Po narodzinach mogę widzieć go ostatni raz – proszę, pomóż ratować Frania!

Poród i I etap korekcji wady serca w Munster – ratowanie życia Frania
Zakończenie: 10 Maja 2019
Opis zbiórki
Jak to możliwe, że dziecko, które noszę pod sercem ma przyjść na świat z tak poważną wadą serca? Jak to możliwe, że Franio może umrzeć zaraz po urodzeniu? Chciałabym się obudzić. Chciałabym, żeby okazało się, że to wszystko jest złym snem. Niestety – w ręku trzymam wyniki badań. Wyniki, na których zapisany jest wyrok.
Jedyne, co mogę teraz zrobić, by uratować Frania, to prosić o pomoc ludzi o dobrych sercach. Czasu jest coraz mniej, właściwie nie ma go już wcale. 14 maja mamy stawić się w klinice, ale zapłacić trzeba dwa tygodnie wcześniej! Proszę Cię, pomóż mi. Pomóż mi sprawić, że moje dziecko będzie żyło.
Kiedy w czasie porodu lekarze przetną pępowinę, rozpocznie się walka o życie Frania. Jeśli 14 maja nie będę w klinice w Munster, mój chłopczyk może umrzeć na moich oczach. Nie wiem, czy jest coś gorszego od tej świadomości – świadomości, że zaraz po narodzinach mogę widzieć go ostatni raz. Teraz jeszcze jest bezpieczny – noszę go pod sercem, czuję jego ruchy. Niedługo to bezpieczeństwo się skończy, dlatego im bliżej porodu, tym bardziej się boję. Co będzie, jeśli nie zdążymy? Nigdy nawet nie próbowałam wyobrażać sobie, co czuje matka, która może stracić dziecko. Dzisiaj wiem już wszystko, a nazwę choroby Frania codziennie odmieniam przez wszystkie przypadki.
Gdy nasza radość z drugiej ciąży sięgała zenitu, usłyszeliśmy słowa, które zgasiły całe nasze szczęście. Dzień porodu, którego wcześniej nie mogłam się doczekać, teraz prześladował mnie jak najgorszy koszmar. “Wasze dziecko urodzi się z krytyczną wadą serca. Nie wiadomo, czy przeżyje kilka dni”. Podczas badania lekarz zauważył nieprawidłowy obraz czterech jam serca, płyn w worku osierdziowym i brzuszku. Po tych słowach nie słyszałam już niczego więcej. W mojej głowie zapadła martwa cisza. Byłam kłębkiem nerwów. Co kilka dni mieliśmy wizyty u różnych specjalistów – niestety, każdy potwierdzał tę samą diagnozę. Dodatkowo zwiększający się poziom płynu w brzuszku mógł w każdej chwili doprowadzić do obrzęku – a co za tym idzie – śmierci.
Ciągle myślałam, dlaczego to wszystko spotkało najbardziej bezbronną osobę, która nie miała nawet szansy zrobić nic złego. Mój synek jeszcze się nie urodził, a już miał umrzeć?
Rokowania są bardzo pesymistyczne. Wada jego serduszka będzie zmieniała się wraz z rozwojem. Diagnoza to dwuujściowa prawa komora, DORV to wada, w której aorta i tętnica płucna odchodzą w całości z prawej komory. Wada ta współistnieje z ubytkiem przegrody międzykomorowej, który jest jedyną drogą odpływu krwi z lewej komory. Dodatkowo PS – zwężenie zastawki pnia tętnicy płucnej i arytmia. Cała lawina diagnoz, w które tak trudno było uwierzyć.
W końcu przyszedł jeden szczęśliwy dzień – płyn w brzuszku i osierdziu prawie zniknął! Nasz lekarz prowadzący zasugerował nam jednak, żeby z tak skomplikowaną wadą wysłać nasze wyniki do profesora Malca. Po wnikliwej analizie dotychczasowych wyników badań profesor zakwalifikował nas na operację w niemieckiej klinice w Munster. Dał nam nadzieję na zachowanie dwóch komór serduszka!
W klinice muszę być już 2 tygodnie przed terminem porodu – 14 maja. Zaraz po narodzinach synek dostanie leki, dzięki którym nie umrze w pierwszej dobie życia. Następnie musi być operowany, bo bez tego jego serce nie wytrzyma, a wtedy nasze połamią się na drobne kawałki. Przez to, że wada jest tak skomplikowana, koszt operacji jest gigantyczny! A nie obędzie się niestety bez kolejnych operacji. Najgorsze jest to, że mamy bardzo mało czasu i nawet jeśli chcielibyśmy sprzedać wszystko, co mamy, to sami nie zdążymy.
Proszę o pomoc tak, jak potrafi tylko matka, która może stracić to, co kocha najmocniej – dziecko. Tylko z Wami mogę uratować Frania.
–Monika, mama