Wypadek, stan krytyczny... Tata dwojga małych dzieci cudem wyrwany ŚMIERCI❗️Pomocy!

rehabilitacja neurologiczna Macieja w ośrodku rehabilitacyjnym - jedyna szansa
Zakończenie: 20 Maja 2023
Opis zbiórki
6 stycznia każdemu kojarzy się ze świętem Trzech Króli i dniem wolnym od wszelkich problemów. Dla nas ten dzień okazał się najtragiczniejszy w całym naszym życiu...
Jeszcze rano byliśmy wspólnie z dziećmi na łyżwach, a potem zjedliśmy pyszny świąteczny obiad. Chcieliśmy spędzić jak najwięcej czasu we własnym towarzystwie. Wieczorem mój mąż Maciej miał jechać na pogrzeb swojego 99-letniego dziadka Henia. Zdecydowaliśmy, że ze względu na dzieci i pogodę pojedzie do Sokółki sam. Maciej po obejrzeniu pierwszej serii skoków narciarskich w Bischofshofen wyjechał z Warszawy. Pomimo tego, że minęło już prawie 5 godzin, a dojazd do jego rodzinnego miasta trwa ok. 3 godzin, Maciej nie odbierał telefonu. Zadzwoniłam do teściów, by upewnić się, że Maciek dojechał do nich szczęśliwie. Jednak go tam nie było... Od razu zapaliła nam się czerwona lampka alarmowa.
Zaczęliśmy szukać w Internecie, czy nie było na trasie żadnych wypadków. Brat Macieja znalazł wiadomość, że w miejscowości Rybniki miał miejsce poważny wypadek komunikacyjny z udziałem samochodu marki Nissan - taki sam jak nasz. Teściowie zaczęli wydzwaniać po wszystkich szpitalach w Białymstoku z pytaniem, czy Maciej u nich jest. Niestety, okazało się, że znajduje się na SOR w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w stanie krytycznym...
Myśl o tym, że nasze kochane dzieci - 3-letni Edzio i 5-letnia Natalka - stracą tatę, rozerwała moje serce na milion kawałków... Z duszą na ramieniu przyjechałam do niego nocną taksówką, dziećmi zajęła się moja mama z moją koleżanką. Z Sokółki jechali moi teściowi. Nie wiedzieliśmy, czy zdążymy zobaczyć Macieja jeszcze żywego.
Po przyjeździe na SOR w Białymstoku okazało się, że Maciej otrzymał zaledwie 3 punkty w skali Glasgow... Doznał bardzo poważnego i rozległego stłuczenia mózgu, płuc, złamania nasady bliższej kości ramiennej oraz lewego łuku jarzmowego, uszkodzenia chrząstki stawowej w lewym kolanie, został zaintubowany i wentylowany mechanicznie, a jego układ krążenia wymagał stabilizacji farmakologicznej. Lekarze określili jego stan jako krytyczny z rokowaniami, że może nie przeżyć doby... Nawet jeśli to się uda, to będzie w długotrwałej śpiączce. Nasz świat się zawalił. Błagaliśmy Pana Boga, że skoro nie dał Maćkowi zginąć w wypadku, to żeby nie zabierał go do siebie jak dzień wcześniej dziadka Henia.
Pierwszy cud za nami, bo Maciej po prawie 24 godzinach został przyjęty na Oddział Intensywnej Terapii Neurochirurgicznej. Dwa razy próbowano go wybudzić ze śpiączki i właśnie za drugim razem stał się kolejny cud, bo zaczął otwierać oczy i reagować na bodźce bólowe. Z powodu przedłużonej wentylacji wykonano mu tracheotomię. Cały czas jest dokarmiany dojelitowo przez sondę. Neurolodzy oraz sztab anestezjologów i zespół pielęgniarski wyprowadził czynności życiowe Macieja na prostą. Jednak nadal jest on pacjentem leżącym, niemówiącym i przytomnym z powierzchownym kontaktem.
Po 5 tygodniach na Oddziale Intensywnej Terapii Neurochirurgicznej zapadła decyzja o przekazaniu Macieja do neurologicznego ośrodka rehabilitacyjnego, gdyż wymaga on długotrwałej rehabilitacji. Niestety w takim stanie, w jakim jest Maciej, nie miał szans zakwalifikować się do placówki refundowanej przez NFZ, więc byliśmy zmuszeni wybrać prywatny ośrodek. W Walentynki został karetką przetransportowany do ośrodka rehabilitacyjnego w Otwocku. Koszt 25-dniowego pobytu jest kosmiczny, bo wynosi 31450 złotych plus koszt leków i ewentualnych badań lekarskich. Istny kosmos. Plus wizja, że taka rehabilitacja będzie trwała co najmniej pół roku...
Maćka największym marzeniem była przeprowadzka do Gdańska, samodzielne nauczenie swoich kochanych Żbików jazdy na rowerze oraz wychowanie ich na wspaniałych ludzi. On świata poza Natalką i Edziem nie widział. Aż mi serce pęka, jak pomyślę, że on może ich nie pamiętać albo nie będzie w stanie opiekować się nawet sobą... Moim najskrytszym marzeniem jest to, aby dzieci znów mogły mieć tatę przy sobie, który ich przytuli, wesprze i będzie obecny przez całe ich przyszłe życie.
Nie leży w mojej naturze proszenie o pomoc i wolę być „Zosią- Samosią”, która zawsze ze wszystkim sobie poradzi, ale perspektywa się zmienia, gdy proszenie dotyczy zdrowia mojej największej miłości. Dlatego proszę osoby, którym los Maćka i naszej wspólnej przyszłości nie jest obojętny o każde, choćby najmniejsze wsparcie. Razem możemy pomóc Maćkowi wrócić do pełnej sprawności intelektualnej i fizycznej.
Wierzę, że to Opatrzność Boża uchroniła go od najgorszego, dając nam znak, że Maciej ma jeszcze ważną misję do spełnienia na tym świecie. Wiem też, że jeszcze daleka droga przed nami, aby życie było choć trochę podobne do tego sprzed 6 stycznia, ale musimy walczyć...
Beata, żona Macieja