

BIAŁACZKA powróciła po przeszczepie❗️Błagam o pomoc, muszę żyć dla synka❗️
Cel zbiórki: Leczenie onkologiczne
Wpłać, wysyłając SMS
Przekaż mi 1,5% podatku
Przekaż mi 1,5% podatku
1 Stały Pomagacz
Dołącz- Anonimowy Pomagaczwspiera już miesiąc
Cel zbiórki: Leczenie onkologiczne
Aktualizacje
Święta pod kroplówką? Nikt nie mówi o samotności na onkologii...
Ten czas w roku szczególnie przypomina mi o mojej samotności w chorobie. Wokół wszyscy przygotowują się do świąt – znajome mamy szukają idealnych prezentów dla swoich pociech, wyciągają ozdoby i sprawdzone przepisy. Reklamy w telewizji pokazują rodziny wspólnie zasiadające do świątecznego stołu, dzielące się opłatkiem...
Wiem, że muszę zostać w szpitalu, jeśli chcę żyć. Niewiele osób mówi jednak o tym, jak prócz choroby boli samotność. W szczególności w tę magiczną porę, gdy wszyscy doświadczają rodzinnej bliskości, miłości i poczucia bezpieczeństwa....
Lekarze wciąż nie wiedzą, co dalej. Ciało nie jest gotowe do przeszczepu. Kontynuujemy leczenie, mam przetaczaną krew, ale każdy dzień to wielka niewiadoma. Nie mogę nawet skreślać w kalendarzu dni w oczekiwaniu na upragnioną datę wyjścia ze szpitala, bo nie wiem, kiedy to nastąpi.
Póki co wiem jedno – mój stan nie polepsza się…

Patrzę na zdjęcie moich chłopaków, na którym trzymają karpia. W ich uśmiechach i spojrzeniach kryje się całe życie, które toczy się dalej – święta, tradycje, wspólne chwile. A ja? Jestem wyłączona z tego świata. Te zatrzymane w kadrze momenty są jedynym mostem do codzienności, której teraz nie mogę doświadczać.
Święta, które kiedyś były pełne ciepła, teraz kojarzą mi się z bólem i samotnością... Dlatego Wasze wsparcie jest tak nieocenione. Błagam, nie zostawiajcie mnie teraz samej! Każda złotówka i słowo otuchy są dla mnie naprawdę na wagę złota...
Larysa
BIAŁACZKA nie odpuszcza❗️Musieliśmy przełożyć przeszczep❗️
We wrześniu lekarze zaplanowali dla mnie krótki powrót do domu i odpoczynek przed przeszczepem. Radość była ogromna. Nie mogłam się doczekać, kiedy nareszcie wyściskam mojego synka, Tymusia. Podczas badań okazało się jednak, że chemia nie zadziałała! Przeszczep zostaje przesunięty, a ja w tym momencie wracam do szpitalnego łóżka!
Znów więc jestem sama, zamknięte w pustych czterech ścianach mojej sterylnej izolatki. Nie mogę nawet wyjść na korytarz... Jedynym towarzystwem pozostaje oko kamery mrugające spod sufitu i urządzenia, wlewające we mnie preparaty.

Przygotowując mój organizm do przeszczepu lekarze zdecydowali także o usunięciu części zębów. W szczęce pojawił się stan zapalny, a ciało musi być całkowicie „czyste" przy transplantacji. Podczas chemioterapii, która wyczerpuje fizycznie i psychicznie, taki zabieg jest ogromnym obciążeniem dla organizmu. Cały ten stres i osłabienie dosłownie wyszły mi na twarz – pojawiły się siniaki i opuchlizna...
Nieustępliwy nowotwór i brak kontaktu z Tymkiem przez następne miesiące to nie moje jedyne zmartwienie... Kolejne, nieplanowane wcześniej cykle chemioterapii wiążą się z wydatkami, na które zwyczajnie nie stać mojej rodziny. Zmuszona więc jestem podnieść cel zbiórki.
Do tej pory okazaliście mi olbrzymie wsparcie. Jestem wszystkim za to ogromnie wdzięczna. Niestety, walka z nowotworem jest nieprzewidywalna. Dlatego z nadzieją w sercu proszę o dalszą pomoc. Wiem, że z Waszym wsparciem na końcu tej walki czeka mnie największa nagroda – bycie mamą.
Larysa
Opis zbiórki
Tak bardzo pragnę żyć. Dla swojego synka. Dla partnera. Przeszczep dał nadzieję – miał być początkiem końca tej męki. Ale okrutna białaczka wróciła, a ja znów przeżywam piekło. Zamknięta w czterech ścianach szpitala, z dala od moich bliskich, od mojego dziecka, które tak dawno nie tuliło mamy…
Mam na imię Larysa. Ponownie walczę z nowotworem, choć wydawało się, że najgorsze już za mną. Myślałam, że raz na zawsze wrócę do mojego dziecka, które od pierwszych miesięcy swojego życia było praktycznie ode mnie oderwane… Byłam zamknięta w czterech ścianach, odcięta od synka. Był niemowlakiem, potrzebował mamy, a ja nie mogłam go przytulić, czy poczuć jego zapachu.
W końcu, po wielu trudnych miesiącach nieustannej walki, przeszłam przeszczep szpiku. Naprawdę wierzyłam, że już wszystko będzie wyglądać jak dawniej. Każdy dzień z moim cudownym synkiem był jak dar. W lipcu miał się odbyć ślub, który planowaliśmy z partnerem. Odzyskałam stabilizację, której tak bardzo pragnęłam, będąc w szpitalu i czekając na upragniony przeszczep.

Moje szczęście nie trwało jednak długo. Grunt osunął mi się pod nogami, gdy usłyszałam, że mam nawrót. Powrócił koszmar, o którym wszyscy chcieliśmy zapomnieć. Koszmar, który miał być już tylko potwornym wspomnieniem. Ślub się nie odbył, bo musiałam trafić do szpitala. Wróciłam, walczę znowu. Dla siebie i dla moich bliskich. Gdy chcę się poddać, przypominam sobie o synu, który codziennie tuli mój szlafrok i pyta, kiedy wrócę. Nie może mnie nawet odwiedzić, bo wirusy z zewnątrz są dla mnie zbyt ryzykowne. Patrzę więc na niego przez szybkę telefonu i nie wiem, co powiedzieć...
Być może dzięki drogiemu leczeniu, rehabilitacji i dalszym badaniom poznam odpowiedź na jego pytanie. Ale nasze oszczędności już dawno się skończyły. Sami dłużej nie damy rady. Dlatego błagam o pomoc. Mam zbyt wiele do stracenia. Nie chcę umierać, kiedy dopiero poczułam, że żyję…
Larysa

- Wpłata anonimowa100 zł
- Wpłata anonimowa5 zł
- EDKA100 zł
Jesteśmy z Tobą I Twoją rodziną❤️
- Wpłata anonimowaX zł
- czar50 zł
- Wpłata anonimowa100 zł
Zdrowia, miłości i wolności