Nowotwór, który chce ukraść duszę

Nowotwór, który chce ukraść duszę
Zakończenie: 23 Sierpnia 2016
Rezultat zbiórki
Oluś, którego walka ze złośliwym nowotworem oka poruszyła tysiące serc, dzięki Waszemu wsparciu pod koniec sierpnia wyjechał na leczenie w Stanach Zjednoczonych, do najlepszego specjalisty w leczeniu siatkówczaka na świecie.
Tam usłyszał bardzo dobrą wiadomość!
Rodzice niezwykle denerwowali się, co wykaże przeprowadzona 2 tygodnie później kontrola. Rezultat wrześniowego badania był jednak spełnieniem ich snów – okazało się, że dr Abramson jest zadowolony z rezultatu po użyciu lasera po ostatniej kontroli. Nie przewidywał, aby oczko Olka w przyszłości potrzebowało chemioterapii.
Olek razem z rodzicami wrócił do Polski.
Lekarze stwierdzili, że chłopiec powinien zacząć okularki, żeby chronić zarówno chore, jak i zdrowe oczko. Obawiano się, jak chłopiec na nie zareaguje, ale na szczęście był zachwycony.
W listopadzie Oluś razem z rodzicami wrócił do Stanów Zjednoczonych, na badania kontrolne dna oka. Niestety okazało się, że pojawiła się niewielka zmiana i dr Abramson zdecydował o wszczepieniu Olkowi radioaktywnej płytki. Zabieg na szczęście odbył się bez komplikacji.
Olek regenerowal się po zabiegu. 13 grudnia dotarła do nas kolejna wspaniała wiadomość:
Opis zbiórki
Olek miał tylko kilkanaście miesięcy, kiedy zaatakował go śmiertelny nowotwór, wyrwał z bezpiecznych ramion rodziców i rzucił na ring onkologicznego piekła. Od dwóch lat jego drugim domem jest szpital, gdzie zamiast radosnego dzieciństwa jest rozpaczliwa walka o to, by ocalić wzrok, zdrowie i życie. Walka, w której dostępne metody już się kończą, w której ratunek jest za oceanem. Tak mało czasu, tak wiele do zebrania, ale poddanie się będzie oznaczać tylko jedno – porażkę. A na to nie możemy pozwolić.
Oczy są zwierciadłem duszy. Błyszczące, ufne, ciekawe świata – takie są właśnie u dzieci. U Olka mają kolor nieba, są takie czyste, takie niewinne. W oczach widać emocje, to lustro tego, co myślimy, co czujemy, jak odbieramy świat. Lustro, które Olkowi chce roztrzaskać siatkówczak, nowotwór złośliwy oka, który odbiera wzrok, zamyka dzieci w ciemności. Który może dawać przerzuty do mózgu, do szpiku kostnego, do kości, a wtedy można stracić nie tylko oczy, nie tylko zwierciadło duszy, ale też ją samą – bo siatkówczak to nowotwór złośliwy, który może prowadzić do śmierci.
Zaczyna się od jednego zdjęcia, w grudniu 2014 roku. Mama z Olkiem wraca na Święta do Polski. Tacie, który ma dołączyć do nich wkrótce, wysyła codziennie zdjęcia synka. Na jednym z nich lewe oczko Olka jest białe. To budzi przerażenie, tym bardziej, że synek trze oczko, które zaczyna ropieć. Babcia Olka szuka odpowiedzi w Internecie, już podejrzewa, tknięta złym przeczuciem, że to może być rak. Trzy miesiące wcześniej zachorowała na niego kuzynka chłopca. Natychmiast wiozą Olka do okulisty.
Nie wolno wierzyć w to, co o zdrowiu przeczyta się w Internecie – myśli rodzina. To bezzasadny strach, będziemy się jeszcze śmiać z podejrzeń. Niestety. Wizyta u okulisty to moment, który zabija normalność, w którym dotychczasowe życie kończy się bezpowrotnie, w którym zaczyna się walka. Siatkówczak, czyli retinoblastoma, wewnątrzgałkowy złośliwy nowotwór oka, występuje tylko u dzieci poniżej 5. roku życia, jakby specjalnie wybierając najsłabszych, tych, którzy nie umieją się bronić. Co roku w Polsce zaczyna chorować na niego około 20 dzieci. W grudniu 2014 roku okazuje się, że Olek jest jednym z nich.
Z tamtej wizyty nie pamiętam prawie nic – opowiada mama chłopca. Kiedy usłyszałam diagnozę, zemdlałam. Nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć. Te pierwsze tygodnie życia po diagnozie to był obłęd.
Zaraz po badaniu na chłopca czeka ośrodek w Krakowie. Kiedy lekarze słyszą o jego przypadku, przyjmują go poza kolejką. Jest 23 grudnia, kiedy potwierdzają diagnozę. Wysyłają Olka do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Rodzice wiozą synka przez ogarniętą świąteczną gorączką Warszawę, sam przejazd przez miasto trwa parę godzin. To wszystko jest jak sen, jak najgorszy koszmar.
Jest Wigilia, kiedy Olek zostaje przyjęty na oddział onkologiczny. Zamiast świętego Mikołaja są dzieci o łysych główkach, które otaczają nowego pacjenta, dziwiąc się, że wciąż ma włosy. Zamiast zapachu piernika i choinki jest zapach śmierci i strachu o życie dziecka, bo tak właśnie pachnie oddział onkologii, miejsce na granicy życia i śmierci. Zamiast magii Bożego Narodzenia jest rozpacz, zamiast świątecznych życzeń łzy.
31 grudnia Olek dostaje pierwszą chemię. Wraz z rodzicami ogląda fajerwerki ze szpitalnego okna. Drugą chemię dostaje w Dzień Babci i Dziadka. Kolejną w Walentynki. Przerzedzają mu się włosy, jest blady jak ściana, ale silny.
50:50 – tyle szans dają lekarze na uratowanie oka. Proszę przygotować się na najgorsze. Guz nie rokuje dobrze – kręcą głową. Ryzyko wznowy jest duże. Kolejne badania wykazują jednak, że guz się zmniejsza. Olek kończy 6 cyklów chemii w kwietniu. W końcu jest dobrze, odstępy czasu pomiędzy poszczególnymi badaniami się zmniejszają. Powoli wraca normalność, wydaje się, że tak będzie zawsze. Olek rośnie, tak jak jego dziadek chce zostać kolejarzem, kocha pociągi. Zabawki, ubranka, naklejki – wszystko z pociągami. Do pociągu można wsiąść i odjechać w każdej chwili, zostawić wszystko za sobą. Wszystko, tylko nie raka.
W październiku okazuje się, że guz powrócił. Iluzja półrocznego spokoju, nadziei, że nowotwór udało się pokonać, pryska jak bańka mydlana. Wraca rozpacz i codzienność na oddziale onkologii. Olek dostaje kwalifikację do chemii podawanej dotętniczo prosto do oka. Po kilku tygodniach wydaje się, że leczenie działa. Kolejne dwie dawki chłopiec dostaje 21 grudnia, przed nim wizja kolejnych Świąt Bożego Narodzenia na onkologii. Zamiast życzeń świątecznych rodzina ma tylko jedno życzenie, wypowiadane wśród strumieni łez – żeby Olek pokonał nowotwór, żeby można było ocalić jego życie, zdrowie i oczko.
Życzenie się nie spełnia, w lutym tego roku następuje druga wznowa. Życie znowu mija od chemii do chemii, od badania do badania. Znowu przez chwilę jest dobrze, przez kilka tygodni można żyć nadzieją, że to już koniec. W czerwcu następuje trzecia wznowa. W lipcu czwarta. Scenariusz jest zawsze taki sam – informacja o wznowie, chemia, regresja, ulga i nadzieja. Przy czwartej wznowie w mamie Olka coś pęka. Walka o życie syna trwa już drugi rok, drugi rok życia w permanentnym strachu i stresie, drugi rok pełen rozpaczy. To emocje jak na wojnie, które niszczą psychicznie całą rodzinę. Dlaczego leczenia nie działa?! – krzyczy mama do lekarzy we łzach. Nie umieją odpowiedzieć, zapada decyzja o usunięciu oka.
I wtedy jak światło w tunelu pojawia się list z decyzją przyjęcia do kliniki w Stanach. Rodzice wiedzą, że jest tam znany na całym świecie szpital, w którym wybitny okulista dr Abramson z sukcesem leczy siatkówczaki, do którego jeżdżą dzieci z całego świata, w tym z Polski. Wiedzą, że leczenie jest astronomicznie drogie, ale też niezwykle skuteczne. Do doktora jeżdżą dzieci, które w innych krajach zostały uznane za przypadki beznadziejne lub u których, po podaniu chemii gdzie indziej, wystąpiły powikłania. W każdym kraju stosuje się inne składniki, w innych proporcjach – sama chemia to nie wszystko, decydują o tym też inne elementy leczenia. Nowojorski szpital od 20 lat stosuje z powodzeniem to leczenie, uratował tysiące dzieci. W Polsce mimo świetnej opieki Olek ma czwartą wznowę, przed nim usunięcie oka, częściowa ślepota i kalectwo na całe życie. W szpitalu w Stanach szansa na ocalenie oka, wzroku i życia Olka to 98%. To niemal gwarancja tego, że chłopiec wyzdrowieje, będzie mógł cieszyć się dzieciństwem i pięknem otaczającego go świata. Statystyki nie kłamią - wybór jest prosty.
Kwota za leczenie wydaje się ogromna. Ale uwolnienie dziecka od trwającego 2 lata onkologicznego koszmaru jest bezcenne. Olek ma tylko 3 lata. Jest żywy jak iskierka, ale bez nas zgaśnie. Nie zdaje sobie sprawy, że żeby miał szansę, jego rodzice muszą błagać o pomoc, opowiadać o nim całemu światu. Że jego zdrowie zależy od tego, czy świat zechce sprawić, by udało się wygrać z chorobą. I że, zamiast spać, jego rodzice marzą tylko o tym, że za parę lat będą mogli opowiedzieć Olusiowi o tym, jak udało Ci się go uratować.
[aktualizacja 18.08.2016]
Zza oceanu dobiegła do nas wspaniała wiadomość! Polonijna fundacja postanowiła wesprzeć Olusia w jego walce z rakiem. Dzięki temu możemy zmniejszyć kwotę zbiórki, depozyt już został wpłacony do kliniki dr Abramsona! Na dniach powinien być wyznaczony termin rozpoczęcia leczenia chłopca. Zegar tyka, a każdy dzień działa na niekorzyść Olka, dlatego ze zdwojoną energią działamy dalej! Im szybciej zbierzemy całą kwotę, tym szybciej Olek pokona raka, a jego dzieciństwo w końcu wolne będzie od onkologicznego piekła, szpitala i chemioterapii. Do dzieła - ratujmy oko, zdrowie i życie Olka!