To serduszko ma dopiero kilka miesięcy! Nie pozwól, by przestało bić!

To serduszko ma dopiero kilka miesięcy! Nie pozwól, by przestało bić!
Operacja serca w Munster
Zakończenie: 30 Września 2021
Rezultat zbiórki
Kochani!
Wiktorek już jest po operacji! Przeszedł szereg badań, po których bezpiecznie mogliśmy wrócić do domu! Wikuś jest przeszczęśliwy i stale uśmiechnięty, odkąd opuściliśmy mury szpitalne. Choć tyle przeszedł nasz mały, wielki wojownik jest wytrzymał! Jesteśmy z niego ogromnie dumni. Ten uśmiech wynagradza wszelkie trudy.❤️
DZIĘKUJEMY! 💚
Opis zbiórki
W siedemnastym tygodniu ciąży zaproponowano mi jej terminację. Szok, przerażenie, przepłakane noce i koszmary. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Pomimo lęku postanowiliśmy z mężem przyjąć nasze dziecko, otoczyć rodzicielską miłością, profesjonalną opieką medyczną oraz być przy nim do ostatniego oddechu…
Do tak ciężkich wyborów doprowadziły nas wyniki badań prenatalnych. Lekarz odkrył, że serce mojego maluszka było bardzo poważnie uszkodzone. Właściwie każda jego część – komory, przedsionki, zastawki, aorta – wykazywały nieprawidłowości, które zaburzały pracę maleńkiego serduszka. Nie dawano mi żadnej nadziei na poprawę. Stres, nerwy i nieustanny płacz nie dawały spokoju. To był najtrudniejszy okres w moim życiu. Podczas kolejnych badań lekarz powiedział nam, że rozwijają się tętnice płucne, a to daje szansę na operację serduszka po narodzinach.
Choć ryzyko było ogromne, a powodzenie operacji szacowano na 20%, zapalił się w nas płomyk nadziei na uratowanie życia naszego maleństwa!
Pandemia i obostrzenia uniemożliwiły narodziny według planowanego przebiegu. Przed porodem, prosiłam położne, by ochrzciły mojego synka jeśli jego życie zaczęłoby gasnąć. Chwilę po urodzeniu Wiktorka zdążyłam usłyszeć jego płacz i straciłam przytomność. Jedynie ze zdjęć wiem, że położne zadbały o to, by synek mógł być choć przez chwilę blisko mnie – poczuć ciepło i zapach skóry swojej mamy. Gdy się ocknęłam, synka już nie było. Został przewieziony do innego szpitala, a ja nie mogłam przestać płakać. Na sali widziałam inne mamy, które tuliły i karmiły swoje noworodki. Ból i ogromna tęsknota przeplatały się ze strachem, że nigdy nie zobaczę i nie utulę mojego maleńkiego synka.
Minęły trzy długie dni, gdy po raz pierwszy wzięłam na ręce mojego małego chłopczyka. Te kilka minut, kiedy mogłam go potrzymać były jednocześnie najszczęśliwszą i bardzo bolesną chwilą w moim życiu. Pierwsze tygodnie życia Wiktorka pozbawione były czułości i pieszczot, a synek był oddalony ode mnie ponad 100 kilometrów. Mogliśmy dotykać go jedynie przez rękawiczki, a całowanie jego główki i maleńkich rączek, było niemożliwe z powodu maseczki. Covidowe przepisy nie pozwoliły na stały pobyt czy codzienne odwiedzanie. Odwiedziny były możliwe raz na 7-10 dni. W tym czasie przeszedł bardzo trudną operację serduszka i przechorował sepsę. Stan był krytyczny. Wycierpiał tak wiele, bez stałej obecności i bliskości rodziców. Jest bardzo dzielny, a jego wola życia dodaje mi siły, by walczyć o jego przyszłość. W najbliższym czasie konieczna będzie bardzo poważna operacja, która da mu szansę na dobre życie.
Po pięciu miesiącach mogłam go zabrać do domu. Wiktorek wymaga nieustannej kontroli stanu zdrowia, sprawdzania saturacji i obserwacji. Oprócz wrodzonych wad serca, Wiktor urodził się bez śledziony z malrotacją jelit. Żyjemy w ciągłym czuwaniu i stresie, obawiając się o najmniejszy niepokojący objaw. Miesiące spędzone w szpitalu nie dały mu szansy na prawidłowy rozwój – jego ciałko jest słabsze, ma zaburzony odruch ssania i przełykania. Jest karmiony za pomocą sondy, co powoduje bardzo dużo stresu. Często się krztusi, ulewa, sonda potrafi się wysunąć. Pomimo tylu przeciwności, nadgania swoich rówieśników w rozwoju.
Zdajemy sobie sprawę, że ilość wad serca Wiktora nie rozwiąże jedna operacja. Ta najbliższa zaplanowana jest na jesień tego roku w Munster, w Niemczech. Kolejne są tylko kwestią czasu.
Zespół kardiochirurgów pod kierownictwem prof. Edwarda Malca zdecydował podjąć się wielogodzinnej, skomplikowanej operacji ratującej życie Wiktorka. W przeciwieństwie do obostrzeń w Polsce prawo niemieckie pozwala na stały pobyt matki z dzieckiem w szpitalu. Nie mogłabym ponownie oddać w obce ręce swojego dziecka i pozostawić go samego, bez bliskiej mu mamy. Długi czas zajęło, by dotyk przestał kojarzyć się Wikusiowi z bólem, kłuciem igieł czy intubacją. Za wszelką cenę będę chronić synka przed kolejnym cierpieniem.
Zdrowie Wiktorka zostało wycenione na grube tysiące. Mamy bardzo mało czasu i mnóstwo pieniędzy do uzbierania – brzmi jak szaleństwo! Dlatego błagam każdego o wsparcie poprzez wpłaty. Jego serduszko bardzo chce bić! Teraz, po tych wszystkich miesiącach walki, strachu i nerwów nie możemy tak po prostu się poddać!
Bardzo proszę o pomoc! Bez niej stracimy wszelką nadzieję na uratowanie naszego synka!
Ewelina i Krzysztof, rodzice Wiktorka
_________
Tu możesz poznać lepiej dzielnego Wiktorka -> KLIK