszku, a córeczki o siostrzyczce. Ciąża, mimo że wymagająca, przebiegała bardzo dobrze i bez komplikacji. W 29. tygodniu na badaniach wszystko było dobrze, ale już dwa dni później zaczęłam odczuwać lekki dyskomfort. Poprosiłam męża, by zawiózł mnie do szpitala… Jak się okazało – miałam już wtedy pełne rozwarcie, a dzieci trzymały tylko worki owodniowe. W filmowym tempie trafiliśmy na salę porodową.  Niedługo później na świat przyszła Sara i Antoś: 1350 i 1390 g SZCZĘŚCIA. Myślałam wówczas, że dzieci, ze względu na szybsze przyjście na świat, potrzebują kilku tygodni obserwacji w szpitalu i będziemy mogli zabrać je do domu… Niestety. Bardzo szybko lekarze uświadomili nas, że wcześniaki to tykające bomby, które w każdej sekundzie mogą czymś zaskoczyć. Mieli rację… Ich rozmiary paraliżowały. Te malutkie kuleczki na środku inkubatora to nasze dzieci, choć niedojrzałe, to tak idealne i piękne. Baliśmy się ich dotykać, bo skórka zdawała się być cieniutka jak pergamin. Szybko okazało się, że wyniki są złe… U Sarci zdiagnozowano perforację i martwicze zapalenie jelit, natomiast u Antosia śródczaszkowy nieurazowy krwotok… W przypadku córeczki konieczna była natychmiastowa, poważna operacja. Początkowo miała trwać dwie godziny – zakończyło się na pięciu… Gdy lekarz odebrał telefon, usłyszałam tylko, że jest bardzo źle… Wszyscy przygotowywali nas na najgorsze… Nasze serca krwawiły rozdarte między jednym szpitalem a drugim. Wbrew przewidywaniom i Sara i Antoni z każdym dniem zaskakiwali lekarzy. Zdarzały się infekcje, u Sary także sepsa, jednak nasze dzieci z tego wyszły! Sara po prawie miesiącu została odłączona od respiratora, wróciła do szpitala do brata, gdzie dalej rośli i nabierali sił. Po czasie mogliśmy w końcu zabrać ich do domu – do starszego rodzeństwa... Pozostajemy pod kontrolą specjalistów i wierzymy, że wszystko będzie dobrze. Sara ma wyłonioną stomię, a ja do dziś nie dowierzam, że są dłonie, które potrafią zoperować jelita dziecka, które waży jedynie 1300 g! Codziennie dziękuję Bogu, za wszystkich ludzi, których spotkaliśmy na naszej drodze. Ludzi, którzy uratowali Sarę i Antosia… To niestety nie koniec naszej walki. Dzieci wymagają intensywnej rehabilitacji, dalszego wsparcia specjalistów i stałej opieki. Koszty są bardzo wysokie w przypadku jednego dziecka, a co dopiero dwóch… Wierzymy jednak, że otacza nas mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy nie przejdą obojętnie obok naszej trudnej sytuacji… Bardzo prosimy o pomoc! Rodzice Sary i Antosia

66 279 zł
Kamil Nuckowski
Kamil Nuckowski , 40 years old

Pod uśmiechem Kamila kryją się lata cierpienia! Pomóż w walce o sprawność!

Moje dni przepełnione są dobrem i wdzięcznością za każdą, najmniejszą rzecz. Staram się pomagać każdemu w miarę możliwości i zarażać pozytywnym nastawieniem. Niestety, bywają chwile, w których nie jest to łatwe… Od dzieciństwa tkwię w szponach chorób i niepełnosprawności! W ciągu pierwszych miesięcy życia moi rodzice dowiedzieli się od lekarzy, że już zawsze będę poruszać się na wózku. Diagnoza złamała im serca, jednak to nie wszystko! Teczka z moją dokumentacją medyczną z każdą wizytą stawała się coraz grubsza. Każdego dnia jestem wdzięczny, że postanowili zawalczyć o moją sprawność. To dzięki ich determinacji, licznym operacjom, rehabilitacji i wdrożeniu specjalistycznego leczenia, potrafię chodzić o własnych siłach! Pomagają mi w tym specjalistyczne aparaty, które nazywam swoją „zbroją”. Choć ich waga jest bardzo duża, jestem za nie bardzo wdzięczny. Bez nich nie byłbym w stanie samodzielnie postawić ani jednego kroku! Codziennie podejmuję wiele wysiłku, aby rehabilitować się pod okiem profesjonalistów. Wykonuję także dużo specjalistycznych ćwiczeń w domu. Mimo mojej wielkiej determinacji to jednak wciąż za mało! Lekarze i fizjoterapeuci apelują, że regularnie powinienem brać udział w turnusach rehabilitacyjnych. Wierzę, że każdy taki wyjazd zwiększa szansę na polepszenie mojego stanu. To nadzieja na poprawę sprawności, o którą walczę od lat. Nigdy nie chciałem być dla nikogo ciężarem, więc bardzo cieszę się, że mogę być aktywny zawodowo. Niestety moje zarobki nie wystarczą, aby pokryć koszt turnusów. Znalazłem się więc w pułapce, z której wydostać się mogę tylko dzięki Waszej pomocy! W trudnych chwilach pomagają mi momenty, podczas których mogę uciec od przykrej rzeczywistości. Dzieje się tak podczas spotkań z bliskimi, czy oglądania najróżniejszych sportowych wydarzeń. Płynąca z zawodów wola wygranej niesamowicie napędza mnie do działania.  Pracuję na pół etatu, ale udzielam się charytatywnie w działalności informacyjnej dotyczącej wiedzy biblijnej. Zajęć mi nie brakuje, ale każdego dnia boję się, że niewystarczająca rehabilitacja zbierze swoje żniwa, a osiągnięte dotychczas efekty owieje mgła zapomnienia. Zawsze starałem się być dla innych wsparciem... Dziś to ja potrzebuję pomocy! Będę wdzięczny za każdy, nawet najdrobniejszy gest! Kamil

5 565,00 zł ( 26.15% )
Still needed: 15 712,00 zł
Karolina Mazurek
Urgent!
Karolina Mazurek , 10 years old

Karolinka walczy z rzadkim, złośliwym nowotworem❗️PILNE 🚨

Moja 10-letnia córka 1 stycznia 2024 trafiła na ostry dyżur z wymiotami i bólem głowy. Lekarze robili różne badania, szukając przyczyny. W najgorszych snach nie spodziewałam się, że już za chwilę Karolinka będzie musiała stoczyć walkę o własne życie! 4 stycznia dostaliśmy wynik tomografu, który opisał guz przy przysadce mózgowej. W jednej chwili cały nasz świat się zawalił… Zostałyśmy karetką przewiezione do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie wykonano rezonans i biopsję. Diagnoza była druzgocąca – mięsak przy przysadce mózgowej. Lekarze byli zdziwieni umiejscowieniem nowotworu. Jest bardzo nietypowe i ciężko określić, jakie są szanse na wyzdrowienie Karolinki.  Niezwłocznie wdrożono ostre leczenie chemioterapią, które wycieńczyło dziecko tak bardzo, że przez trzy tygodnie nie była w stanie nic zjeść, ani wypić. Karolinka była dokarmiana dożylnie. Ponad miesiąc spędziłyśmy w szpitalu, a ja patrzyłam, jak moja córeczka jest coraz słabsza. Serce rodzice pęka, gdy widzi, jak dziecko cierpi… Wyszłyśmy ze szpitala zaledwie na sześć dni i trzeba było wracać na kolejną chemię. Skutki uboczne leczenia były przerażające: zerowa odporność, złe wyniki morfologii – konieczne było przetaczanie krwi. Stany zapalne w buzi były tak duże, że córka nie była w stanie nawet mówić. A za chwilę rozpoczynała się następna dawka wycieńczającej chemioterapii… Po trzeciej dawce wykonano rezonans kontrolny. Nie mogliśmy w to uwierzyć… Okazało się, że leczenie nie działa! Guz się nie zmniejszył, dodatkowo nastąpiło zwężenie tętnicy szyjnej. Pojawiło się widmo operacji, której do tej pory lekarze chcieli uniknąć z powodu ogromnego ryzyka. Przyszły również badania genetyczne guza, a wraz z nimi kolejne tragiczne informacje… Zidentyfikowano spindle cell Rhabdomyosarcoma z fuzją genów TFCP2. Jest to bardzo rzadki przypadek.  Profesor neurochirurgii stwierdził, że zabieg usunięcia guza spowoduje poważne okaleczenie. Przewidywane skutki to utrata wzroku, słuchu i paraliż połowiczny twarzy… Zdecydowano, że operacja zostanie przeprowadzona dopiero wtedy, gdy tętnica zupełnie straci drożność. Tymczasem skierowano nas na protonoterapię, która ma trwać 6 tygodni. Równocześnie Karolinka otrzymuje nową chemię. Nie wiemy co dalej, jesteśmy bezradni… Nie wiadomo, jakie będą rezultaty, pozostaje tylko mieć nadzieję, że stosowane leczenie przyniesie pożądane efekty. Musiałam zrezygnować z pracy – nie wyobrażam sobie w takich chwilach nie czuwać przy mojej córeczce. W aktualnej sytuacji pensja męża nie wystarcza na przeżycie – w domu została jeszcze trójka rodzeństwa Karolinki. Codzienne opłaty, rachunki, wyżywienie, leki, dojazdy do szpitala zaczynają nas przerastać. Co noc spędza mi to sen z powiek… Dlatego zdecydowałam się zwrócić o pomoc. Każda wpłata to dla nas ogromne wsparcie. Mama Karolinki

1 145,00 zł ( 3.58% )
Still needed: 30 770,00 zł
Adriana Cichocka
Urgent!
Adriana Cichocka , 48 years old

Guza wyczułam z dnia na dzień – właśnie wtedy rozpoczął się mój koszmar... POMOCY❗️

Choroba zaatakowała nagle. Pewnego dnia, gdy się obudziłam, nic nie było już takie samo. Od tamtej pory walczę, by odzyskać zdrowie, sprawność i mieć jeszcze szansę na szczęśliwe życie… Pomożesz mi? Guza w piersi wyczułam z dnia na dzień. Natychmiast udałam się do lekarza pierwszego kontaktu, skąd kierowano mnie do specjalisty i na szczegółowe badania. Po dwóch miesiącach padła diagnoza, która wywróciła moje życie do góry nogami. Świat się dla mnie zatrzymał, choć słońce nadal świeciło. Dla mnie jednak nastał mrok… Nowotwór złośliwy piersi… – diagnoza brzmiała jak wyrok. Lekarze zaproponowali leczenie chemioterapią, a następnie operację usunięcia piersi. Niestety nadal nie otrzymałam pierwszej dawki, ze względu na nawracające infekcje, przez które nie mogę rozpocząć leczenia. Choroba nie odpuszcza, nie czeka, nie zatrzymuje się, tylko sieje w moim organizmie coraz większe spustoszenie… Przed diagnozą uwielbiałam spacery po lesie, po górach. Jestem duszą artystyczną, dlatego spełniałam się również w pracach manualnych. Niestety choroba odbiera mi wszystko, co dobre i ważne… Na co dzień mieszkam i żyję sama. Nie mam żadnego wsparcia, osoby, która byłaby przy mnie w tych trudnych chwilach. Niestety poza przerażającą diagnozą spadły na mnie również związane z nią koszty, których nie jestem w stanie pokryć sama… Jestem zmuszona poprosić Was o pomoc… Nigdy nie sądziłam, że będę musiała podjąć się tak desperackiej walki o życie, ale nie mam innego wyboru. Chcę żyć, doświadczać, cieszyć się każdą chwilą. Wierzę, że jeszcze dużo wspaniałych leśnych i górskich spacerów przede mną. Proszę, pomóżcie mi wygrać walkę z bezlitosnym nowotworem… Ada

110 zł
Henia Płocha
Urgent!
Henia Płocha , 74 years old

Moja mama walczy z rakiem❗️Błagam, RATUJ❗️

Rak pęcherzyka żółciowego. Te słowa onkologa skierowane do mojej mamy brzmiały jak wyrok śmierci. Wyrok, z którym nie mogę się pogodzić.  Moja mama to najcudowniejsza osoba, jaką znam. Zawsze była dla mnie wsparciem i opoką. Pomogła mi przejść przez najgorszy koszmar, jakim była śmierć mojego dziecka. Dziś została mi już tylko ona – błagam, pomóżcie uratować moją mamę! Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się w styczniu 2024 roku. Mama zaczęła odczuwać niezwykle silny ból w pachwinach. Parokrotnie konsultowałyśmy się z lekarzem, niestety – bezskutecznie. Za każdym razem mama otrzymywała jedynie środki przeciwbólowe. Mimo leków ból wciąż jednak narastał. W lutym trafiam z mamą na SOR. Lekarze wykonali USG i na podstawie jego wyników zdecydowali, że mama musi zostać w szpitalu. Na oddziale przeprowadzono także badanie tomografem. Okazało się, że na pęcherzyku żółciowym znajdowała się zmiana. Zapadła natychmiastowa decyzja o jego operacyjnym usunięciu i pobraniu próbki do badania histopatologicznego. W marcu poznałyśmy wstrząsającą diagnozę – rak pęcherzyka żółciowego. Po mojej twarzy popłynęły palące łzy rozpaczy. Nie mogłam w to uwierzyć… Dlaczego?  Nie mogłam się jednak załamać, musiałam być dla mamy wsparciem w całym tym koszmarze. Okazało się, że niezbędna była także resekcja wątroby. Dzisiaj mama jest niezwykle osłabiona, a ja szukam dla niej ratunku. Szansę na leczenie dali nam lekarze w Niemczech. Niestety, koszty dalszych badań diagnostycznych, szczepionek oraz leczenia onkologicznego są niezwykle wysokie i nie jestem w stanie udźwignąć ich samodzielnie.  Przez lata  wspierałam zbiórki wielu innych potrzebujących. Robiłam to, bo czułam taką potrzebę i nie mogłam przechodzić obojętnie koło dramatu drugiego człowieka. Niestety, dzisiaj pomocy i ratunku potrzebuje moja własna mama.  Piszę to ze łzami  w oczach i modląc się o cud, choć w Boga przestałam wierzyć, gdy zabrał moje dziecko do nieba. Błagam Was o ratunek. Każdy dzień z moją mamą jest na wagę złota, bo mam tylko ją. Córka Henryki, Dorota

1 157,00 zł ( 0.27% )
Still needed: 424 375,00 zł
Piotr Kożuchowski
Piotr Kożuchowski , 45 years old

🚨Po udarze był w stanie KRYTYCZNYM! Mąż, tata i strażak walczy o powrót do sprawności!🚨

Mój mąż trafił do szpitala z ostrym bólem głowy. Miał zadzwonić do mnie następnego dnia rano. Mijały godziny, a mój telefon milczał… Pamiętam doskonale tę przerażającą ciszę. W końcu, po kilku godzinach oczekiwania zadzwonił lekarz – Piotr w stanie KRYTYCZNYM był przewożony do szpitala w Warszawie! Okazało się, że miał UDAR! Wiedliśmy spokojne i szczęśliwe życie. Mamy czterech wspaniałych synów, chłopcy są bardzo zżyci ze swoim tatą. Piotr jest strażakiem, a służba zawsze sprawiała mu wielką satysfakcję. Był zdrowym, pełnym życia i energii mężczyzną! Dzień, w którym miał udar, pamiętam doskonale, jakby to było wczoraj… Świat na chwilę się zatrzymał, a chwilę później zawalił! To był styczniowy poranek, jak każdy inny. Piotr wstał rano i zaczął szykować się do wyjścia. Po chwili zawołał mnie i powiedział, że bardzo boli go głowa. Potem wszystko działo się już tak szybko…  Piotr zaczął tracić czucie w prawej ręce, następnie w prawej nodze. Wiedziałam, że muszę działać i natychmiast wezwałam pogotowie. Aż boję się pomyśleć, co by się stało, gdybym w tamtym momencie nie była z nim w domu! Gdy przyjechała karetka, Piotr dostał leki, po których poczuł się lepiej. Myślałam wtedy, że ten koszmar się skończył, a stan męża jest już stabilny. Ratownicy medyczni postanowili jednak zabrać Piotra do szpitala na dodatkowe badania. Jeszcze tego samego dnia rozmawialiśmy przez telefon, mówił, że znów boli go głowa. Miał wziąć leki i odezwać się następnego dnia. Nie przypuszczałam, że będzie to moja ostatnia, zwyczajna rozmowa z mężem… Piotr nie był w stanie do mnie zadzwonić. W rozmowie z lekarzem dowiedziałam się, że doznał udaru, a jego stan jest krytyczny! Nie mogłam uwierzyć w nieszczęście, jakie na nas spadło! Nasze dzieci potrzebują obojga rodziców, tymczasem ich ojciec walczył o życie! Z drżącym sercem czekałam na poprawę stanu zdrowia Piotra. Modliłam się, by wszystko było dobrze. Ten niepewny czas był tak bardzo przytłaczający... Jednak determinacja, jaką mąż na co dzień wykazywał się w pracy, objawiła się też w tej nierównej walce o życie! Piotr wygrał! Jego stan w końcu zaczął się poprawiać, ale sytuacja nadal jest trudna. Lekarze z początku nie dawali mu właściwie żadnych szans – mówili, że Piotr do końca życia będzie przykuty do łóżka. Na szczęście się mylili! Mój mąż każdego dnia walczy o powrót do sprawności. Ogromna poprawa jego stanu zdrowia nastąpiła po rozpoczęciu rehabilitacji. Dzięki niej, Piotr jest już w stanie siedzieć przy asekuracji. Mąż nie mówi, ale rusza oczami i stara się poruszać rękoma. Kręci głową, ruchem warg próbuje też przekazywać krótsze słowa. Żyje i jest świadomy – a to najważniejsze.  Nie ma słów, które wyrażą to, jak bardzo chciałabym, by Piotr odzyskał sprawność. Niestety wiem, że wymaga to intensywnej rehabilitacji i ciężkiej pracy. Pęka mi serce, gdy codziennie patrzę jak mój mąż, niegdyś pełen energii i radości, teraz nie jest w stanie sam utrzymać własnej głowy. Sama mogę jedynie dbać o niego najlepiej jak potrafię i wspierać przy ćwiczeniach w domu. Chłopcy też tak bardzo tęsknią za tatą, z którym mogli pograć w piłkę czy po prostu porozmawiać! Turnusy rehabilitacyjne są jedyną nadzieją na poprawę stanu zdrowia mojego męża. Wierzę, że dzięki nim Piotr wkrótce sam stanie na nogi! Nasze życie diametralnie się zmieniło – nigdy nie sądziłam, że mój mąż, który na co dzień pomagał ludziom, pilnie będzie potrzebował pomocy! Z całego serca proszę więc o wsparcie, sama nie dam rady zapewnić Piotrowi rehabilitacji, jakiej potrzebuje!  Ewa, żona

20 851,00 zł ( 65.33% )
Still needed: 11 064,00 zł
Irek Gontarz
Irek Gontarz , 53 years old

Trwa walka o odzyskanie sprawności... Pomocy❗️

Nic nie wskazywało na to, że dojdzie do takiej tragedii. To miała być zwykły sobotni poranek, jakich wiele. Niestety, tego dnia nasz świat na moment się zatrzymał. U mojego wujka Ireneusza – doszło do zawału mózgu… W momencie udaru Ireneusz był sam. Nie wiadomo, ile dokładnie minęło czasu, zanim ciocia wróciła  z pracy do domu i znalazła go w łazience. Natychmiast wezwała karetkę, która przewiozła wujka do szpitala.  Zawał mózgu okazał się być tragiczny w skutkach. Wujek stracił władzę nad lewą stroną ciała. Wymaga całościowej i całodobowej opieki drugiej osoby. Nie może sam się poruszać, musi być wożony na wózku. Powrót do zdrowia sprzed udaru najpewniej nigdy nie będzie już możliwy. Marzymy jednak, by Ireneusz mógł odzyskać, choć część dawnej sprawności. Dzięki dotychczasowej rehabilitacji udało się poczynić pierwsze drobne postępy, jednak przed wujkiem jeszcze długa droga do samodzielności. Niestety, rehabilitacja w ramach NFZ dobiega obecnie końca, a prywatna pomoc specjalistów jest bardzo kosztowna. Dodatkowo niezbędny będzie zakup sprzętu umożliwiającego codzienne funkcjonowanie, a w przyszłości zapewne także dostosowanie domu do nowych ograniczeń wujka.  Ciężko jest udźwignąć tak duży ciężar finansowy samodzielnie. Prosimy, wyciągnijcie do Ireneusza pomocną dłoń. Wierzymy, że wspólnymi siłami możemy pomóc mu być znów samodzielnym, choć częściowo. Każda wpłata to krok w stronę zdrowia i lepszego funkcjonowania Ireneusza  – kochanego męża, taty i wujka… Paweł

9 510,00 zł ( 8.93% )
Still needed: 96 873,00 zł

Follow important fundraisers