Proszę, wyciągnij pomocną dłoń dla Matviego

Skarbonka została założona z inicjatywy organizatora, który odpowiada za jej treść.

Trafiliśmy do Turcji, by walczyć o życie naszeg Synka. To ostatnia szansa na walkę! Kolejnej nie dostaniemy, jeśli choroba uderzy z pełną mocą. Jestem przerażona… Prowadzę walkę na śmierć i życie, mając tylko jedno: nadzieję!
Ratunku! Pomocy! Tymi słowami najchętniej krzyczałabym z całych sił, ale głos czasem więźnie mi gardle, bo trudno opisać strach w momencie, gdy stajesz przed najgorszą wizją - świadomość, że jeśli nie uzbieram środków, stracę szansę na walkę o zdrowie i życie mojego synka.
Wszystko zaczęło się zaledwie kilka miesięcy temu, we wrześniu, a od tego czasu mam wrażenie, że minęła cała wieczność. Strach nie opuścił nas nawet na chwilę… 20 września pojawiły się pierwsze niepokojące symptomy. Pierwsze konsultacje lekarskie i rosnąca nadzieja na to, że to zwyczajna infekcja albo coś, na co pomoże zwyczajne leczenie. Naturalnie, nie dopuszczaliśmy do siebie scenariusza, w którym chodziłoby o coś znacznie poważniejszego.. Niestety, nasza nadzieja okazała się tylko złudzeniem - 5 października usłyszeliśmy, że synek choruje na neuroblastomę prawej nerki stopnia II. Z jednej strony odetchnęliśmy z ulgą, bo udało się wykluczyć nowotwór w najwyższym stopniu zaawansowania. Z drugiej drżeliśmy o życie, bo ta choroba jest zupełnie nieprzewidywalna.
W Turcji znaleźliśmy specjalistów, którzy zaofeorwali pomoc. Niestety, każdy dzień opieki lekarzy wyceniony jest na ogromną kwotę. Rachunki wciąż rosną, a my z coraz większym strachem patrzymy w przyszłość. Jeśli nie opłacimy kolejnej faktury, leczenie zostanie wstrzymane!
Nie mamy kwoty potrzebnej na ratowanie życia i zdrowia naszego dziecka. Z perspektywy rodzica to najgorsza możliwa wiadomość! Nie mamy wyboru - musimy stanąć do walki o wszystko. Przegrana nie wchodzi w grę. Ja wierzę z całych sił, że dla mojego synka jest jeszcze szansa.
Koszty terapii zwalają z nóg. Za ratowanie życia dziecka musimy zapłacić ponad 600 tysięcy złotych! Ta kwota potrzebna jest natychmiast

Trudno opisać słowami rozmiar strachu, który przeżywamy. Jeszcze trudniej pocieszać synka, gdy pyta, kiedy to wszystko się skończy. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości, ale dopóki jest choć iskierka nadziei, musimy walczyć. Proszę pomoż nam Rodzice
Wszystkie środki zebrane na skarbonce trafiły
bezpośrednio na subkonto Podopiecznego:

Trafiliśmy do Turcji, by walczyć o życie naszeg Synka. To ostatnia szansa na walkę! Kolejnej nie dostaniemy, jeśli choroba uderzy z pełną mocą. Jestem przerażona… Prowadzę walkę na śmierć i życie, mając tylko jedno: nadzieję!
Ratunku! Pomocy! Tymi słowami najchętniej krzyczałabym z całych sił, ale głos czasem więźnie mi gardle, bo trudno opisać strach w momencie, gdy stajesz przed najgorszą wizją - świadomość, że jeśli nie uzbieram środków, stracę szansę na walkę o zdrowie i życie mojego synka.
Wszystko zaczęło się zaledwie kilka miesięcy temu, we wrześniu, a od tego czasu mam wrażenie, że minęła cała wieczność. Strach nie opuścił nas nawet na chwilę… 20 września pojawiły się pierwsze niepokojące symptomy. Pierwsze konsultacje lekarskie i rosnąca nadzieja na to, że to zwyczajna infekcja albo coś, na co pomoże zwyczajne leczenie. Naturalnie, nie dopuszczaliśmy do siebie scenariusza, w którym chodziłoby o coś znacznie poważniejszego.. Niestety, nasza nadzieja okazała się tylko złudzeniem - 5 października usłyszeliśmy, że synek choruje na neuroblastomę prawej nerki stopnia II. Z jednej strony odetchnęliśmy z ulgą, bo udało się wykluczyć nowotwór w najwyższym stopniu zaawansowania. Z drugiej drżeliśmy o życie, bo ta choroba jest zupełnie nieprzewidywalna.
W Turcji znaleźliśmy specjalistów, którzy zaofeorwali pomoc. Niestety, każdy dzień opieki lekarzy wyceniony jest na ogromną kwotę. Rachunki wciąż rosną, a my z coraz większym strachem patrzymy w przyszłość. Jeśli nie opłacimy kolejnej faktury, leczenie zostanie wstrzymane!
Nie mamy kwoty potrzebnej na ratowanie życia i zdrowia naszego dziecka. Z perspektywy rodzica to najgorsza możliwa wiadomość! Nie mamy wyboru - musimy stanąć do walki o wszystko. Przegrana nie wchodzi w grę. Ja wierzę z całych sił, że dla mojego synka jest jeszcze szansa.
Koszty terapii zwalają z nóg. Za ratowanie życia dziecka musimy zapłacić ponad 600 tysięcy złotych! Ta kwota potrzebna jest natychmiast

Trudno opisać słowami rozmiar strachu, który przeżywamy. Jeszcze trudniej pocieszać synka, gdy pyta, kiedy to wszystko się skończy. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłości, ale dopóki jest choć iskierka nadziei, musimy walczyć. Proszę pomoż nam Rodzice
Wpłaty
- Maria Piechowicz k4 zł
- Krystyna Tabaka5 zł
- Wpłata anonimowa10 zł
Książka 6
- Kasia Hrynkiewicz2 zł
❤️

