To za mało, moje serce, żeby żyć... Bez operacji Nadia nie ma szans!

Operacja wady serca w Klinice Uniwersyteckiej w Munster
Zakończenie: 16 Maja 2019
Rezultat zbiórki
18 czerwca 2020 roku Nadia przeszła operację serca, o którą wspólnie walczyliśmy!
Lekarze z kliniki w Munster wykonali plastykę zastawki trójdzielnej. Operacja zakończyła się sukcesem! Nadia szybko przeszła na własny oddech i dochodzi do siebie. Chirurdzy są bardzo zadowoleni z efektu operacji, my - rodzice - jesteśmy bardzo szczęśliwi, że się udało i najgorsze już za nami!
Z całego serca dziękujemy wszystkim, dzięki którym nasza córeczka dostała szansę na nowe życie. Jej serduszko zostało uratowane!
Dziękujemy!
Rodzice
Opis zbiórki
Gdy jechaliśmy do Munster z umierającą córeczką, modliliśmy się o cud. Już nikt nie dawał nadziei, bo serce biło ostatkiem sił… Prof. Malec dokonał tego cudu - Nadusia żyje! Wy także go dokonaliście, bo pomogliście zapłacić za operację, bez której już bym nie miała dziecka. Niestety, to nie koniec naszej batalii o jej życie… Serce mojej córeczki słabnie, konieczna jest ponowna operacja. Obecny stan jej serca to zdecydowanie za mało, by żyć... Jesteśmy tu i prosimy o pomoc - tylko dzięki Wam Nadia może żyć!
Sine usta, powieki i paluszki to była codzienność. Córeczka od urodzenia walczyła o każdy haust powietrza... Kiedy zaczynaliśmy naszą pierwszą wspólną walkę o Nadię, miała zaledwie 4 miesiące - wtedy pomogliście nam po raz pierwszy. Potem było cewnikowanie, a dziś Nadii znów jest zagrożone!
6 grudnia 2016 roku dowiedzieliśmy się, że nasza mała córeczka urodzi się z ciężką wadą serca: HLHS. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że sposób leczenia stosowany w wielu przypadkach w Polsce nie jest tak często stosowany w wiodących ośrodkach na świecie. Ślepo zaufałam lekarzom, przez co omal nie straciłam Nadusi...
Córeczka urodziła się w Krakowie, dostała 10 punktów Apgar, wyglądała jak zupełnie zdrowe dziecko, a ja do końca żyłam nadzieją, że tak właśnie jest, a diagnoza była pomyłką. Zapewniano nas, że jej stan jest dobry, że leczenie odbędzie się zgodnie z planem. Nie wiedzieliśmy, jaki jest ten plan, ani jaki rzeczywiście być powinien...
Dziś, kiedy wracają wspomnienia często myślę, że gdybym wtedy wzięła sprawy w swoje ręce, gdybym nie ufała tak bardzo, może moja córka nie miałaby za sobą tylu dramatycznych chwil… Po tygodniu Nadia przeszła pierwszą operację. Jak się później okazało z dwóch metod, które można zastosować w tym przypadku, wybrano tę gorszą, dającą mniejsze szanse na przeżycie.
Moje dziecko balansowało na granicy życia i śmierci, gdy dowiedziałam się o Edwardzie Malcu – kardiochirurgu, który z doskonałymi efektami operuje chore serca dzieci. Profesor od razu powiedział, że on Nadię będzie leczył inaczej i że zabieg, który wykonano córeczce w kraju, jest zarezerwowany dla dzieci w skrajnie ciężki stanie. Prof. Malec go nie wykonuje bo uważa, że operacja Norwooda jest lepszym rozwiązaniem, dającym większe szanse na przeżycie dziecka.
Niestety czasu cofnąć się nie dało, mieliśmy tylko nadzieję, że Nadia wytrzyma do drugiej operacji, podczas której profesor miał wykonać dwa zabiegi w jednym: operację Glenna z elementami operacji Norwooda. Wiedzieliśmy, że takie połączenie jest bardzo ryzykowne, że wiele dzieci operowanych w Polsce nie przeżyło po tak skomplikowanym zabiegu, ale nie mieliśmy innego wyjścia... Jedyna droga, by Nadia mogła żyć, wiodła do Muenster. Wtedy zaufałam prof. Malcowi i wiem, że to była najlepsza decyzja.
Dzięki Wam zebraliśmy pieniądze, które pozwoliły wyjechać nam do Niemiec, by tam walczyć o życie Nadii. Z fioletową jak śliwka węgierka, umierającą Nadią niemalże w ostatniej chwili trafiliśmy do Kliniki w niemieckim Muenster. Podpisaliśmy konieczne dokumenty i oddaliśmy nasze najukochańsze dziecko w ręce obcych ludzi, z wiarą, że będą walczyć o nie jak o swoje własne. Uprzedzono nas, że zabieg może trwać nawet kilkanaście godzin, że to będzie trudna operacja. Po trzech godzinach zadzwonił telefon, baliśmy się najgorszego. Usłyszeliśmy, że już po wszystkim, że operacja się zakończyła i przebiegła po myśli lekarzy, a Nadia oddycha samodzielnie! Nasza mała, dzielna córeczka poradziła sobie znakomicie, po 12 dniach mogliśmy wrócić do domu.
Dziś nasza mała dziewczynka wydaje się nie pamiętać chwil spędzonych w szpitalu. Zaczyna chodzić, dużo mówi, a uśmiech z jej twarzy nie znika. Choć na pierwszy rzut oka wygląda jak zdrowa dziewczynka, to jednak jej serduszko dalekie jest od ideału… Ciągle jest zagrożeniem dla kruchego życia, dlatego znów tu jesteśmy, znów prosimy o pomoc...
Nadia ma przewężenie w obrębie tętnicy płucnej oraz naczynia krążenia obocznego. Aby jej serce pracowało jak najlepiej, konieczna jest kolejny zabieg: operację Fontana z jednoczesną plastyką bardzo niedomykalnej zastawki trójdzielnej. Wstępnie operacja została zaplanowana na najbliższe lato. Jej koszt to ponad 40 tysięcy euro - większy, niż u większości dzieci, bo i ryzyko jest o wiele większe... Nie możemy stracić córeczki! Bardzo się boimy, ale wiemy, że tylko w Munster nasze najważniejsze serce ma szanse, by nadal bić...
To właśnie prof. Malec ze swoim zespołem uratowali Nadię, gdy inni nie widzieli nadziei, gdy sytuacja wydawała się beznadziejna. Ponownie błagam o pomoc - pomóżcie uratować moje dziecko, pomóżcie nam wyjechać do Munster. To właśnie tam już raz dokonano cudu! Wierzę, że operacja się uda, a to już wystaczy jej sercu, by żyć długie lata w szczęściu, bez bólu i strachu...
Aleksandra, mama Nadii