Ponowna operacja jedyną szansą na odzyskanie sprawności!

Anna Borowiec
Zbiórka zakończona

Ponowna operacja jedyną szansą na odzyskanie sprawności!

Cel zbiórki:

Pilna operacja zaburzenia splotu ramiennego w Aachen

Anna Borowiec, 33 lata
Kraków, małopolskie
Zespół górnego otworu klatki piersiowej, niedowład kończyny prawej,
Rozpoczęcie: 16 Czerwca 2021
Zakończenie: 15 Września 2021

Opis zbiórki

To skomplikowane. Na pierwszy rzut oka nie działa ręka. Ale ciało człowieka, to tysiące zależności. Jeden element psując się, ciągnie w dół pracę pozostałych.  Są momenty, kiedy praktycznie nie mogę oddychać. Napad kaszlu skutecznie mi to uniemożliwia.  Na to nie ma leku. Odwiedziłam wszystkich lekarz w Polsce, którzy mogliby mi pomóc. Przypadek zbyt ciężki - mówią, a ja już prawie zaczęłam wierzyć, że tak musi być.

Jestem Ania. Swoje 25 lat życia spędziłam w Krakowie, z pasji i serca studiuję dwa kierunki na UJ: Biologię i Filmoznawstwo oraz jednocześnie od 3 lat pracuję w Małopolskim Centrum Medycznym jako koordynator badań klinicznych.

Anna Borowiec


W 2007, będąc jeszcze w liceum, grałam w koszykówkę na lekcji WF. Nagle, po raz pierwszy w życiu, poczułam silny ból w łokciu. Nie mogłam poruszyć ręką. To tego dnia wszystko się zaczęło. Na 10 dni unieruchomiono dłoń w gipsie. Po jego zdjęciu okazało się, że straciłam czucie. Wkrótce postawiono diagnozę – zespół górnego otworu klatki piersiowej. Jest to rzadka choroba, która polega na tym, że moje kości i mięśnie uciskają nerwy i życiowo ważne naczynia w miejscu, przy szyi, gdzie wychodzą one z klatki piersiowej. Przez to właśnie nie mogłam ruszać ręką – kości mojej klatki piersiowej uszkodziły splot barkowy.

W moim życiu zaczął się etap operacji. Wycięcie żebra z lewej strony pomogło. Ucisk zmalał, ręka zaczęła działać. Niestety, po roku ból zaczął pojawiać się z drugiej strony. USG wskazało ucisk na tętnicę podobojczykową.  Przetrenowanie, lekka skolioza, czy taka uroda? Winny nie był już istotny. Ból pooperacyjny i walka o sprawność zajęły całą uwagę. Po operacji objawy nie ustąpiły. Uszkodzona została opłucna. Zrobiła się odma. Tydzień leżałam przykuta do łóżka. A potem przejście 100 metrów było już sukcesem. Blizny i chrząstka narosły na miejsce po usuniętym żebrze. Znowu ucisk i operacja. Brak efektów. Płytki oddech dokucza, męczy. 

Obecnie mam postępujący niedowład prawej ręki. Nie jestem w stanie jej podnieść, a nawet pisać. Nie poddaję się łatwo i wymyśliłam na to doskonały sposób - by móc pracować i kontynuować studia "nawróciłam się" na bycie leworęczną. Zakupiłam zeszyty dla dzieci leworęcznych i z zapałem zabrałam się za naukę pisania. Z zawzięciem sportowca trenowałam operowanie łyżką i widelcem. Są efekty! No i czasem przykuwam zdziwione spojrzenia, gdy w windzie podnoszę prawą rękę do góry przy pomocy zgiętego kolana, by wcisnąć guzik, jeśli lewa ręka akurat jest czymś zajęta.

Anna Borowiec


Zamieniłam turystykę górską na turystykę medyczną. Uprawiam ją niestrudzenie od ponad roku. Zwiedziłam doskonale już szpitale w Krakowie, Lublinie, Łodzi, Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu,  poznałam najlepszych chirurgów w Polsce. Niektórzy tylko wzruszali bezradnie ramionami, inni zwodzili mnie obietnicami i kazali przyjeżdżać na kolejne... i kolejne konsultacje. Tak minął ponad rok. Zrobiłam sobie niezliczoną ilość tomografii, miografii, prześwietleń, rezonansów, które konsekwentnie przekonywały że jest coraz gorzej, coraz słabiej, coraz większa blizna w klatce piersiowej, tuż za obojczykiem uciska i pochłania nerwy i naczynia.

Trafiłam na konsultację do Profesora Jorga Bahma z Aachen. Profesor specjalizuje się w leczeniu splotów ramiennych, a po wnikliwym przeanalizowaniu mojej jakże obszernej dokumentacji, dał mi odpowiedź, która sprawiła, że niemal uniosłam się nad ziemią o kilka centymetrów - jest szansa, by mi pomóc, a on sam podejmie się wykonania takiego zabiegu. Ciężko opisać jak się wtedy czułam. Nie wiem, czy w ogóle da się to opisać... Radość? Ulga? Ekscytacja? Przerażenie? No bo przecież po obietnicy wykonania zabiegu padły gorzkie słowa ostrzeżenia o ryzyku, również tym śmiertelnym. A jak by tego było mało, to okazało się, że choć dostałam odmowę leczenia w Polsce, to NFZ nie zrefunduje mi takiego zabiegu. A skąd miałam wziąć pieniądze? Zebrałam wtedy całą swoją odwagę (do dziś nie wiem, jak jej na tyle uzbierałam) i postanowiłam prosić o pomoc. I wiecie co?

Udało się! Udało się zebrać pieniądze (w co szczerze, zupełnie nie umiałam uwierzyć), udało się pojechać do Niemiec, udało się wykonać planowany zabieg, udało się przywrócić moc mojej prawej ręce! Powoli, dzień po dniu odzyskiwałam swoje życie - spacery, rolki, rower, góry... Przyciskanie guzików w windzie palcem zamiast łokciem... To było niesamowite! Stopniowo nabierałam zaufania do własnego ciała, przyzwyczajając się do myśli, że teraz już nie zawiedzie mnie niespodziewanie. Aż do pewnego dnia. Albo kilku dni. Albo tygodni... Bo to nie stało się nagle. Znowu badania i zderzenie z bezlitosną rzeczywistością - włóknienie w miejscu zabiegu, blizna, pożerająca nerwy, nawrót dolegliwości. Ból, utrata siły w mięśniach, kołatania serca, omdlenia... COVID-19 wszystkim w pewien sposób pokrzyżował plany.

Moje plany na operację musiałam cierpliwie przekładać w oczekiwaniu, aż sytuacja się zmieni, a konsultacje lekarskie będą łatwiejsze. Gdy pojawił się ponownie cień szansy na leczenie w Polsce odbyłam szereg konsultacji specjalistycznych w Krakowie i Wrocławiu. Niestety w naszym kraju żaden ośrodek nie podejmie się tak trudnego zabiegu. Znów jedynym miejscem, które ma możliwości wykonać tak skomplikowaną operację jest Klinika w Aachen. Dziś mam 30 lat i po raz kolejny zbieram w sobie całą odwagę, na jaką tylko mnie stać. Znów jestem w punkcie, kiedy, gdyby ktoś miał kazać mi opisać, jak się czuję, zupełnie zabrakłoby mi słów. Otóż dziś jest nadzieja. Mój wspaniały Profesor podejmie się kolejnej próby, by mnie ocalić. Jest też wierny towarzysz tej nadziei - lęk (strach? przerażenie?). Gdzie znaleźć odwagę, by stoczyć kolejną walkę? By zaryzykować znów swoje życie, by to swoje życie zarazem ocalić? Tym bardziej – gdzie znaleźć odwagę, by znów prosić o pomoc?

Wstępny kosztorys operacji to 22 tys. EUR, co w złotówkach daje ponad 100000. Jest to dla mnie samej kwota niemożliwa do zdobycia. Dlatego przychodzi mi ponownie zwrócić się do Was o wsparcie w spełnieniu moich nadziei na zdrowie i normalne życie. Wbrew wszystkiemu, chcę zacząć od nowa. Chcę walczyć. Wierzę, że się uda. Tak bardzo marzę, by się udało. I bardzo potrzebuję, byście uwierzyli razem ze mną. Bo razem po prostu musi się udać!

Anna Borowiec

Mam wyznaczony termin zabiegu na  3 września. Pomożecie mi zdążyć? Pomóżcie. Może razem pójdziemy kiedyś w góry. Mocno w to wierzę. Z góry dziękuję za każdą pomoc, za każdą złotówkę, za każdą ciepłą myśl pod moim adresem.

                                                                                                                    Ania

Obserwuj ważne zbiórki