"Jeśli jego serce się zatrzyma, nasze pękną na zawsze" – walka trwa!

Operacja wady serca – opłata za przedłużoną hospitalizację w klinice w Munster
Zakończenie: 1 Lutego 2020
Opis zbiórki
Miłosz urodził się z połową serca. Kiedyś pomyślelibyśmy pewnie, że tak nie da się żyć, że połowa serca to za mało. Dzisiaj wiemy, że się da, ale jest warunek – trzy skomplikowane operacje.
W czerwcu nasz synek przeszedł trzecią operację serduszka. Niestety doszło po niej do bardzo poważnych komplikacji! Nasz pobyt w Klinice Uniwersyteckiej w Munster wydłużył się aż o miesiąc! Nie dało się inaczej. Życie napisało inny scenariusz. Mamy ogromny dług do spłacenia w klinice i bardzo krótki termin spłaty. Prosimy Cię o pomoc. Ten ostatni raz…
"Państwa synek urodzi się z krytyczną wadą serca HLHS (hipoplazja lewej komory serca). Nie wiadomo, czy przeżyje" – po takich słowach czas czekania na dziecko to tygodnie strachu, bezradności i płaczu. To był jednak dopiero początek. Dowiadując się o takiej wadzie serca, mieliśmy przed sobą jeszcze setki nieprzespanych nocy i litry łez wylanych na OIOM-ie czy szpitalnym korytarzu…
4 kwietnia 2016 roku usłyszeliśmy pierwszy krzyk synka. Kilka wspólnych chwil spędzonych razem i już musieliśmy się rozstawać. Miłosz żył, ale teraz całe jego kruche życie zależało od operacji. Wtedy zobaczyliśmy, jak wygląda szpitalne życie dzieci i ich rodzin. Na własnej skórze przekonaliśmy się, jak to jest umierać ze strachu, zastanawiając się, czy dziecko wróci żywe z bloku operacyjnego, jak to jest czuwać nad łóżeczkiem dzień i noc, cały czas obserwując parametry na aparaturze podtrzymującej życie. W czternastej dobie życia Miłosz po raz pierwszy pojechał na blok operacyjny. Zdążyłam go ucałować, przytulić i wyszeptać: "Musisz walczyć i wrócić do nas. Kochamy Cę mocno i czekamy na Ciebie".
Po miesiącu po raz pierwszy zabraliśmy go do domu. Byliśmy szczęśliwi, bo po tym wszystkim, co przeszliśmy, wiedzieliśmy, że dla takich chwil jak te, warto żyć. Wreszcie byliśmy trochę spokojniejsi – aż do dnia kolejnej operacji. Niestety tym razem dużo trudniejszej. Stan zdrowia Miłosza z dnia na dzień pogarszał się, lekarze kazali nam przygotować się na najgorsze, na to, że stracimy synka, którego już tak mocno pokochaliśmy. Postanowiono wykonać zabieg tracheostomii, dzięki któremu Miłosz będzie mógł być odłączony od respiratora. Dokładnie w swoje pierwsze urodziny pojechał na zabieg. Nie było tortu, dmuchania świeczki, ani tego wszystkiego, co kojarzy się z pierwszymi urodzinami. Był strach i pytanie: czy doczeka kolejnych? Wrócił z rurką w szyjce, niestety wciąż podłączoną do respiratora. Nie oddychał sam. Staliśmy nad jego łóżeczkiem i płakaliśmy. Dopiero po długich miesiącach wszystko zaczęło powoli wracać do normy.
Niestety wiedzieliśmy, że przed nami jeszcze jeden – ostatni już – etap leczenia. Postanowiliśmy skonsultować się z najlepszym specjalistą w przypadku tak złożonych wad serca – profesorem Edwardem Malcem z kliniki w Munster. W czerwcu, dzięki pomocy wspaniałych ludzi, pojechaliśmy na operację serca. Operacja się udała, ale niestety doszło do powikłań – pojawił się płyn w opłucnej. Stan Miłosza mocno się pogorszył... Ciągle byliśmy przy nim. Nawet gdy spał przytulaliśmy go i trzymaliśmy za rękę. Prosiliśmy Boga, żeby nam go nie zabierał. Tak wiele już przeszedł. Długo nie było poprawy, staliśmy w miejscu. Profesor mówił, że Miłosz jest naprawdę poważnym przypadkiem. Przez dwa tygodnie podawano mu osocze i trzykrotnie przetaczano krew.
Po długiej walce stan Miłoszka zaczął się poprawiać. Niestety czas spędzony w klinice w Munster znacznie się wydłużył. Wstępny kosztorys obejmował operację i czas rekonwalescencji obejmujący 30 dni. Przekroczyliśmy ten czas o miesiąc. Miesiąc, za który musimy zapłacić.
Miłosz żyje – to dla nas najważniejsze. Nasza walka jednak się nie kończy. Mamy przed sobą długie miesiące rekonwalescencji i do zapłacenia ogromny dług w szpitalu. Dodatkowy miesiąc w Munster kosztuje ponad 30 tys. euro…
Prosimy ten ostatni raz – z Tobą nasza walka może być o wiele łatwiejsza...
Marzena, mama