Jej dzieciństwo zniszczył śmiertelny wirus... Potrzebny ratunek dla Nikoli!

leczenie przy pomocy komórek macierzystych i rehabilitacja
Zakończenie: 26 Września 2020
Opis zbiórki
Ile czasu potrzeba, by dziecko - zdrowe jak rybka, rozgadane, ruchliwe, pełne życia – stało się dzieckiem, które nie chodzi, nie mówi, nie siedzi, nie umie nawet jeść? W przypadku Nikoli, mojej córeczki, były to dwa dni. Tyle czasu potrzebował wirus, żeby ją zniszczyć... Proszę, przeczytaj naszą historię, poznaj nasz koszmar, żebyś mógł się ustrzec, bo to może przytrafić się każdemu... I, jeśli tylko możesz, pomóż Nikolce...
Czy kiedyś wyszło Ci na ustach „zimno”? Pewnie posmarowałeś wargi maścią i po kilku dniach zapomniałeś o całej sprawie. Gdy zdarzyło się to mnie, też tak robiłam. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, jak bardzo niebezpieczny jest wirus HPV. To on wywołuje opryszczkę. Nie wiedziałam, że może doprowadzić do szeregu powikłań. Nieleczone w 70% przypadkach kończą się śmiercią. Jeśli nawet uda się je pokonać, pozostają po nich trwałe i bardzo poważne następstwa neurologiczne. Tak właśnie stało się w przypadku mojej córeczki Nikoli.
Miała wtedy dwa latka. Mówiła już pełnymi zdaniami. Na drugie urodziny dostała od nas pieska, opiekowała się nim jak starszak – karmiła, tuliła, głaskała. „Tatuś”, „mamitka” – tak na nas wołała. Ile byśmy dali, żeby usłyszeć te słowa raz jeszcze…
W sierpniu 2013 roku na ustach Nikoli pojawiła się opryszczka. Zaniepokoiło mnie to, od razu poszłam z nią do lekarza. Odradził smarowanie maścią, kazał czekać, aż „zimno” samo przejdzie. Rzeczywiście, po kilku dniach opryszczka zniknęła. Nie miałam pojęcia, że jednocześnie zaczęło się piekło, piekło w głowie mojej córeczki…
Kilkanaście dni później Nikola zachorowała. Wysoka temperatura, biegunka, ból… Dwukrotnie odprawiono nas z kwitkiem, dopiero na SOR-ze przepisano antybiotyk. Miało być lepiej… Nie było. Następnego dnia córcia zaczęła mówić niewyraźnie. Gdy próbowała się podnieść z łóżka, siadała i zasypiała. W chwilach, gdy była przytomna, na jej twarzy malował się straszny ból… przerażeni zadzwoniliśmy po pogotowie.
Trafiliśmy na oddział alergologii dziecięcej. Był tak przepełniony, że dla Nikoli nie było łóżeczka. Naszą salą był korytarz. W pewnym momencie twarz Nikoli dziwnie się wykrzywiła, wypluła smoczek. Gdy wzięłam moją córeczkę na ręce, zobaczyłam, że całe ciało Nikoli drży. Nagle zaczęła się wykręcać w konwulsjach, przeraźliwie płacząc z bólu. Bieg do gabinetu zabiegowego trwał może kilkanaście sekund, ale dla mnie każda z nich była wiecznością. Nie da się opisać bezradności, którą czuje matka, która patrzy, jak jej dziecko umiera. Jeszcze wczoraj tuliłam ją, obiecywałam, że nigdy jej nie puszczę, że nie zabierze mi jej nikt, nawet śmierć. A teraz byłam obok, bezsilna, nie umiejąc jej obronić, choć gdybym tylko mogła, oddałabym za nią życie.
To coś zakaźnego, podajemy antybiotyk i natychmiast przenosimy ją do innego szpitala – usłyszałam od pielęgniarek. W szpitalu zakaźnym lekarze zaczęli szukać wirusa, który zaatakował moje dziecko. Trwało to bardzo długo, ale w końcu im się udało. HPV, wirus opryszczki. Ten sam, który kilka miesięcy wcześniej pojawił się na ustach córeczki, teraz przedostał się do jej główki, atakując mózg. Nikola cierpiała na opryszczkowe zapalenie mózgu – bardzo rzadką i niebezpieczną chorobą, której koniec najczęściej jest jeden – śmierć.
Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że moje dziecko wygrało wtedy walkę o życie i każdego dnia płaczę, że nie jest już takie jak dawniej. Powikłania po chorobie okazały się horrendalnie ciężkie, doszło do zmian w mózgu. Nikola cierpi na padaczkę, ma porażenie wszystkich czterech kończyn, ma problemy z napięciem mięśniowym. Było z nią tak źle, że na początku zanikł u niej nawet odruch ssania. Dwa tygodnie walczyliśmy z rehabilitantem o to, by powrócił. Nikolcia wciąż nie mówi, nie chodzi, samodzielnie nie je… Wszystkiego musi nauczyć się od początku.
We wrześniu minie 7 lat od koszmaru, który wtedy przeżyliśmy. Nikola chodzi do szkoły specjalnej. Jest w normie intelektualnej, lecz jej stan fizyczny bardzo utrudnia naukę. Korzysta z komputera oraz urządzenia wraz z oprogramowaniem, które obsługuje wzrokiem. Tylko tak może porozumiewać się z nami. Gdy widzę dziecko w jej wieku, które jest zdrowe, pęka mi serce. Myślę wtedy tylko o tych wszystkich rzeczach, które odebrał nam wirus. Nie cofniemy jednak czasu, możemy tylko pracować nad tym, aby było lepiej...
Dwie rzeczy mogą poprawić stan zdrowia Nikolci. Jedną jest rehabilitacja, drugą - przeszczep komórek macierzystych. Nikola jest już po kilku podaniach – leczenie działa! Córcia bardziej skupia się na wykonywanym zadaniu, coraz częściej z jej ust można usłyszeć pojedyncze początki słów, np. kiedy się przytula mówi „koch…”, co oznacza najważniejsze i najpiękniejsze słowa – „kocham Cię”. Zaczyna też sama siadać.
W styczniu tego roku dzięki Waszej pomocy udało nam się odbyć 2 tygodniowy turnus rehabilitacyjny. Nikola była bardzo dzielna i pracowała na najwyższych obrotach. Niestety, do problemów zdrowotnych Nikolki doszedł kolejny – skolioza… Spora jak na jej wiek. Aby ratować kręgosłup przed skrzywieniem, córeczka będzie musiała przejść aż 6 operacji! W tej chwili głównym naszym celem jest jednak intensywna rehabilitacja, kolejne turnusy rehabilitacyjne oraz sprzęt.
Mam dwa wyjścia - mogę poddać się rozpaczy, że moje dziecko ma szansę, której ja nie mogę mu dać albo schować dumę do kieszeni i prosić, a w zasadzie błagać o pomoc. Robię to drugie… w imieniu swoim, taty Nikolci i jej samej proszę o wsparcie. Tylko Ty jesteś nadzieją, że Nikola odzyska to, co tak niesprawiedliwie straciła, nadzieją na normalne życie.