Ratuj Gosię❗️Okrutna choroba sprawia, że umiera z głodu!

Dokładna diagnostyka i leczenie w klinice w Barcelonie
Zakończenie: 30 Listopada 2020
Opis zbiórki
Błagam, z całego serca proszę o pomoc dla mojej małej córeczki… Już 9 miesięcy jesteśmy w szpitalu, już tak wiele razy słyszałam, że mam pożegnać się z Małgosią, że ona umrze… Jesteśmy tylko my dwie - mama i córeczka. Nie mamy nikogo, dlatego zdecydowałam się poprosić o pomoc Was, obcych mi ludzi. To moja jedyna nadzieja na uratowanie córeczki - operacja i leczenie w Hiszpanii, w klinice, gdzie zajmują się tak trudnymi przypadkami i dają nadzieję na wyleczenie!
Jesteśmy obecnie w szpitalu w Kijowie - pochodzimy z Ukrainy. Niestety, lekarze nadal do końca nie wiedzą, co jest mojemu dziecku. Problemy z przewodem pokarmowym wycieńczyły jej maleńkie, biedne ciałko. Nie przyswaja pokarmu, tak bardzo cierpi… Ja płaczę wraz z nią i robię wszystko, by uratować Gosię! Dostałyśmy kwalifikację z Barcelony na dokładną diagnostykę i leczenie, kosztorys obejmuje 8 tygodni terapii. To kwota, której nigdy w życiu nie będę w stanie zdobyć… Tu chodzi jednak o życie mojej jedynej córeczki, dlatego jako matka śmiertelnie chorego dziecka zwracam się do Waszych dobrych serc z prośbą o wsparcie...
Nasza historia zaczęła się jak wiele innych: ciąża bez komplikacji, wszystko miało być dobrze. Jednak w 7 miesiącu lekarze odkryli, że moja córka, która rosła pod moim sercem, ma torbiel na jajniku. Poza tym nie stwierdzono nieprawidłowości, lekarze uspokajali mnie, że wszystko jest dobrze.
Po narodzinach Gosia przeszła odpowiednie leczenie, a wyniki badań były w normie - mogłyśmy zapomnieć o torbieli i normalnie żyć. Do dziś nie wiem, jakim cudem podczas badania USG lekarz nie zauważył patologicznego rozwoju jelit - niewłaściwej lokalizacji anatomicznej!
Małgonia rozwijała się prawidłowo, nie miała żadnych problemów, a kontrolne USG także nie dawały powodów do niepokoju. Aż pewnego dnia, 10 stycznia tego roku wieczorem Gosia zaczęła wymiotować. Pediatra polecił dać coś na zatrucie, ale Gosi nie przechodziło. W szpitalu także uspokajali, że to nic groźnego. Ale było coraz gorzej… Zażądałam skierowania do szpitala wojewódzkiego - dyżurny chirurg zbadał córkę i powiedział, że nie widzi powodu, by nas przyjąć. Nie mogłam się na to zgodzić, Gosia słabła w oczach!
Całą noc diagnozowali córeczkę i wkrótce zdecydowano o pierwszej operacji. Ta jednak nie do końca się powiodła. Przyjechali kolejni specjaliści na konsultację i następną operację. Potem przewieziono nas do szpitala w Kijowie, gdzie jesteśmy do dzisiaj. Tam była trzecia operacja jelit.
I może Małgosia wtedy szybciej by wróciła do zdrowia, ale... rozwinęła się posocznica krwi, a następnie wrzód żołądka… Potem kilkakrotnie dochodziło do ciężkich stanów zapalnych błony śluzowej żołądka i jelita cienkiego. Córeczka przestała jeść, miała mnóstwo problemów gastrycznych, z których zmagamy się do dziś.
Lekarze wciąż nie potrafią wyleczyć Gosi. W tym momencie największym problemem jest gromadząca się w nadmiarze żółć, która co 3 godziny musi być odprowadzana sondą. Walczymy z wymiotami i z uciekającymi kilogramami… Kilkakrotnie przybierała cenne gramy, a potem traciła je w okresach powikłań i zaostrzeń choroby. Końca leczenia nie widać…
Postanowiłam poszukać ratunku dla córki poza granicami kraju. Odpowiedziała nam klinika w Barcelonie - chcą przeprowadzić dokładne badania, by postawić właściwą diagnozę i leczyć moją córkę! To dla nas jedyna nadzieja, która kosztuje fortunę!
Wiem już, co to znaczy czekać na śmierć własnego dziecka… Tylko cudem Gosia nadal żyje. Ona tak dzielnie walczy! Jestem z córką w szpitalu 24 godziny na dobę. Nie mogę jej zostawić! Jedynym wsparciem są dla mnie wolontariusze, którzy znaleźli Fundację Siepomaga i powiedzieli, że musimy spróbować. Bo innej szansy nie mamy…
Dlatego błagam Was o pomoc, bo z każdym dniem Gosieńka czuje się coraz gorzej. Znika mi w oczach, gaśnie, a tutaj lekarze jej nie uratują…
Irena, mama