

Wykryto u mnie MIĘSAKA o wysokiej złośliwości, a mój synek walczy z padaczką i autyzmem! POMOCY!
Cel zbiórki: Leczenie i rehabilitacja, stymulator nerwu błędnego
Wpłać, wysyłając SMS
Przekaż mi 1,5% podatku
Przekaż mi 1,5% podatku
Cel zbiórki: Leczenie i rehabilitacja, stymulator nerwu błędnego
Aktualizacje
Chemioterapia nie zadziałała❗️ Już 23 grudnia Arek rozpocznie leczenie celowane – potrzebna świąteczna pomoc❗️
Te Święta spędzamy bez fajerwerków radości. Zamiast prezentów – wizyty lekarskie. Zamiast beztroski – cicha modlitwa, by udało mi się pokonać mięsaka, a Tymek mógł rozwijać się jak jego rówieśnicy. Chcemy tylko jednego: być razem. Jak najdłużej.
Przez wiele tygodni byłem na chemioterapii o zmienionym schemacie, wierząc, że tym razem zatrzyma chorobę. Nie zatrzymała. Guz na kręgosłupie się powiększył, a wokół niego pojawiły się kolejne zmiany. Ból stał się moją codziennością. Noce są najgorsze… Budzę się z bólu mimo leków. W dzień nawet najprostsze czynności potrafią mnie unieruchomić.
Tuż przed Wigilią, 23 grudnia, rozpocznie się kolejne leczenie, tym razem celowane, w tabletkach. To nowa nadzieja, której trzymam się z całych sił, bo innej już nie mam. Bo muszę żyć. Bo mam syna.

Tymek nadal nie mówi, ale zaczął coraz wyraźniej pokazywać swoje potrzeby. Gdy chce pić, wskazuje butelkę. Gdy jest głodny – chlebak. Dla kogoś z zewnątrz to drobiazgi. Dla nas to małe świąteczne cuda.
Ostatnio u synka pojawiły się jednak niepokojące drżenia. Była szybka konsultacja neurologiczna, zmiana leków, przed nami kolejne EEG. Każda taka chwila ściska mi serce, bo wiem, jak bardzo mnie potrzebuje. I jak bardzo ja boję się, że któregoś dnia mógłbym go zawieść.
Najtrudniejsze w tej chorobie nie jest to, co dzieje się z moim ciałem. Najtrudniejsza jest myśl, że mogłoby mnie zabraknąć w życiu mojego syna. Że nie będę obok, gdy osiągnie kolejny kamień milowy. Gdy powie pierwsze słowo. Gdy będzie szukał mojego wzroku, mojego spokoju, mojej obecności.
Nie proszę o pomoc dla siebie samego. Proszę o pomoc, żebym mógł zostać tatą jak najdłużej. Żebym mógł dalej walczyć o zdrowie, o czas, o życie u boku mojego dziecka. Leczenie, rehabilitacja, leki, dojazdy, opieka… to wszystko przerasta nasze możliwości, a bez tego nie mam szans stanąć na nogi.
Jeśli możesz, pomóż. Każda wpłata to dla mnie kolejny dzień walki. Kolejna noc z nadzieją, że jeszcze nie wszystko stracone. Każde udostępnienie to sygnał, że ktoś zobaczył we mnie nie tylko chorego człowieka, ale ojca, który chce żyć dla swojego syna.
Dziękuję z całego serca.
Arek, tata TymkaZ dnia na dzień jest coraz gorzej. Tata małego chłopca walczy z nowotworem❗️Ratuj!
Kochani, mam tragiczne wieści...
Wyniki histopatologiczne i kolejne badania wykazały progres choroby! W moim ciele pojawiły się kolejne guzki – wszystkie nieoperacyjne.Jeden znajduje się w okolicach grzbietu, drugi za aortą, a trzeci – najgorszy, atakuje żebro. Oprócz tego wykryto kilka innych guzków.
Lekarze są zszokowani tak szybkim postępem choroby. Mówią, że to bardzo rzadki i bardzo złośliwy nowotwór – dlatego należy jak najwcześniej wdrożyć leczenie. Najpierw czeka mnie chemia – guzki są jeszcze małe, a co się z tym wiąże – nieoperacyjne. Jeśli to nie pomoże, konieczna będzie radioterapia.
Moja codzienność wypełniona jest bólem. Muszę się bardzo oszczędzać i rezygnować z wielu czynności. Wystarczy, że zrobię krótki spacer, a opuszczają mnie wszystkie siły. Gdyby nie tabletki przeciwbólowe, nie mógłbym w ogóle funkcjonować.
Mój synek, Tymoteusz, również walczy z nieprzewidywalnym wrogiem. Choć ataki padaczkowe ucichły, wiemy, że musimy pozostać czujni. Pragnę zapewnić mu jak najlepszą opiekę i zadbać o jego prawidłowy rozwój. Marzę o tym, by kiedyś usłyszeć z ust synka słowo „tata”.
Do tego jednak bardzo długa i wyboista droga. Konieczne są zajęcia terapeutyczne i rehabilitacje. Tylko systematyczne ćwiczenia, leki i suplementy są w stanie przyczynić się do progresu.
Mój syn i żona są dla mnie całym światem. Trudno mi nawet myśleć o tym, co się stanie, gdy mnie zabraknie. Nie dopuszczam do siebie takiego scenariusza. Będę walczyć do końca, bo mam dla kogo.
Dlatego proszę, pomóż mi w tej walce. Leczenie, zarówno moje, jak i synka, związane jest z ogromnymi kosztami, dojazdy pochłaniają znaczną część budżetu. Wiem, że teraz wizyty w szpitalu będą jeszcze częstsze, czasem nawet codzienne. Dziękuję za dotychczas okazaną pomoc. Wciąż jednak Was potrzebuję. Proszę, pomóżcie mi!
Arek
Pomóż wybudzić się z tego koszmaru!
Kochani,
na wstępie chciałbym z całego serca podziękować Wam, że jesteście z nami w tym trudnym czasie. Dziś chciałabym podzielić się z Wami aktualnymi wieściami dotyczącymi mojego stanu zdrowia oraz sytuacji mojego synka, Tymoteusza.
Za mną operacja, której szczegóły do dziś trudno mi wypowiadać bez emocji. W jednym z pierwszych wyników histopatologicznych pojawił się zapis o mikroskopijnym nacieku na kręgosłup… Nacieku, którego nie da się usunąć operacyjnie. To coś, co żyje we mnie i daje o sobie znać niespodziewanie, poprzez ogromny ból, który narasta od dolnej części kręgosłupa aż po lewą łopatkę.
Każdego dnia naciek odbiera mi spokój, sen oraz możliwość normalnego funkcjonowania. Środki przeciwbólowe przynoszą jedynie chwilowe wytchnienie, a ja muszę zmagać się z ograniczeniami, których wcześniej nie znałem.
Nie mogę dźwigać, biegać, pływać, ani podejmować żadnego większego wysiłku. Głębszy oddech, przy braku dwóch żeber, może wywołać ogromny dyskomfort, a nawet problemy z oddychaniem. Tak wygląda teraz moja codzienność. Jest pełna ograniczeń... Obecnie czekam jeszcze na drugi wynik histopatologiczny, który otrzymam po najbliższej wizycie u lekarza.

A Tymoteusz, mój kochany synek wciąż dzielnie walczy! Padaczka, nieprzewidywalny wróg, póki co pozostaje w cieniu. To dzięki silnym lekom, które codziennie musi przyjmować, jest nieco spokojniej. Tymek nadal nie mówi, ale ostatnio zaczyna sylabizować i śpiewa. We własnym języku, we własnym rytmie, ale dla mnie to najpiękniejsza melodia świata.
Syn codziennie uczęszcza na zajęcia logopedyczne, również prowadzone metodą krakowską oraz na fizjoterapię. Bez leków, suplementów i witamin nie byłoby tych drobnych postępów. Wiem niestety, że każdy jego mały krok naprzód okupiony jest wysiłkiem, który trudno sobie wyobrazić.
Wasze wsparcie codziennie daje nam siłę i przestrzeń, by walczyć dalej oraz by nie poddawać się wtedy, gdy jest dramatycznie ciężko. Wciąż wierzymy, że przyjdzie dzień, kiedy będziemy mogli powiedzieć: „udało się” i wybudzić z tego koszmaru. Z całego serca dziękuję, że jesteście z nami.
Arek
Opis zbiórki
Najgorszy prezent na Święta? Diagnoza, która jednego dnia zmienia całe dotychczasowe życie…
Wszystko zaczęło się w okolicach września 2024 roku. Czułem kłucie w okolicy klatki piersiowej. Niezwłocznie udałem się do lekarza, który po wstępnie stwierdził, że to prawdopodobnie nerwica lub problemy z sercem. Dodatkowe badania nic nie wykazały. Miesiąc później, w październiku zachorowałem na COVID. Przez prawie trzy tygodnie bardzo ciężko znosiłem objawy choroby, pod koniec pojawiło się kołatanie serca, dlatego trafiłem do szpitala!
Przeszedłem dokładną diagnostykę, jednak wyniki badań nie wskazywały na nic niepokojącego. Wróciłem do domu, gdzie dalej dochodziłem do siebie. Pewnego dnia, jakoś 4-5 dni po zakończeniu choroby, poczułem, że koszulka jakoś dziwnie mnie opina w okolicy łopatki. Poprosiłem żonę, aby sprawdziła, czy nic tam nie mam. Jej oczom ukazał się ogromny guz!
Specjalista, do którego trafiłem skierował mnie na rezonans klatki piersiowej. Z racji tego, że jestem honorowym dawcą krwi badanie udało się wykonać w ciągu 4 dni. Szybko otrzymałem wyniki, z którymi udałem się do onkologa. Specjalista na 99% stwierdził, że to naciek wrzecionowatokomórkowego mięsaka! Jednak dla pewności skierował mnie na biopsję.
Zostały mi pobrane 4 próbki, a później musiałem czekać… Zacząłem szukać informacji w Internecie, chyba każdy na moim miejscu by tak zrobił. Byłem przerażony wynikami wyszukiwania i statystyką, która nie wydawała się być optymistyczna. Po 2 tygodniach otrzymałem wyniki, które potwierdziły, że na 100% jest to mięsak i to o wysokiej złośliwości.
Wiedziałem, że będzie źle, przygotowywałem się na to. Ale nie jest łatwo udźwignąć tak trudną wiadomość. Szczególnie kiedy przed oczami miałem mojego jeszcze małego synka i ukochaną żonę. Swoją początkową rozpacz przekułem w siłę do walki – muszę walczyć dla moich najbliższych!
Jestem na początku najtrudniejszej walki w życiu. Konsylium lekarskie podjęło decyzję, że leczenie zaczniemy od radioterapii, aby zmniejszyć guza i doprowadzić do operacji wycięcia go.
Niestety najbliższy czas będzie obfitował nie tylko w strach, ból i trudne momenty, ale również ogromne koszty leków, dojazdów do szpitala, dalszego leczenia i rehabilitacji… Dlatego z całego serca błagam o wsparcie. Pomóżcie mi wygrać walkę, z tym najgorszym przeciwnikiem!
Arek
- 20 zł
- Wpłata anonimowaX zł
- Krystian100 zł
- Radek531 zł
Trzymam za Was kciuki 🍀
- Wpłata anonimowa100 zł
- Wpłata anonimowa100 zł