Umierał na oczach kolegów, teraz walczy o zdrowie

rehabilitacja i leczenie umożliwiające powrót do sprawności
Zakończenie: 4 Lipca 2021
Opis zbiórki
Gdy Paweł umierał, jego znajomi tylko patrzyli. To trwało całą noc i kolejny dzień. Skarżył się na potworny ból brzucha i głowy, ale zbagatelizowali to. Dopiero gdy stracił przytomność, a jego ręka i noga wygięły się w dziwnej pozycji zadzwonili do mamy Pawła. Ta kazała jak najszybciej wezwać karetkę, ale oni odparli tylko: “A kto za to zapłaci”? To właśnie przez znieczulicę nasz ukochany brat, syn i narzeczony otarł się o śmierć, a dzisiaj walczy o zdrowie. Gdyby nie kosztowna rehabilitacja, już by go tu z nami nie było. Prosimy, pomóżcie nam walczyć o Pawła!
Mój brat prowadził normalne, skromne, ale szczęśliwe życie. Skończył zaocznie ekonomię, jednocześnie dorabiając sobie na stacji benzynowej. Poznał wyjątkową dziewczynę, zakochał się, planowali ślub. Właśnie dlatego wyjechał do pracy, do Francji. U nas w miasteczku zarabia się niewiele, a Paweł bardzo chciał jeszcze wesprzeć rodziców. To miał być rok, który szybko minie, a potem miał zacząć się nowy etap życia. Nigdy przez myśl by nam nawet nie przeszło, że to będzie najstraszniejszy czas…
To nie był pierwszy raz, gdy Paweł wyjeżdżał za granicę dorobić. Gdy było zlecenie, dzwonili i jechał. Wtedy akurat budował stadion na Euro. Praca legalna, miał umowę, ubezpieczenie. Mieszkał ze znajomymi, często dzwonił i mówił, że tęskni, ale czas szybko mija i niedługo wraca. Tu akurat się nie pomylił. Wrócił, chociaż to nie był ten sam Paweł... Tragedia wydarzyła się dokładnie 15 maja 2016 roku. Tego dnia, po pracy, mój brat źle się poczuł. Bolała go głowa i brzuch. Powiedział o tym znajomym, ale oni zbagatelizowali sprawę, kazali mu się położyć. Tak zrobił. Przespał całą noc nie wiedząc nawet, że w tym czasie pękł tętniak, w skutek którego doznał rozległego udaru krwotocznego. Tylko cud sprawił, że obudził się następnego dnia.
Nie do końca wiadomo, co się wtedy z nim działo. Dopiero pod wieczór, dobę po udarze, do naszej mamy zadzwonili koledzy. Pytali, czy Paweł na coś choruje, bo “jest jakiś dziwny”. Akurat w tym czasie mama była na dyżurze w Domu Pomocy Społecznej, gdzie pracuje od prawie czterdziestu lat. Szybko rozpoznała objawy - znajomi powiedzieli, że Paweł cały czas śpi i nie ma z nim kontaktu. Była przerażona, bo wiedziała, że jej syn umiera, a ona jest oddalona od niego tysiące kilometrów i nie może nic zrobić... Powiedziała, żeby jak najszybciej wezwali karetkę. W odpowiedzi usłyszała: “A kto za to zapłaci”? Do dzisiaj tego nie rozumiemy, przecież Paweł był ubezpieczony, a oni do końca wzbraniali się przed wezwaniem pomocy… Zamiast tego wsadzili nieprzytomnego Pawła do wanny i polewali go zimną wodą.
Szaleliśmy z rozpaczy. Mieliśmy tylko telefon, więc dzwoniliśmy gdzie się da, ale nie chcieli nam pomóc. W końcu karetkę wzywa sąsiadka, którą zawiadomił jeden ze znajomych. Jest już jednak późno, za późno… Paweł zostaje przetransportowany do Kliniki w Genewie, w Szwajcarii. Tam właśnie zaczyna się dramatyczna walka o jego życie - Paweł przechodzi operację klipsowania tętniaka. Dzień później pojawiają się powikłania, dochodzi do rozległego obrzęku mózgu... Lekarze decydują się na kolejną operację i wycięcie kości czaszki, żeby zrobić miejsce dla nabrzmiałego mózgu. Mój brat tańczy na granicy życia i śmierci i nikt nie jest w stanie powiedzieć, kiedy i czy w ogóle wybudzi się ze śpiączki…
Docieramy do Francji z narzeczoną Pawła. Widoku brata nie zapomnę do końca życia… Sina, opuchnieta twarz, głowa w całości przykryta opatrunkami, niezliczona ilość kabli i maszyna, która była jedynym dowodem na to, że Paweł nadal żyje. Rokowania były tragiczne, kazali nam się z nim żegnać. Nie mogliśmy pojąć, jak to wszystko się mogło stać. Gdyby mój brat od razu trafił do szpitala, dzisiaj byłoby inaczej… Tymczasem siedzieliśmy w poczekalni i czuliśmy obecność śmierci, zupełnie jakby też tam siedziała, obok nas. Taka zimna i straszna…
Tymczasem stał się cud - stan Pawła zaczął się poprawiać! Szaleliśmy ze szczęścia, a lekarze nie dowierzali. Widzieli przecież wyniki badań, a na nich wielką czarną plamę zamiast jednej półkuli. Tymczasem, na przekór medycynie, mój brat wybudził się ze śpiączki, tak bardzo chciał żyć! Jego siła i starania szwajcarskich lekarzy tym razem wygnały śmierć za drzwi szpitala, a my odzyskaliśmy Pawła. Trzeba było wracać do kraju i szukać ratunku.
Dzięki pomocy rodziny i znajomych, ich wielkiemu wsparciu, Paweł dzisiaj chodzi, komunikuje się. Chociaż mówi tylko proste słowa, wierzymy, że będzie lepiej. Jego narzeczona cały czas czeka na to, aż zatańczą pierwszy taniec na ślubie i walczymy, by tak się stało. Mój brat jest najdzielniejszym człowiekiem, jakiego znam. Przeszedł już dwie operację, przed nim kolejna - źle zrośnięte kości czaszki powodują silny, nieustanny ból głowy. Paweł walczy, ma o co. Jest dowodem na to, że nawet jeśli nie ma najmniejszej szansy, nie można się poddawać. Chcielibyśmy, żeby przeszedł specjalistyczną, 4-miesięczną rehabilitację - to szansa na to, że Paweł do nas wróci i będzie taki, jak kiedyś. Jednak nie stać nas na nią… Nigdy nie byliśmy majętni, a miesiące walki o Pawła zupełnie wyczerpały nasze środki finansowe. A znajomi z Francji? Odcięli się od sprawy…
Prosimy, pomóżcie nam wygrać wyścig o zdrowie mojego brata. Możemy mu zapewnić miłość, opiekę i wsparcie, jednak barierą są pieniądze. Wierzymy, że jeszcze będzie jak dawniej, Paweł odzyska władzę nad ciałem, znów nauczy się mówić, zapomni o bólu i stanie przed ołtarzem z kobietą swojego życia. Potem będzie tańczył do rana na weselu, a my jedynie będziemy wspominać przykre doświadczenia, które już są za nami… Proszę, pomóżcie nam to sprawić!