MaliZwycięzcy

Skarbonka została założona z inicjatywy organizatora, który odpowiada za jej treść.
Nadii serduszko słabnie a wątroba przestaje pracować - NADIA UMIERA !!! Prosimy nie pozwólcie, aby śmierć zabrała nam nasze dziecko!
Nadia urodziła się 18 sierpnia 2019 roku, nikt nie podejrzewał, że to prawdziwy początek walki o życie. W ciąży w 17 tygodniu podczas badania USG stwierdzono, że Nadia urodzi się ze złożoną wadą serca pod postacią ubytku przegrody przedsionkowo-komorowej współistniejącej z hipoplazją łuku aorty.

Gdy usłyszałam tę straszną diagnozę, zrobiło mi się ciemno przed oczami, zabrakło mi słów, zabrakło mi tchu.
Wtedy jeszcze nie docierało do nas, jak poważne są słowa lekarza, ponieważ dostaliśmy nadzieję, że Nadusia będzie mogła być zoperowana po urodzeniu, że będzie wszystko dobrze, a ta wizyta lekarska była tylko okropnym koszmarem.
Tak się niestety nie stało.
Nadia po urodzeniu miała długo utrzymujące się podwyższone poziomy bilirubiny, co zaniepokoiło lekarzy. Po dokładnych badaniach scyntygraficznych runęła na nas kolejna druzgocząca wiadomość- wada dróg żółciowych.
Ta diagnoza zdyskwalifikowała nasze maleństwo w dalszym leczeniu. Zabieg Kasai został odwołany. Zamiast niego, dnia 16 września Nadia przebyła paliatywny zabieg metodą Crawforda z bandingiem tętnic płucnych.
Krotko po tym dostaliśmy od lekarzy dokument. Pełni nadziei, że jest to plan dalszego leczenia, ratowania życia naszej córeczki, gorączkowo czytaliśmy każde słowo, z których po chwili złożyliśmy w całość coś strasznego. Dyskwalifikacja z dalszego leczenia!
-"Proszę podpisać"
-"Ale co to oznacza dla naszej córki? Czy nie może Pan Doktor leczyć jej na pańskim oddziale ? Czy musimy jechać do innego miasta?" Pytam, udając, że nie rozumiem, nie chcąc rozumieć .
-"Przykro mi, stan córeczki kwalifikuje się już tylko do hospicjum "- odpowiedział, podając mi długopis. Nie wiem, co było dalej. Pamiętam ten ból, który rozdzierał mnie od środka, swój płacz i ten ogromny strach.

Gdy wróciłam do mojego dziecka, bałam się na nią spojrzeć. Bo ile jeszcze zostało mi takich spojrzeń? Każde chce zachować. Na później, na jutro, na zawsze... a wiem, że nie mogę. Utuliłam śpiącą Nadusie i zaczęłam bezgłośnie łkać, moje łzy spływały po jej rączce, a ona leżała tak spokojnie...
Najgorsze miało dopiero nadejść...
Dnia 3 października stało się to, czego baliśmy się najbardziej. Nasza malutka córeczka nie mogła samodzielnie złapać oddechu, zabrali ją na oddział intensywnej terapii, gdzie szybko ją zaintubowali wprowadzając w stan śpiączki farmakologicznej.
W tamtej chwili czułam, że to koniec. Że stracę moje dziecko, które tak bardzo kocham. Siedząc przy jej łóżeczku, pytałam Boga, dlaczego ona ?! Dlaczego my?! Czekaliśmy w otępieniu na najgorsze, bo stan Nadii się nie poprawiał, pogarszał się z każdym dniem. Od lekarzy słyszeliśmy, że to jest ten moment kiedy poza obecnością, dotykiem i miłością nie możemy nic już jej podarować. Musimy dać jej odejść.
Nie znamy jeszcze dokładnego przebiegu, ale wiemy, że musimy liczyć się z kosztami rzędu kilku milionów złotych.
Wiemy jedno, nie mamy tych pieniędzy, lecz wiemy również, że póki żyjemy, zrobimy wszystko, by je zdobyć, by uratować życie naszego dziecka.
Prosimy. Nie przechodź obok nas obojętnie... Nadia to nasz cały świat.
Wszystkie środki zebrane na skarbonce trafiły
bezpośrednio na subkonto Podopiecznej:
Nadii serduszko słabnie a wątroba przestaje pracować - NADIA UMIERA !!! Prosimy nie pozwólcie, aby śmierć zabrała nam nasze dziecko!
Nadia urodziła się 18 sierpnia 2019 roku, nikt nie podejrzewał, że to prawdziwy początek walki o życie. W ciąży w 17 tygodniu podczas badania USG stwierdzono, że Nadia urodzi się ze złożoną wadą serca pod postacią ubytku przegrody przedsionkowo-komorowej współistniejącej z hipoplazją łuku aorty.

Gdy usłyszałam tę straszną diagnozę, zrobiło mi się ciemno przed oczami, zabrakło mi słów, zabrakło mi tchu.
Wtedy jeszcze nie docierało do nas, jak poważne są słowa lekarza, ponieważ dostaliśmy nadzieję, że Nadusia będzie mogła być zoperowana po urodzeniu, że będzie wszystko dobrze, a ta wizyta lekarska była tylko okropnym koszmarem.
Tak się niestety nie stało.
Nadia po urodzeniu miała długo utrzymujące się podwyższone poziomy bilirubiny, co zaniepokoiło lekarzy. Po dokładnych badaniach scyntygraficznych runęła na nas kolejna druzgocząca wiadomość- wada dróg żółciowych.
Ta diagnoza zdyskwalifikowała nasze maleństwo w dalszym leczeniu. Zabieg Kasai został odwołany. Zamiast niego, dnia 16 września Nadia przebyła paliatywny zabieg metodą Crawforda z bandingiem tętnic płucnych.
Krotko po tym dostaliśmy od lekarzy dokument. Pełni nadziei, że jest to plan dalszego leczenia, ratowania życia naszej córeczki, gorączkowo czytaliśmy każde słowo, z których po chwili złożyliśmy w całość coś strasznego. Dyskwalifikacja z dalszego leczenia!
-"Proszę podpisać"
-"Ale co to oznacza dla naszej córki? Czy nie może Pan Doktor leczyć jej na pańskim oddziale ? Czy musimy jechać do innego miasta?" Pytam, udając, że nie rozumiem, nie chcąc rozumieć .
-"Przykro mi, stan córeczki kwalifikuje się już tylko do hospicjum "- odpowiedział, podając mi długopis. Nie wiem, co było dalej. Pamiętam ten ból, który rozdzierał mnie od środka, swój płacz i ten ogromny strach.

Gdy wróciłam do mojego dziecka, bałam się na nią spojrzeć. Bo ile jeszcze zostało mi takich spojrzeń? Każde chce zachować. Na później, na jutro, na zawsze... a wiem, że nie mogę. Utuliłam śpiącą Nadusie i zaczęłam bezgłośnie łkać, moje łzy spływały po jej rączce, a ona leżała tak spokojnie...
Najgorsze miało dopiero nadejść...
Dnia 3 października stało się to, czego baliśmy się najbardziej. Nasza malutka córeczka nie mogła samodzielnie złapać oddechu, zabrali ją na oddział intensywnej terapii, gdzie szybko ją zaintubowali wprowadzając w stan śpiączki farmakologicznej.
W tamtej chwili czułam, że to koniec. Że stracę moje dziecko, które tak bardzo kocham. Siedząc przy jej łóżeczku, pytałam Boga, dlaczego ona ?! Dlaczego my?! Czekaliśmy w otępieniu na najgorsze, bo stan Nadii się nie poprawiał, pogarszał się z każdym dniem. Od lekarzy słyszeliśmy, że to jest ten moment kiedy poza obecnością, dotykiem i miłością nie możemy nic już jej podarować. Musimy dać jej odejść.
Nie znamy jeszcze dokładnego przebiegu, ale wiemy, że musimy liczyć się z kosztami rzędu kilku milionów złotych.
Wiemy jedno, nie mamy tych pieniędzy, lecz wiemy również, że póki żyjemy, zrobimy wszystko, by je zdobyć, by uratować życie naszego dziecka.
Prosimy. Nie przechodź obok nas obojętnie... Nadia to nasz cały świat.
Wpłaty
- J.s1 zł
- J.s1 zł
- Wpłata anonimowa2 zł
- Wpłata anonimowaX zł
- Wpłata anonimowa1 zł
- Barbara Bartosik10 zł
