Nie brak miłości, ale brak środków - pomóż walczyć o zdrowie Piotrusia!

Sprzęt rehabilitacyjny i ortopedyczny, rehabilitacja i komórki macierzyste
Zakończenie: 12 Maja 2020
Opis zbiórki
Mieli być tacy sami. Bliźniacy: Piotruś i Michałek. Czekaliśmy na nich ze zniecierpliwieniem, nie przeczuwając, że dzień ich przyjścia na świat okaże się dniem tragicznym… Michałek urodził się pierwszy. Jest zdrowy. Piotruś nie miał tyle szczęścia… Przez godzinę lekarz nic nie robił, tylko stał i czekał. Zaczęto działać, gdy u synka zaczęło zanikać tętno. Ale wtedy było już za późno… Proszę, poznaj naszą historię, historię Piotrusia, i pomóż. Musimy walczyć, bo rodzicom nie wolno się poddawać, choćby było bardzo ciężko…
Patrzę na mojego synka, na to, jak się śmieje, biega za siostrą, wypowiada swoje pierwsze słowa. Płaczę. Patrzę na mojego synka i widzę, jak bezwiednie leży i tylko w jego oczach widzę tęsknotę za tym, czego nie ma… 31 tydzień, nagle trafiłam do szpitala z zagrożeniem przedwczesnym porodem! Tak bardzo się bałam, wiedziałam, że chłopcy nie są jeszcze w stanie przeżyć! Kolejne 7 tygodni upłynęło na patologii ciąży. W domu został mąż z 2-letnią córeczką, która nie rozumiała, co się dzieje: dlaczego mama jest w szpitalu? Dlaczego płacze, trzymając się za brzuszek, w którym są jej braciszkowie?
24 lipca 2015 roku - najszczęśliwszy i najgorszy dzień w naszym życiu. Pierwszy synek - Michałek - przyszedł na świat bez problemu. Usłyszeliśmy pierwszy krzyk i ze zniecierpliwieniem czekaliśmy na ten drugi. Mijała minuta za minutą i nic się nie działo… Po prawie godzinie zaczęło zanikać tętno u Piotrusia! Wyjęli ze mnie synka, on sam nie miał już sił nawet przyjść na świat… Był cały siny. To był prawdziwy horror...
Zabrali synka w stanie krytycznym do innego szpitala. Wcześniej powiedzieli, żeby go ochrzcić, że może nie przeżyć… Nie docierało to do mnie. Do dnia porodu byli zdrowi! Jak to się stało, że teraz Piotruś umiera…?
Okazało się, że przez niedotlenienie u synka doszło do wylewu krwi do mózgu. Przez kolejne dni był pod respiratorem. Ale żył… to w tamtym momencie było najważniejsze. Przez kolejne dwa miesiące codziennie dojeżdżaliśmy do szpitala oddalonego o 130 km. Jeden bliźniak w domu za maleńką siostrzyczką, a drugi walczący o życie i zdrowie, gdzieś daleko, taki samotny, malutki…
Dziś Piotruś nie chodzi, nie siedzi nawet samodzielnie, nie mówi… Najgorsze w tym wszystkim są drgawki epileptyczne, które ciągną się za nim do dzisiaj, niszcząc wszystko, co wypracowaliśmy rehabilitacją. Szpital stał się naszym drugim domem… Pewnego dnia dowiedzieliśmy się o komórkach macierzystych, które pomagają odbudować uszkodzenia w mózgu. Wtedy pierwszy raz poprosiliśmy o pomoc. Udało się podać synkowi 3 z 5 planowanych podań. Niestety, nie wszystko szło zgodnie z planem…
W grudniu zeszłego urodziło się nasze najmłodsze dziecko, od którego miała być pobrana krew pępowinowa do przeszczepu dla Piotrusia. Niestety, okazało się, że oboje z maleństwem jesteśmy zarażeni toksoplazmozą. Krew została zniszczona… U Piotrusia nastąpiło pogorszenie zdrowia, terapia musiała być przerwana.
Teraz stoimy przed kolejną szansą! Komórki z poprzednich przeszczepów zaczęły działać. Piotruś stał się silniejszy, a napady padaczkowe dużo łagodniejsze. To dało nam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej! Synek został zakwalifikowany do kolejnych podań komórek. Wraz z intensywną rehabilitacją to nadzieja, że Piotruś będzie zdrowszy!
W swoim króciutkim życiu Piotruś wiele wycierpiał. A wszystko dlatego, że w dniu jego narodzin lekarz za długo czekał… Musimy jednak myśleć o przyszłości i o tym, by była jak najlepsza dla naszego synka. Jednak do tego potrzeba ogromnych środków, których nie mamy. Bardzo prosimy o pomoc dla Piotrusia. Wierzymy, że zły los się w końcu odmieni!
Rodzice