Najważniejszy mecz Mateusza - ten o życie - wciąż trwa! Dołącz do jego drużyny

intensywna rehabilitacja, by pomóc Mateuszowi
Zakończenie: 7 Października 2019
Opis zbiórki
Ten chłopiec ze zdjęcia to mój brat, Mateusz. Najbardziej na świecie kocha piłkę nożną, choć sam nigdy nie będzie w stanie jej kopnąć. Jest sparaliżowany. Od 15 lat rozgrywa jednak mecz ważniejszy od wszystkich, którzy grają najlepsi piłkarze w najsłynniejszych ligach - mecz o swoje życie.
Mam pięcioro rodzeństwa. Mateusz jest z nas wszystkich najmłodszy; gdy przyszedł na świat, byliśmy już duzi. Wszyscy go rozpieszczaliśmy, nosiliśmy na rękach, śpiewaliśmy kołysanki, pomagaliśmy kąpać, przewijać. Mateusz był zupełnie zdrowy, gdy się urodził; pamiętam, jak szczęśliwi z tego powodu byli nasi rodzice. Powtarzali, że nieważne, co teraz będzie, że ze wszystkim sobie poradzimy, najważniejsze jest to, że brat jest zdrowy. Mateusz szybko rósł i uczył się nowych rzeczy – zaczął mówić, gdy miał 9 miesięcy. Wydawało się, że tak będzie już zawsze.
Gdy mój braciszek miał rok i 3 miesiące, jego serce przestało bić.
Choć minęło już tyle lat, ten dzień wciąż wraca w naszej pamięci jak najgorszy koszmar; jest jak odprysk szkła, który wbił się w skórę i wciąż rani. Gdy patrzysz, jak bliska osoba umiera, gdy nie możesz nic zrobić, jesteś tylko Ty, Twoja rozpacz i lęk – tego nie da się opisać żadnymi słowami. Wszystko jest nierealne, jak w filmie, tylko że to – bezwładne ciało dziecko, brak oddechu, to, jak gaśnie w oczach – jest prawdziwe.
Gdy nasza mama wspomina ten dzień, nadal łamie jej się głos. Nic nie zwiastowało tragedii – Mateusz od rana jak zwykle biegał po domu, szalał, zaczepiał, bawił się zabawkami. To była jedna sekunda… Nagle upadł na podłogę, stał się bezwładny jak rzucona na ziemię lalka. Jego twarz przybrała kolor ściany. Była szara. Sina. To nie czerń, ale szarość właśnie jest kolorem śmierci, gdy przychodzi, odbiera oddech, wyszarpuje dziecko z kochających ramion rodziców. Tego dnia Mateusz prawie umarł na naszych oczach.
Przez 5 tygodni mój brat był w śpiączce farmakologicznej. Życie całej naszej rodziny przeniosło się do szpitala. Budziliśmy się i zasypialiśmy, kierując myśli tylko w jedną stronę – naszego braciszka w szpitalnym łóżeczku, walczącego ze śmiercią. Wada serca. Była razem z Mateuszem jak tykająca bomba, aby w końcu, w najmniej oczekiwanej chwili, wybuchnąć, chcąc zakończyć życie mojego brata. Nie wierzyłem, nie chciałem wierzyć, że to się tak skończy – jego życie, które przecież dopiero się zaczęło, to które miało składać się z długich szczęśliwych lat, miało teraz zgasnąć, gdy dopiero co obchodził pierwsze urodziny? Wierzyłem, że się obudzi, że dojdzie do siebie, że wszystko będzie jeszcze dobrze.
Moja wiara sprawdziła się tylko połowicznie. Mateusz obudził się. Nie było jednak dobrze.
Powiedziano, że na skutek niedotlenienia brat ma nieodwracalne zmiany w mózgu. Że ma niedowład wszystkich czterech kończyn. Że mamy pożegnać się z tym chłopcem, który był taki radosny, umiał mówić, chodzić, bo już po prostu go nie będzie. To prawda. Z dziecka, którym był wcześniej Mateusz, nie zostało nic… Stracił wszystkie umiejętności. Gdy przeniesiono go na oddział kardiologiczny, nie nie umiał nawet sam pić.
Ale mój brat to niesamowity człowiek. Najdzielniejszy, jakiego znam. Wykazał się niesamowitą wolą życia i siłą, jak na dziecko… O wszystko, co nam przychodzi łatwo – o to, by trzymać głowę, ruszać ręką, nauczyć się mówić, a potem by samemu się ubrać, zrobić sobie kanapkę - on musiał walczyć godzinami. A my walczyliśmy o niego, rehabilitując go każdego dnia, innej opcji nie braliśmy nawet pod uwagę.
Mateusz wyrósł na wspaniałego chłopca, pogodnego, pełnego energii, a mówili, że będzie warzywem, rośliną! Wciąż jednak potrzebuje pomocy, wciąż trzeba zrobić wiele. W przypadku dzieci takich jak Mateusz zaprzestanie ćwiczeń oznacza, że postępy nie tylko zostaną wstrzymane, ale też się cofną! Musi ćwiczyć każdego dnia. Dzięki Wam i wsparciu zbiórki Mateusz robi coraz większe postępy, powoli zaczyna pokonywać schody. Każdy jego mały sukces, to nasza wielka radość! Wiemy, że nie możemy zaprzepaścić tego, co osiągnął do tej pory, jeśli przestaniemy go rehabilitować, wszystko pójdzie na marne.
Mateusz kocha piłkę nożną. To jego pasja, największa miłość. Zna wszystkich piłkarzy, kibicuje Realowi Madryt. Wiem, że jego największym marzeniem jest to, żeby kiedyś wstać z wózka i kopnąć piłkę samodzielnie. Szansą dla mojego brata jest intensywna rehabilitacja. To w zasadzie jedyna nadzieja na to, że jego marzenie kiedyś się spełni… I jedyna, by się rozwijał i stawał coraz bardziej samodzielny.
Ciągła rehabilitacja przekracza możliwości naszej rodziny, choć staramy się ze wszystkich sił, dlatego muszę Cię prosić o wsparcie. Nie czuję wstydu, większy czułbym, gdybym wiedział, że nie zrobiłem wszystkiego, żeby pomóc bratu… W imieniu swoim, swojej rodziny i rodzeństwa dziękuję za każdy, nawet najmniejszy dar dla Mateuszka. bo każda złotówka ma dla nas kolosalne znaczenie. Słowa to za mało, żeby wyrazić, jak bardzo będę wdzięczny każdemu, który zechce nam pomóc… Nie poddam się, dopóki wraz z bratem nie znajdę się kiedyś na boisku.