Plan Ani

operacja splotu ramiennego w Aachen
Zakończenie: 20 Sierpnia 2015
Rezultat zbiórki
Aktualizacja 03.10 2015r.
Bardzo, bardzo dziękuje wszystkim którzy się zaanagażowali w zbiórkę i trzymali kciuki za mnie i za przebieg operacji :) Pozdrawiam serdecznie Ania

------------------------------------------------
To takie niesamowite uczucie!! Niedoopisania. Dzięki Wam odzyskam moje życie. Znowu będę mogła witać słońce na połoninie, i w końcu zrobię miejsce w garażu kolegi. Nie sądziłam, że się uda. Zbiórka ruszyła we wtorek i tak szybko urosła do takich rozmiarów!! Nie spodziewałam się, że moja historia pociągnie za sobą tyle OSÓB (nie wyróżnia się za bardzo). Serce me wypełnia radość!
Z całego serca Wam dziękuje za wsparcie finansowe, duchowe, za każde dobre słowo, rozmowę, myśl, modlitwę. Już nie mogę doczekać się wyjazdu! Teraz otwiera się przede mną kolejny etap. Będę dzielnie walczyć, by odzyskać moją rękę. Mam nadzieję, że spotkam się z Wami na szlaku, ale zanim to nastąpi, będę Was informować, jak przebiega realizacja mojego „planu”. To coś pięknego, tyle osób się zaangażowało! Kochani, przywróciliście mi wiarę, dzięki Nam wszystko jest możliwe, nie przestawajmy pomagać, bo to, co dajemy, jest piękne!
Jeszcze raz Wam DZIĘKUJĘ! JESTEŚCIE WSPANIALI!
Kocham Was
Buziaki!!!
Ania Borowiec
P.S Już się pakuje!
Opis zbiórki
To skomplikowane. Na pierwszy rzut oka nie działa ręka. Ale ciało człowieka, to tysiące zależności. Jeden element psując się, ciągnie w dół pracę pozostałych. Są momenty, kiedy praktycznie nie mogę oddychać. Napad kaszlu skutecznie mi to uniemożliwia. Na to nie ma leku. Odwiedziłam wszystkich lekarz w Polsce, którzy mogliby mi pomóc. Przypadek zbyt ciężki - mówią, a ja już prawie zaczęłam wierzyć, że tak musi być.
Jestem Ania. Swoje 25 lat życia spędziłam w Krakowie, z pasji i serca studiuję dwa kierunki na UJ: Biologię i Filmoznawstwo oraz jednocześnie od 3 lat pracuję w Małopolskim Centrum Medycznym jako koordynator badań klinicznych.
W 2007, będąc jeszcze w liceum, grałam w koszykówkę na lekcji WF. Nagle, po raz pierwszy w życiu, poczułam silny ból w łokciu. Nie mogłam poruszyć ręką. To tego dnia wszystko się zaczęło. Na 10 dni unieruchomiono dłoń w gipsie. Po jego zdjęciu okazało się, że straciłam czucie. Wkrótce postawiono diagnozę – zespół górnego otworu klatki piersiowej. Jest to rzadka choroba, która polega na tym, że moje kości i mięśnie uciskają nerwy i życiowo ważne naczynia w miejscu, przy szyi, gdzie wychodzą one z klatki piersiowej. Przez to właśnie nie mogłam ruszać ręką – kości mojej klatki piersiowej uszkodziły splot barkowy.
W moim życiu zaczął się etap operacji. Wycięcie żebra z lewej strony pomogło. Ucisk zmalał, ręka zaczęła działać. Niestety, po roku ból zaczął pojawiać się z drugiej strony. USG wskazało ucisk na tętnicę podobojczykową. Przetrenowanie, lekka skolioza, czy taka uroda? Winny nie był już istotny. Ból pooperacyjny i walka o sprawność zajęły całą uwagę. Po operacji objawy nie ustąpiły. Uszkodzona została opłucna. Zrobiła się odma. Tydzień leżałam przykuta do łóżka. A potem przejście 100 metrów było już sukcesem. Blizny i chrząstka narosły na miejsce po usuniętym żebrze. Znowu ucisk i operacja. Brak efektów. Płytki oddech dokucza, męczy.
Obecnie mam postępujący niedowład prawej ręki. Nie jestem w stanie jej podnieść, a nawet pisać. Nie poddaję się łatwo i wymyśliłam na to doskonały sposób - by móc pracować i kontynuować studia "nawróciłam się" na bycie leworęczną. Zakupiłam zeszyty dla dzieci leworęcznych i z zapałem zabrałam się za naukę pisania. Z zawzięciem sportowca trenowałam operowanie łyżką i widelcem. Są efekty! No i czasem przykuwam zdziwione spojrzenia, gdy w windzie podnoszę prawą rękę do góry przy pomocy zgiętego kolana, by wcisnąć guzik, jeśli lewa ręka akurat jest czymś zajęta.
Zamieniłam turystykę górską na turystykę medyczną. Uprawiam ją niestrudzenie od ponad roku. Zwiedziłam doskonale już szpitale w Krakowie, Lublinie, Łodzi, Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu, poznałam najlepszych chirurgów w Polsce. Niektórzy tylko wzruszali bezradnie ramionami, inni zwodzili mnie obietnicami i kazali przyjeżdżać na kolejne... i kolejne konsultacje. Tak minął ponad rok. Zrobiłam sobie niezliczoną ilość tomografii, miografii, prześwietleń, rezonansów, które konsekwentnie przekonywały że jest coraz gorzej, coraz słabiej, coraz większa blizna w klatce piersiowej, tuż za obojczykiem uciska i pochłania nerwy i naczynia.
Po ponad roku wędrowania po całym kraju powiedziałam sobie – dość! Trzeba się rozejrzeć szerzej. Tak właśnie poznałam wspaniałego chirurga. Profesor operuje w Aachen. Specjalizuje się właśnie w mojej chorobie. Wyróżnia go jeszcze jedna cecha. W odróżnieniu od innych nie zwodzi mnie obietnicami. Regularnie odpisuje na moje wiadomości, a po naszym osobistym spotkaniu zaproponował mi konkretny plan leczenia. Pierwszy zabieg ma być „zwiadowczy” - pozwoli dokładnie obejrzeć bałagan w moim ciele i podjąć decyzje o tym, co należy zrobić. Drugi będzie służył usunięciu wszystkiego, co zbędne. Uwolni moje naczynia i nerwy z blizny, by mogły znów cieszyć się swobodą, odbudowywać się i działać prawidłowo.
Tak oto uskrzydlona nową nadzieją wyruszyłam z powrotem do domu, by z dumą zaprezentować go przed komisją powołaną przez NFZ. No bo przecież każdy zabieg kosztuje. Tyle, że mój plan nikomu się nie spodobał. Znów zaczęłam krążyć od ośrodka do ośrodka, tym razem prosząc, by potwierdzono na papierze to, co powtarzano mi przez cały miniony rok – że nie ma dla mnie w Polsce możliwości leczenia. Bez skutku. Stwierdzono, że formalnie zabieg jest w Polsce wykonywany i nikt mi go zagranicą nie zrefunduje. Na koniec usłyszałam, że gdybym przyszła rok temu, to by dało się wszystko uratować, a teraz to już za późno.
A ja chcę zabrać swoje buty w góry. Chcę wyciągnąć rower z garażu. I choć wygląda na to, że zostałam z tym sama, i tak będę o to walczyć. Każda operacja niesie z sobą ryzyko. Wiem. Przekonuje mnie jednak to, że może być już tylko lepiej. Dlatego proszę was o pomoc. Z każdym dniem powoli tracę szansę na odzyskanie sprawności. Dlatego już nie daję się nabrać na puste obietnice i liczę każdy dzień.
Mam wyznaczony termin zabiegu na 3 września. Pomożecie mi zdążyć? Pomóżcie. Może razem pójdziemy kiedyś w góry. Mocno w to wierzę. Z góry dziękuję za każdą pomoc, za każdą złotówkę, za każdą ciepłą myśl pod moim adresem.
Ania