Oddałabym wszystko za to, by go usłyszeć. Pomóż wyrwać dziecko ze szponów autyzmu!

Trening słuchowy, turnusy rehabilitacyjne i turnusy w Kijowie, badania
Zakończenie: 18 Czerwca 2020
Opis zbiórki
Mój synek nie jest jak inne dzieci. Nie mogę z nim pójść na plac zabaw, jego przyszłość nie maluje w kolorowych barwach. Dla mnie, matki, wspólne życie to walka. O sprawność, o samodzielność albo chociaż jej namiastkę...
Już imię Nataniel wskazuje na to, że mój synek jest darem od Boga. Wierzyłam w to od początku, odkąd zobaczyłam dwie kreski na teście. Od urodzenia był zdrowym chłopcem. Nic nie wskazywało na to, że życie budowane przez długie lata nagle runie jak domek z kart. Nagle, z dnia na dzień, Nataniel zaczął się zamykać. Przestał mówić, przestał się z nami komunikować, zniknął. Stał się cieniem… O jego obecności w domu świadczyły pojedyncze piski. To był moment, w którym się poddałam. Nie mogłam czekać na to, co dalej się wydarzy - ruszyłam do kolejnych gabinetów lekarskich, by dowiedzieć się, co stało się z moim synkiem. Wierzyłam, że ratunek czeka w jednym z nich. Lekarze pozbawili mnie złudzeń - diagnoza autyzm dziecięcy bardzo szybko sprowadziła mnie na ziemię i uświadomiła, że moje marzenia właśnie przestały mieć znaczenie. Że od tej pory każdy dzień będzie niezwykle ciężką pracą. Kilka miesięcy później przekonałam się, że każdy nawet najmniejszy postęp będzie dla mnie przełomem.
Po diagnozie, początkowo poruszałam się trochę po omacku, testując różne rozwiązania, szukając specjalistów. Zadawałam mnóstwo pytań. I to jedno, najważniejsze: dlaczego my?! Najtrudniejsze w chorobie jest to, że nie ma na nią lekarstwa. Nie można wykonać operacji, zabiegu, podać leków, które skutecznie ją pokonają. Z dnia na dzień nie zniknie. I choć czasem marzę o tym, by dostać kosztorys skutecznego leczenia. To niestety tylko mżonki. Ta choroba pochłania fortunę, niestety nie ze względu na leczenie, wręcz przeciwnie - by choć częściowo ją powstrzymać.
Myślałam, że brak mowy to najgorsze, co mogło nas spotkać. Niestety chwilę później okazało się, że przed nami piętrzą się kolejne schody. Nataniel zaczął przejawiać zachowania agresywne. Zaczął się krzywdzić, gryźć, drapać… Każda z tych mniejszych i większych ran na delikatnym ciele świadczy o zwycięstwie choroby. Mnie to przerażało. Szczególnie że powstrzymanie tego było zwyczajnie niemożliwe. Choć nie chciałam, zaczynałam się bać, o niego, siebie, o całą naszą rodzinę.
Ta choroba ma wpływ na wszystkich. Nigdy nie zapomnę momentu, w którym nasz starszy synek po komunii, przyszedł do nas ze swoimi prezentami i zapytał, czy moglibyśmy to wykorzystać na leczenie brata. By mógł tak zwyczajnie zagrać z nim w piłkę. To była chwila, która całkowicie mnie rozbiła. Uświadomiła mi, że nawet jeśli będę starać to nadal będzie dla nas wyniszczające…
Do niedawna miałam nadzieję, że wyjdziemy na prostą. Niedawno zaczęłam boleśnie przekonywać się, że ta choroba to równia pochyła. Dotychczasowa rehabilitacja przynosiła oszałamiające rezultaty, dolegliwości odpuszczały, bardzo stopniowo, powoli, ale widzieliśmy zmianę w zachowaniu Natanielka. Zainwestowaliśmy w zdrowie synka wszystkie oszczędności, ale to studnia bez dna. Rezygnacja z rehabilitacji z powodu braku środków spowodowała potworny regres w rozwoju synka. Wszystkie negatywne, wyniszczające zachowania, w tym agresja, którą w dużej mierze udało nam się ograniczyć, wróciły. Znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia. W ciągu tych kilku miesięcy przerwy, wszystkie umiejętności zniknęły. Jakby nigdy ich nie było. Drżę o każdy dzień, o to co się jeszcze wydarzy.
Tylko intensywna rehabilitacja może pomóc Natanielowi do nas wrócić. Niestety, już teraz wiemy, że sami nie mamy szans. Regularne spotkania ze specjalistami to dziesiątki tysięcy złotych. Suma za bezpieczeństwo naszej rodziny, za szansę na rozwój mojego dziecka. On już przeszedł tak wiele, włożył mnóstwo pracy, by osiągnąć, choć namiastkę tego, co dla każdego dziecka jest na wyciągnięcie ręki. Proszę, pomóż ratować moje dziecko! Dla nas to wszystko. Walczymy o codzienność, o normalne życie.
Autyzm to nie wyrok śmierci, ale mam wrażenie, że każdego dnia bez rehabilitacji, tracę go coraz bardziej. Patrzę na moje dziecko i wiem, że sama nie jestem w stanie mu pomóc. Ratunek dla niego musi nadejść natychmiast. Ja nie mogę dopuścić do tego, że portal, dzięki któremu wciąż mamy kontakt, stopniowo się zamyka. A ja… po prostu nie mogę na to pozwolić!