Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Julia Kaszkowiak
Julia Kaszkowiak , 19 lat

Pomóż zanim nieznana choroba odbierze Julce wszystko. Pomocy!

Nie znamy naszego przeciwnika, nie wiemy z czym walczymy. To, co niszczy zdrowie Julki rośnie w siłę, a my błądzimy po omacku... Nie możemy dłużej czekać, musimy działać!  Historia choroby Julki wydaje się być niekończącą się opowieścią. Jedno jest pewne, dolegliwości i poszukiwanie jednoznacznej diagnozy zdominowały nasze życie. Wszystko skupione jest na poszukiwaniach. Koronawirus wstrzymał nasze działania, zatrzymał możliwość odwiedzania specjalistów, sprawił, że leczenie stanęło w miejscu. To, co dzieje się obecnie na świecie, powoduje, że nasza sytuacja bardzo się komplikuje. Rehabilitacja została odwołana, podobnie jak zaplanowane wizyty u specjalistów. Każdego dnia całą rodziną powtarzamy sobie, że wszystko będzie dobrze, ale kiedy dzień się kończy w mojej głowie pojawia się myśl “co dalej?!” Badania wykonane w ostatnich miesiącach nie dały jednoznacznej odpowiedzi, z jakim przeciwnikiem mamy do czynienia. Wciąż nie wiemy, jaki rodzaj leczenia będzie dla Julki najskuteczniejszy. We współpracy z najlepszymi specjalistami szukamy odpowiedzi i prowadzimy nierówny wyścig z czasem. W cieniu walki i poszukiwań nastąpiły niewielkie postępy w rehabilitacji. Julka stała się sprawniejsza, co ułatwia nam funkcjonowanie. To jednak kropla w morzu potrzeb, bo jeśli zajęcia pod okiem specjalistów nie będą kontynuowane, wszystkie postępy znikną, być może już bezpowrotnie.  Moja córka jest niezwykle silna, dzielnie znosi badania, pobyty w szpital, rehabilitację. A jednak wiem, jakie to dla niej wyzwanie, stres. Bo powinna mieć teraz zupełnie inne sprawy na głowie, kwestie, którymi zaprzątają sobie głowę nastolatki, a nie szpitalne korytarze, rozmowy ograniczające się do przekazania najważniejszych informacji, samotność w szpitalnej sali.  Siła Julki daje nam moc do dalszej walki. Brak dotychczasowych rezultatów w poszukiwaniu diagnozy nie może powstrzymać nas przed tym, by dowiedzieć się, co się dzieje z córką. Kolejne badania i kosztorys na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Mogłabym załamać ręce, ale muszę zrobić coś co będzie w stanie pomóc Julce. Muszę prosić o pomoc! Dajcie nam szansę znaleźć powód pogarszającego się stanu zdrowia. To dla Julki jedyna szansa na prawidłowe, skuteczne leczenie. Na to, że jej życie nie będzie już zawsze wyglądało tak, jak dziś.  Niebawem minie rok, od kiedy choroba zaatakowała. Od tego momentu nic nie jest takie samo… Marzymy o normalności, o możliwości leczenia. Najpierw jednak musimy poznać przeciwnika. Proszę, pomóż nam odkryć, co chce odebrać Julce siły...

32 356,00 zł ( 81,39% )
Brakuje: 7 396,00 zł
Kubuś Żelechowski
Kubuś Żelechowski , 6 lat

Powiedziano mi, że mózg mojego synka umiera... Dla Kubusia jednak jest szansa!

Dowiedziałam się, że mózg mojego synka będzie stopniowo umierał, gdy tuliłam go w ramionach niedługo po jego narodzinach. To był szok, jakby ktoś mi wyrwał serce… Patrzyłam na Kubusia i nie mogłam uwierzyć, jak straszna przyszłość go czeka, choć nikt nie umiał powiedzieć, co będzie dalej. Wszyscy jednak wiedzieli, że będzie coraz gorzej… Dzięki wsparciu setek osób o wielkich sercach po latach rozpaczy pojawiła się nadzieja - wyjechaliśmy z synkiem do Bangkoku na przeszczep komórek macierzystych. To była szansa, na którą czekaliśmy. Już widać pierwsze efekty terapii - poprawił się wzrok, zmniejszyło napięcie, Kubuś jest bardziej komunikatywny. Radość trudna do opisania! Właśnie dlatego tak bardzo pragnę, by mój synek mógł ponownie wrócić do Bangkoku na kolejne podania, które pozwolą mu osiągnąć jeszcze więcej! Jednak znowu pojawia się bariera finansowa, dlatego z całego serca proszę - poznaj historię Kubusia i jeśli tylko możesz - pomoż.  Rozmiękanie istoty białej mózgu i niedokrwienie mózgu — diagnoza, która usłyszałam po urodzeniu Kubusia, wywróciła świat do góry nogami. Przecież miałam go w ramionach, wyglądał tak pięknie, zdrowo! Jednak nie oszukam rzeczywistości. Ciężkie niedotlenienie i choroba, która jest tego skutkiem, już na zawsze będzie z nami... W pierwszych chwilach życia lekarze postawili Kubusiowi straszną diagnozę. Kiedy patrzyłam na mojego malutkiego synka, nic nie wskazywało, że coś jest nie tak... Słowa lekarzy nie były jednak pomyłką, choć bardzo się o to modliłam. Wiedziałam, że nie mogę się załamać, że muszę walczyć o moje dziecko. Nic innego mi nie pozostało… Kubuś skończył dwa latka. Widać, że różni się od innych dzieci, że choroba postępuje. W 8 miesiącu życia pojawiła się epilepsja, a ostateczna diagnoza lekarzy brzmi: Mózgowe Porażenie Dziecięce — zespół dyskinetyczny. Walczymy intensywną rehabilitacją, która dotąd była jedynym sposobem. Teraz pojawiła się kolejna, którą tak bardzo chcemy wykorzystać! Żaden lekarz nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą konsekwencje tej strasznej diagnozy. Od początku walczę o to, by Kubuś miał szansę na samodzielność w przyszłości. Długa, intensywna i systematyczna rehabilitacja jest niezbędna. Głównie prywatna, bo ta refundowana to zdecydowanie za mało…  Gdy wydawało się, że nie ma ratunku, na nasze drodze pojawiła się nowa nadzieja — terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku! Dzięki Wam się udało, pojechaliśmy tam pierwszy raz, a Kubuś zrobił ogromne postępy! Celem mojego życia jest to, by synek był szczęśliwy i jak najbardziej sprawny. To jednak kosztuje fortunę… Pewne jest jedno — musimy robić wszystko, by stale pobudzać jego mózg do pracy. Tutaj zbawienne okazały się komórki macierzyste, które są w stanie odbudować struktury mózgu, zatrzymać chorobę lub nawet cofnąć niektóre jej skutki, o czym już się przekonaliśmy! Terapia w Bangkoku różni się od tej w Polsce — podawane tam komórki nie są zamrożone, są natomiast aplikowane w o wiele większych dawkach i mniejszych odstępach czasowych. Do tego intensywna rehabilitacja, która utrwala efekty. Dzieciństwo Kubusia różni się od tego, które mają zdrowe dzieci. Ciężkie, często bolesne ćwiczenia, czasem łzy i ciągła niepewność przyszłości… Mimo tych wszystkich kłopotów Kubuś jest uśmiechniętym, pogodnym i ślicznym dzieckiem. Gdy ktoś na niego zerknie przez chwilę, nawet nie zauważy, że jest tak bardzo źle. Może los okaże się dla nas łaskawy i Kubuś w przyszłości choć troszkę samodzielny… Gdy na początku zrozpaczona pytałam lekarki, co mam teraz zrobić, odpowiedziała: wszystko, co jest możliwe. Dlatego staram się, jak mogę, by Kubuś wykorzystał wszystkie dostępne możliwości, by zatrzymać chorobę. Sama jednak wiele nie zdziałam, bo wszystko kosztuje. Dziś proszę Cię o pomoc dla mojego synka, wierząc, że w przyszłości sam będzie umiał za wszystko podziękować.  Sandra, mama Kubusia ________________➡️ Licytując, możesz pomóc Kubusiowi: Licytacje dla Kubusia Żelusia

86 913,00 zł ( 46,96% )
Brakuje: 98 137,00 zł
Ewa Janeczek
Ewa Janeczek , 50 lat

Mój ból jest większy niż twój... Pomóż!

Choroba odebrała mi możliwość normalnego życia, zdrowego życia, które daje tak wiele szczęścia i spełnienia. Mam 47 lat, a od 15 choruję na słoniowaciznę. Pewnego razu zaczęły nagle mi puchnąć nogi. Lekarze nie wiedzieli, co mi dolega i dopiero pani doktor, która leczy mnie do dzisiaj, rozpoznała właściwą chorobę. Tak naprawdę nie musiałabym za dużo mówić, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Jednak nie wygląd jest moim największym zmartwieniem, a ogromna rana, która od 16 miesięcy nie chce się zagoić. Ból… Odmieniam to słowo przez wszystkie przypadki i jestem już na skraju wyczerpania. Połykam garściami tabletki przeciwbólowe, bo tylko one pozwalają mi przetrwać. Trudno to nawet komuś opisać. To tak jakby nieustannie polewać tę nogę wrzątkiem, gorącą wodą. Rana nie chce się zagoić, a próbowałam już wszystkiego. Nic nie pomaga. Mogę tylko zmieniać co 3 dni opatrunki, co wiąże się też z bardzo dużymi wydatkami. Moje życie stało się koszmarem. Gdyby nie pomoc brata i syna, pewnie już by mnie na tym świecie nie było. Otwarcie tej zbiórki to ostatnia deska ratunku. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. Miesięczny koszt opatrunków to około 3 tysięcy złotych. Z powodu mojego zdrowia nie mogę pracować, otrzymuję jedynie niewielkiej wysokości zasiłek stały. Tak się dłużej nie da… Wcale nie chcę Wam pokazywać moich nóg i tej okropnej rany. Wiem, że taki widok nie jest niczym przyjemnym. Wiem to doskonale, bo muszę się z nim mierzyć codziennie. Czasami wracam pamięcią do tych chwil, kiedy wyglądałam normalnie. Kiedy mijając na ulicy, pewnie nie zwróciłbyś na mnie większej uwagi. A dzisiaj… Dzisiaj proszę o wsparcie. Tak będzie mi choć odrobinę lepiej...

44 000 zł
Filip Oleksiak
Filip Oleksiak , 12 lat

Każda pomoc to krok milowy w stronę samodzielności

Przerost migdałka upośledzającego drożność trąbek słuchowych doprowadził u Filipka do obustronnego niedosłuchu. Informacja o tym, że dziecko choruje, jest dla rodzica zawsze trudna do przyjęcia i trudna do zrozumienia. Pojawia się wiele pytań, na które nikt nam nie umie odpowiedzieć. Zabiegi, które przeszedł Filip, sprawiły, że niedosłuch został zniwelowany, lecz synek cały czas ponosi skutki takie, jak brak mowy, czy problemy w komunikacji. Niestety, to nie jedyny problem, z jakim zmaga się Filip. Dodatkowo występują zaburzenia ze spektrum autyzmu, nadpobudliwość ruchowa, zaburzenia przetwarzania sensorycznego i zaburzenia motoryczne. Filip skończył w lutym 8 lat, a ja wiem, że wszystko, co najtrudniejsze w życiu, dopiero przed nim. Dorastanie, kontakty z rówieśnikami, konieczność osiągnięcia jak w największy stopniu samodzielności. Jak sobie z tym wszystkim poradzić, kiedy nie rozumiesz otaczającego cię świata, a świat nie zawsze rozumie ciebie...Patrzę na moje dziecko i podziwiam to, jakim mimo wszystko jest radosnym chłopcem, który każdy dzień wita uśmiechem. Chciałabym mu już i tak trudne życie, tylko ułatwiać, ale by zaspokoić jego potrzeby związane z rehabilitacją, brakuje mi pieniędzy. Z uwagi na całościowe zaburzenia rozwoju wymagane jest kompleksowe oddziaływanie terapeutyczne dostosowane do jego indywidualnych potrzeb. Niezbędne jest uczęszczanie na specjalistyczne zajęcia terapeutyczne: fizjoterapia z elementami Integracji sensorycznej (SI), terapia logopedyczna i psychopedagogiczna, zajęcia umożliwiające ćwiczenie kompetencji społecznych, komunikacyjnych oraz ćwiczących umiejętności współpracy, zajęcia stymulujące rozwój dziecka w sferze emocjonalnej i poznawczej, zajęcia stymulujące rozwijanie sprawności manualnej i grafomotoryki, psychoedukacja. Wszystko to wiąże się z wydatkami ponad moje siły, dlatego proszę o wsparcie. Każda złotówka jest dla nas na wagę złota... Anna - mama

11 187,00 zł ( 15,49% )
Brakuje: 61 015,00 zł
Nataniel Słomski
Nataniel Słomski , 22 lata

❗️Nowotwór powrócił, ogromna cena za życie. Pomóż Natanielowi!

Kiedy w marcu zeszłego roku kończyliśmy leczenie onkologiczne i Nataniel mógł wrócić do kolegów, wydawało nam się, że najgorsze już za nami. Niestety, podczas kontroli w styczniu br. okazało się, że w płucu jest wznowa. Śmiertelnie niebezpieczny wróg powrócił i trzeba z nim podjąć kolejną walkę. Żeby syn mógł ją wygrać, konieczne jest nierefundowane leczenie... Już raz, w zeszłym roku, prosiliśmy Was o wsparcie, dzięki czemu udało się kupić pierwszą dawkę leku. Teraz musimy Was prosić ponownie, bo takich dawek Nataniel będzie potrzebował dwanaście... Oto jego historia: Żółty domestos, czerwony domestos - tak mówimy na chemię, w zależności od tego jaki kolor ma podawana wlewka. Cel jest jeden, pozbyć się raka. Pozbyć się choroby, która od czerwca 2018 r. niszczy życie syna. Nataniel powinien we wrześniu rozpocząć naukę w Technikum Energetycznym, a sen z powiek miały spędzać jedynie niezapowiedziane kartkówki. Rzeczywistość okazała się dużo brutalniejsza. Rozpoczyna się bólami nóg. Myśleliśmy, że to z powodu treningów taekwondo. Kiedy jednak spuchła mu noga na wysokości uda, lekarze przeprowadzają badanie USG. Wynik nie pozostawia zbyt wielu wątpliwości. Prawdopodobnie mięsak - trzeba zrobić dodatkowe badania. Niestety, wkrótce diagnoza się potwierdza. Mięsak osteosarcoma z obustronnymi przerzutami do płuc. Wysyłają nas do Warszawy i po kilku dniach startujemy z chemią. Takich wakacji nikt się nie spodziewał… We wrześniu wycinają synowi paskudztwo z nogi, wraz z 30 cm fragmentem kości. Trzeba wstawić endoprotezę. Z głowy wypadają włosy - klasyczny obrazek z oddziału onkologii. Taka jest cena za walkę. Za codzienne bliskie spotkania ze śmiercią, która na ten oddział zagląda wyjątkowo często. Wszyscy się wspierają, wszyscy grają do jednej i tej samej bramki. Czasami jednak przychodzi dzień, że trzeba się pożegnać. Oddać hołd towarzyszowi broni. Patrzeć przez chwilę na puste łóżko, które lada moment znowu zostanie zajęte. W grudniu 2018 r. Nataniel przechodzi zabieg torakotomii - usunięcia komórek nowotworowych z lewego płuca. To samo czeka go z drugim płucem. Później kolejne dawki chemioterapii i wreszcie w marcu 2019 r. upragniony koniec leczenia. Wyniki są dobre, humor również. Teraz można spróbować wrócić do normalnego życia, przeplatanego jedynie obowiązkowymi kontrolami PET. Niestety, jedna z takich kontroli w styczniu 2020 r. przynosi złe wieści. Wznowa - słowo, które boją się wszyscy, którzy mieli jakąkolwiek nieprzyjemność z nowotworem. Znowu szpitalny oddział, kolejne litry domestosu do żył, które pozwalają zmniejszyć rozmiar zmiany nowotworowej i 16 marca syn przechodzi torakotomię, czyli wycięcie nowotworu z płuca. To jednak nie koniec. Trzeba kontynuować chemię w połączeniu z kosmicznie drogim lekiem, który kosztuje bagatela 16 tys. zł za miesiąc. Pierwsze podanie możemy opłacić z zeszłorocznej zbiórki. Na kolejne nie mamy już jednak funduszy. Dlatego prosimy o pomoc! Mało kto planuje zostać superbohaterem. Tak samo jest w przypadku dzieciaków z onkologii. Najdzielniejsi ludzie pod słońcem walczący o swoje życie. Wymaga się od nich nadludzkiej siły, ale czasami to nie wystarcza. Czasami potrzebne są ogromne, niewyobrażalne wręcz pieniądze podarowane od obcych, dorosłych osób. Takich ja Ty… Ja, matka, prosto z oddziału onkologii, proszę Cię o wsparcie i ratunek dla mojego ciężko chorego syna. Nie pozwól, żeby jego walka toczyła się nadaremno... Magda - mama Nataniela

172 083,00 zł ( 84,24% )
Brakuje: 32 173,00 zł
Piotr Jaśkowiak
Piotr Jaśkowiak , 56 lat

Pomóż Piotrowi wygrać nierówną walkę z rakiem!

52 lata, to z pewnością nie czas, by myśleć o odchodzeniu. Szczególnie, kiedy masz dla kogo żyć. Niestety pierwsze problemy zdrowotne pojawiły się u taty już kilka lat temu, kiedy lekarz zdiagnozował naczyniaka wątroby. Uspokajał jednak zarówno tatę, jak i nas, że to nic złego, a my ufaliśmy jego słowom. Kolejne lata nie przynosiły jednak poprawy, a silne bóle brzucha stawały się powoli nie do wytrzymania. To wtedy wraz z kolejnymi wizytami u specjalistów okazało się, że to nowotwór dróg żółciowych, bardzo trudny do wyleczenia... To, co czuliśmy, słysząc, że państwowe szpitale i placówki nie zajmują się tym przypadkiem, trudno opisać. To tak, jakby poddać się bez walki, wywiesić białą flagę i grzecznie czekać na nieuniknione. A przecież każdy ma tylko jedno życie. Pierwsze i ostatnie. Jedynie wyspecjalizowane ośrodki, które leczą terapią celowaną, dają największe szanse przeżycia. Od kilku miesięcy tata jest pod opieką takiego ośrodka i przyjmuje chemię. Z każdym litrem tej chemii sączy się do naszych serc nadzieja, że jeszcze może być pięknie. Że choroba, choć brutalna i niebezpieczna, stanie się przeszkodą do pokonania, a po latach zostanie jedynie jako bolesne wspomnienie.  Musimy walczyć o tatę! Nie tylko dlatego, że on walczyłby o nas, przede wszystkim dlatego, że bardzo go kochamy i nie damy mu tak szybko odejść! Każdy na naszym miejscu postąpiłby tak samo. Nie mamy jednak środków, które wystarczą, by opłacić leczenie. Dlatego opowiadamy Wam naszą historię i prosimy o pomoc. Tę nierówną walkę można wygrać! Wierzymy, że to się uda dzięki Waszemu wsparciu... Rodzina Piotra

32 207,00 zł ( 55,04% )
Brakuje: 26 304,00 zł
Daniel Wywiał
Daniel Wywiał , 38 lat

Wypadek zniszczył życie Daniela i jego rodziny. Musimy im pomóc!

Życie Daniela i jego rodziny przekreślił okrutny wypadek. Nikt się tego nie spodziewał. Nikt nie był na to przygotowany. Codziennie słyszymy i czytamy informacje o wypadkach, ale dopiero, kiedy taka tragedia przychodzi na kogoś bliskiego, otwierają się oczy na zupełnie inny świat, gdzie dominuje strach, niepewność i obawa o życie. Daniel wykonując prace budowlane, spadł z wysokości. Mimo szybkiego przetransportowania do szpitala początkowo jego szanse na przeżycie były nikłe... Lekarze zdiagnozowali uszkodzenie rdzenia kręgowego, złamanie wszystkich żeber lewostronnych, złamanie kręgosłupa w dwóch miejscach, odmę płucną, pęknięcie mostka oraz liczne mikropęknięcia kości, uszkodzeniu również uległ odcinek szyjny. Po wielu próbach wybudzenia Daniela ze śpiączki w końcu się udało, ale już nic nie wygląda tak, jak jeszcze przed wypadkiem. Nie ma czucia ani napięcia w nogach, porażeniu uległy ręce... Potrzebuje pomocy drugiej osoby przy każdej wykonywanej czynności. Cały czas na Daniela czeka rodzina, która wierzy, że ich przyszłość, choć trudna, może być dobra. Rehabilitacja i sprzęt medyczny może ułatwić codzienność, ale bez pieniędzy nie ma na to szans... Wszystkie plany i marzenia, które do tej pory mieli, pękły niczym bańka mydlana... Daniel wraz z małżonką oraz dzieckiem w listopadzie przeprowadzili się z Małopolski do województwa świętokrzyskiego pragnąc rozpocząć nowe życie i prowadząc gospodarstwo rolne. Niestety wypadek Daniela, niemal zaprzepaścił ich plany oraz sprawił, iż sytuacja materialna i życiowa uległa znaczącemu pogorszeniu. Dlatego prosimy o pomoc i wsparcie. Wierzymy, że dzięki dobrym ludziom, uda się Danielowi wrócić do zdrowia.

15 505 zł
Kamil Kotlarek
Kamil Kotlarek , 26 lat

Przyszłość, choć trudna, może być piękna! Pomóż Kamilowi!

5 kwietnia 2019 roku Kamil miał wypadek na motocyklu. Nikt wtedy jeszcze nie słyszał o koronawirusie, zamykaniu szkół, sklepów. Ludzie żyli normalnie, zwyczajnie, ale dla tego młodego chłopaka właśnie wszystko się rozpadło. W jednej chwili to krótkie przecież życie miało się gwałtownie skończyć. Los zechciał dać mu jednak drugą szansę, ale już na zupełnie innych warunkach.  Od tego dnia minął już rok, a nam cały czas tak trudno pogodzić się z tym co się stało... 5 kwietnia 2019 roku Kamil miał wypadek na motocyklu. Stracił nad nim kontrolę i z dużą prędkością uderzył w drzewo. Słowa lekarzy nie dawały nam nadziei na to, że Kamil będzie żyć. Liczne i bardzo poważne złamania kości czaszki z towarzyszącymi im krwiakami mózgu, obrzęk płuc i niedowład kończyn nasilony po lewej stronie ciała. Przez pierwsze tygodnie Kamil był w śpiączce, ale na szczęście wygrał walkę o życie. Teraz przed nim długa i bardzo wymagająca droga powrotu do zdrowia i sprawności. Można to zrobić tylko w jeden sposób-pracując intensywnie z rehabilitantami. Kamil żył na wysokich obrotach i pewnie każdy wie, że z wysokiej góry spada się bardzo szybko. Gorzej, kiedy trzeba, będąc mocno poobijanym, ponownie się na nią wspiąć. Rehabilitacja kosztuje, ale nie tylko ona. Kamil potrzebuje leków, środków higienicznych, wsparcia wielu specjalistów, w tym m.in. psychologa. Prosimy, pomóż nam zawalczyć o jego piękną, choć trudną przyszłość! On ma jeszcze mnóstwo życia przed sobą. Musimy zrobić wszystko, żeby było jak najpiękniejsze. Z Twoim wsparciem i pomocą - będzie to możliwe!

4 925,00 zł ( 15,37% )
Brakuje: 27 117,00 zł
Dawid Czerniak
5 dni do końca
Dawid Czerniak , 27 lat

Śmierć synka i choroba drugiego... Błagam, nie pozwól mi stracić kolejnego dziecka❗️

Patryk miałby dziś 26 lat... Miałby tyle, gdyby tylko żył. Zmarł w 2002 roku. Niestety, nie doczekał swoich ósmych urodzin, nigdy nie dorósł... Zabrała mi go śmierć. Przeżyłam najgorszą tragedię, jaka może spotkać matkę. Śmierć dziecka... 19 lat temu medycyna nie potrafiła mi odpowiedzieć na pytanie, na co zachorował mój synek. Dziś już wiem, bo choroba zaatakowała moje drugie dziecko. Rozpaczliwie proszę o pomoc dla Dawida! Nie mogę stracić drugiego dziecka... Wydawało się, że wyczerpałam limit dramatów, jakie mogą przypaść w udziale jednemu człowiekowi. Nie ma dnia, żebym nie myślała o Patryku - o tym, jak by wyglądał, co by robił, kim był, gdyby tylko żył... Dawid miał trzy latka, gdy stracił brata. To, że go miałam, dawało mi siłę, żeby się budzić, wstać z łóżka, przeżyć następny dzień. Mijał czas i wydawało się, że z Dawidem nic się nie dzieje, że jest zdrowy. Wyrósł na wrażliwego na cudzą krzywdę, pomocnego i bardzo pracowitego chłopca. Interesował się wędkarstwem, motoryzacją, muzyką, majsterkowaniem. Byłam z niego dumna. Choroba zaatakowała brutalnie i nagle. Dawid miał wtedy 15 lat i 4 miesiące... Dawid zasłabł, zabrało go pogotowie. To był upalny czas i na początku wydawało się, że to udar słoneczny. Jednak wywiad rodzinny i wiadomość o śmierci Patryka skłoniły lekarzy, żeby przyjrzeć się jego przypadkowi... Po odszukaniu starej dokumentacji medycznej zaczęto diagnozować Dawida pod kątem padaczki lekoopornej. Okazało się, że to, co wzięto za udar, było w rzeczywistości napadem choroby... W nasze życie na stałe wpisał się szpital, wizyty u neurologów, kolejne badania EEG. Skierowano nas do poragni genetycznej, gdzie polecono przebadać syna... Czekaliśmy długo na wynik, który w końcu przyniósł odpowiedź, straszną diagnozę... Dawid cierpi na zespół MERF - chorobę, spowodowaną mutacją genu 8344A7G, której jednym z objawów jest właśnie postępująca padaczka miokloniczna, tj. z ruchami mimowolnymi. To bardzo rzadka choroba, w Europie choruje na nią 1 na 400 000 osób... Byliśmy w szoku. Prawdopodobnie chory był też Patryk, a choroba doprowadziła do jego śmierci. Nasza walka jest trudna... Leki, mające zmniejszyć częstotliwość napadów, spowodowały u syna zaburzenia widzenia. Trzy lata temu choroba zaatakowała wyjątkowo mocno... Dawid miał takie drgawki, że lekarze zdecydowali o wprowadzeniu go w stan śpiączki farmakologicznej... Trafił na OIOM, był pod respiratorem. Powtórka z najgorszych chwil w życiu... Tak bałam się, że stracę również jego. Wszystko przez jeden przeklęty gen... Tamta walka zostawiła na synku ogromne piętno... Dawid nie mógł oddychać, odzwyczajenie organizmu od respiratora trwało bardzo długo. Miał kłopoty z poruszaniem, mową... Dziś jest lepiej dzięki rehabilitacji - wróciła mowa, walczymy o to, by syn znów chodził normalnie. Niestety na tą chorobę nie ma lekarstwa, można jedynie niwelować ilość napadów. Być może, gdyby udało się szybciej ustalić przyczynę, Patryk nadal by żył... Niestety tak się nie stało, medycyna nie zdązyła mu pomóc. Wierzę, że z Dawidem będzie inaczej. Teraz walczę o niego i nie poddam się. Chcę, aby syn otrzymał serię podań komórek macierzystych, które mogą poprawić jego stan. Mają zniwelować licznę napadów, dać oręż do walki z chorobą. Niestety, są bardzo kosztowne... Nie stać mnie na leczenie i ratunek dla własnego dziecka! Nie pozostało mi nic innego jak prosić  Straciłam jednego syna, o drugiego będę walczyć do utraty tchu, a jeśli będzie trzeba sama oddam życie, żeby tylko go uratować... Magdalena, mama Dawida ➡️ Dawidowi możesz pomóc też przez LICYTACJE - klik!

22 261,00 zł ( 10,3% )
Brakuje: 193 699,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki