Muszę przeżyć, żeby zdążyć uratować mojego synka❗️Błagam, pomóż❗️

Leczenie i rehabilitacja
Zakończenie: 7 Grudnia 2023
Opis zbiórki
Najstraszliwsze ciosy od życia zawsze przychodzą w najmniej odpowiednich momentach. Gdy byłam w ciąży z Leosiem, zdiagnozowano u mnie raka piersi. Wiedziałam, że się nie poddam, że jest tylko jedno wyjście – jak najszybsze rozpoczęcie leczenia i walka z tym koszmarnym przeciwnikiem...
W 7. tygodniu ciąży przeszłam operację, a następnie chemioterapię. Po narodzinach synka czekała mnie jeszcze radioterapia i hormonoterapia. Po siedmiu latach myślałam, że wygrałam, tymczasem ostatnie badanie USG wykazało zmiany w wątrobie. Moja walka rozpoczęła się na nowo. Lekarze nie dają mi szans, ale nie o tym teraz myślę. Muszę zdążyć uratować moje dziecko!
Jeszcze podczas badań prenatalnych dowiedziałam się, że mój synek urodzi się z zespołem Downa. Liczyłam, że będzie to koniec niepokojących diagnoz w naszym życiu, niestety, los nie miał dla nas litości. Synek ma już 7 lat. W maju tego roku stwierdzono u niego bardzo rzadką chorobę moyamoya.W ciągu kilku miesięcy Leoś przeszedł już kilka udarów, które pozostawiły po sobie paraliż twarzy i niedowład prawej rączki!
Po ostatnim udarze Leoś dwa tygodnie leżał na oddziale neurologii w Rzeszowie. Przez pierwsze dni podłączony był do kroplówki, ponieważ nie mógł przełykać płynów i pokarmu. Prawa rączka bezwładnie mu zwisała.... Wyglądało to strasznie. Synek miał wykonanych mnóstwo badań, był ciągle kłuty, nawet w nóżki, usypiany do tomografii i rezonansu. Miał punkcję płynu mózgowo-rdzeniowego, po którym woziłam go 3 dni wózkiem, bo tak go bolały plecki. Powoli paraliż ustępował. Lekarze skierowali nas na oddział rehabilitacji dziennej. Spędziliśmy tu trzy tygodnie na intensywnej rehabilitacji. Leoś potrafi już samodzielnie przełykać i chwytać rączką. Wróciliśmy do domu i byłam przerażona. Każdy dzień to życie w lęku przed następnym udarem. Nie wiem jak to udźwignę i jak uchronię moje dziecko.
Choroba postępuje, udary są coraz częstsze i groźniejsze, a każda infekcja, zmęczenie czy stres mogą skończyć się dla mojego synka śmiercią! Jedynym ratunkiem, aby powstrzymać kolejne konsekwencje choroby, jest operacja!
Szukam dla synka kliniki, w której podejmą się tego wyzwania. Jest szansa na konsultację w Szwajcarii w klinice specjalizującej się w tej chorobie, ale koszty leczenia nie są refundowane. Kilka lat temu wynosiły 700 tys. złotych. Teraz będą znacznie wyższe. Wysłałam już dokumentację synka i czekam na odpowiedź – nadzieję na ratunek dla Leosia…
Nie mamy dużo czasu. Lekarze przedłużają mi życie chemią w tabletkach, która bardzo wyniszcza organizm i pozbawia sił. Muszę wspomagać się suplementami, dobrze odżywiać się, odpoczywać, ale od kilku lat cały ciężar opieki nad trójką dzieci: Leosiem, Antkiem 12 lat i Alicją 11 lat spoczywa na moich barkach. Ze wszystkimi problemami i troskami zostałam sama, a walka o życie synka dopiero się zaczyna...
Mimo, że choroba Leosia jest nieuleczalna i synek będzie się z nią zmagać do końca życia, można zawalczyć o powstrzymanie jej potwornych konsekwencji! Możliwe, że zamiast jednej operacji, będzie potrzebnych kilka, a do wszystkiego dochodzi jeszcze intensywna rehabilitacja.
Muszę żyć i ratować moje dziecko. Jeśli czytasz mój apel, błagam, pomóż mi!
Małgosia, mama Leonka