Mama Marysi umarła na raka. Samotny tata prosi o pomoc dla swojej ciężko chorej córeczki!

Wózek inwalidzki, turnusy rehabilitacyjne
Zakończenie: 1 Października 2021
Opis zbiórki
Jeszcze niedawno byliśmy szczęśliwą rodziną. Marysia miała mnie i swoją ukochaną mamę... Chorobie córeczki i walce o jej zdrowie podporządkowaliśmy wszystko. Potem spadła na nas kolejna tragedia... Mama Marysi zachorowała na raka. Zmarła nagle... Dziś jestem dla mojej chorej córeczki i mamą, i tatą... Kocham za dwoje, bo Marysia ma tylko mnie. Proszę, pomóż nam!
14 lat temu na świecie pojawiła się Marysia. Ogromną radość, którą w jednej chwili zburzyła wiadomość „Państwa córka nigdy nie będzie chodzić. Ma mózgowe porażenie dziecięce”. W głowie tysiące myśli, na policzkach łzy, w sercu strach. Ogromna miłość do dziecka dała nam siłę do dalszej walki.
Marysię i jej mamę łączyła wyjątkowa więź. To ona dodawała jej otuchy podczas wielogodzinnych, niezwykle bolesnych ćwiczeń. To ona pomagała przy każdej codziennej czynności. Była tuż obok, gdy Marysia po nocy otwierała oczy. Przy niej zasypiała. Zawoziła na ćwiczenia oraz odbierała ze szkoły. Szybko okazało się, że rehabilitacja na NFZ to fikcja, ilość zajęć jest stanowczo za mała. Za wszystko musieliśmy płacić, ciągle brakowało pieniędzy... Ja zająłem się pracą, żeby utrzymać rodzinę i zapłacić za leczenie i rehabilitację. Innego wyjścia nie było. W najgorszych koszmarach nie sądziłem, że będę jedynym rodzicem, który zostanie Marysi... Że choroba dziecka to nie jedyna tragedia, która spotka naszą rodzinę.
Dla mojej żony najważniejsza była Marysia i jej dobro. Jej zdrowie było dla niej na drugim miejscu. Czasem bolał ją brzuch, cierpiała na niestrawność... Nikt jednak nie przypuszczał, że to coś więcej niż zwykłe problemy z jedzeniem. Że powoli zabiera ją śmierć. Aż do tamtej listopadowej nocy... Żona czuła, jakby coś wybuchło w jej brzuchu. Szpital i diagnoza: rak... Niestraszne były jej chemie, utrata włosów czy osłabienie. Martwiła się tylko, co będzie z Marysią, gdy ona będzie musiała być w szpitalu. Czy damy sobie bez niej radę...
Nie brała pod uwagę, że choroba odbierze jej życie. Pełna uśmiechu i nieustającej dobroci nie chciała martwić i stresować Marysi. Do końca swoich dni walczyła nie tylko z nowotworem, chorobą Marysi, ale także z urzędami, terminami, wnioskami, formalnościami i prośbami o pomoc. Wszystko dla naszej córeczki... Zmarła nagle, w nocy. Została po niej pustka, której nigdy nic i nikt nie będzie w stanie wypełnić.
Każdy z nas ogromnie przeżył tę stratę. Nie można było jednak rozpaczać, załamać się. Trzeba było otrzeć łzy, zacisnąć zęby, żyć i walczyć dla niej. Dla Marysi. Wiem, że moja żona by tego chciała... Kontynuuje jej ciężką pracę. Córka stała się dla mnie całym światem. Dziś to ja pamiętam o ćwiczeniach, zawożę na rehabiitację, walczę o to, by była jak najbardziej samodzielna... I martwię się - co z nią będzie, kiedy mnie zabraknie?
Córka zrobiła bardzo duże postępy. Każde zajęcia usprawniają ją coraz bardziej. Jednak, jak na razie, nie spełniło się jedno z największych marzeń Marysi. To o chodzeniu. Dlatego potrzebujemy kupić Marysi nowy wózek, ponieważ ze starego już wyrasta. Chcę także, aby córka pojechała w tym roku na turnusy rehabilitacyjne, na których robi największe postępy.
Nie wstydem jest prosić, wstydem jest się poddać. Ja w walce o zdrowie mojej córeczki nie poddam się nigdy! Z całego proszę o Twoją pomoc.
Paweł, tata Marysi