Lokalizacja

  • Cała Polska
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Amelka Augustyńczyk
Amelka Augustyńczyk , 4 latka

Nasza córeczka nie mówi. Pomóżmy jej porozumieć się ze światem!

Nasza córeczka urodziła się w 35. tygodniu ciąży. Nie mogliśmy zabrać jej do domu, przytulić. Maleństwo ponad miesiąc spędziło w szpitalu. Dziś Amelka jest już z nami, jednak każdy dzień naszej rodziny to walka, aby przyszłość córeczki była jak najlepsza. Życie Amelki to nieustanna walka o sprawność. Córeczka mierzy się z licznymi diagnozami: padaczką, hipoplazją ciała modzelowatego oraz obniżonym napięciem mięśniowym. Już w 6. tygodniu życia nasze maleństwo rozpoczęło rehabilitację. To dzięki ciężkiej pracy i ćwiczeniom Amelka siada, zaczyna czworakować. Marzymy o tym, że pewnego dnia zobaczymy jej pierwszy krok… Obszarem, który w naszej codzienności generuje wiele problemów, jest komunikacja. Amelka nie mówi. Nieustannie obserwujemy córkę, aby móc odgadywać jej potrzeby. Największą podpowiedzią jest dla nas wzrok córki. Gdy za nim podążamy, możemy domyślać się, czego chce w danej chwili. Kiedy Amelka patrzy na butelkę, jest to dla nas znak, że chce pić. Tablet z programem do komunikacji byłby dla nas ogromnym ułatwieniem. Niestety, zakup takiego urządzenia jest obecnie poza naszym zasięgiem, ponieważ większość środków przeznaczamy na konieczną dla rozwoju Amelki opiekę. Na co dzień nasza córka uczęszcza do specjalistycznego, prywatnego przedszkola. Regularnie chodzi do logopedy, osteopaty, na terapię metodą bobath oraz jest pod stałą opieką: neurologa, okulisty, chirurga, genetyka, ortopedy. Dokładamy wszelkich starań, aby Amelka mogła też jeździć na turnusy rehabilitacyjne. Opieka nad naszą córeczką to ogromne wyzwanie. Każdego dnia robimy wszystko, by w przyszłości Amelka miała możliwie jak najlepsze szanse. Wasze wsparcie i pomoc są dla nas nieocenione.  Rodzice Licytacje dla Amelki

6 544,00 zł ( 66,53% )
Brakuje: 3 292,00 zł
Ewa Zawierucha
Pilne!
Ewa Zawierucha , 64 lata

Ewa kontra guz mózgu❗️Wesprzyj walkę o życie❗️

Pod koniec lutego moja mama trafiła do szpitala z powodu osłabionej lewej strony ciała. Okazało się, że jest to spowodowane guzem mózgu. Nie spodziewaliśmy się takiej wiadomości… Mamę zoperowano, ale niestety wynik badania histopatologicznego potwierdził, że jest to glejak wielopostaciowy o 4 stopniu złośliwości.  Następnie mama odbyła 6 tygodniowe leczenie w instytucie onkologii w Gliwicach. Była poddana radioterapii i chemioterapii. Tego typu glejak, jest bardzo trudny do wyleczenia, a do wznowy dochodzi bardzo szybko, dlatego chcemy skorzystać z terapii Nanotherm w Lublinie.  Terapia ta jest innowacyjną metodą leczenia, mającą zastosowanie w złośliwych guzach glejowych mózgu, właśnie takich jak glejakach wielopostaciowych. Polega ona na wprowadzeniu podczas operacji roztworu zawierającego nanocząsteczki tlenku żelaza. Po operacji pacjent poddawany jest serii 6 zabiegów za pomocą urządzenia, które wykorzystuje zmienne pole magnetyczne. Zastosowanie innowacyjnej terapii Nanotherm powoduje niszczenie lub trwałe uszkodzenie przetrwałach po zabiegu operacyjnym komórek nowotworowych. Ponadto poddane innowacyjnej terapii Nanotherm komórki nowotworowe stają się bardziej wrażliwe na stosowaną równolegle radioterapię lub chemioterapię.  Niestety, terapia ta nie jest w Polsce refundowana, a jej koszt przekracza 230 tysięcy złotych. Są to środki, których nasza rodzina nie jest w tym momencie w stanie zdobyć samodzielnie. A chodzi tu o życie najważniejszej osoby w naszym życiu – mamy… Dlatego w imieniu naszych wszystkich najbliższych błagam Was o pomoc. Mama ma wolę walki, chce wygrać z chorobą… Chce żyć! Ta szansa nie może zostać jej odebrana. I choć los bywa nieprzewidywalny, my cały czas wierzymy w szczęśliwe zakończenie.  Anna, córka

70 243,00 zł ( 30,01% )
Brakuje: 163 800,00 zł
Klaudia Maruszewska
12 dni do końca
Klaudia Maruszewska , 16 lat

Walka z czasem trwa… NIE MOŻNA przerwać rehabilitacji!

Kochani, powracam do Was po ponad dwóch latach intensywnej pracy i ogromu łez. Moja Klaudia cały czas kontynuuje ciężką i wymagającą rehabilitację – to prawdziwa bohaterka! Pragnę podziękować za to, co robiliście dla córki! Dla tych, którzy wspierają ją od samego początku i dla tych, którzy może pierwszy raz tutaj trafili, chcę przypomnieć troszkę faktów z naszego życia. Nasza historia:  Klaudia urodziła się z niezwykle rzadkim zespołem Wolfa-Hirschhorna. Choroba ta, to ogrom wad i nieprawidłowości w rozwoju zarówno fizycznym, jak i psychicznym dziecka.  W wieku 9. miesięcy córcia przeszła operację na otwartym serduszku. Wówczas nie wiedziałam, czy moje dziecko powróci w moje ramiona i ponownie będę mogła ją utulić. Udało się! Płakałam nad jej łóżeczkiem ze szczęścia.  Korekta stóp końsko-szpotawych, gipsowanie, ortezy, a następnie specjalistyczne wkładki i obuwie: to była długa droga do pierwszych kroków Klaudynki. Radość jednak nie trwała zbyt długo… Kolejnym nagłym ciosem była padaczka, która uderzyła nagle, bez uprzedzenia. Seria napadów odebrała nam zbyt wiele, ale walczyłyśmy dalej. Leki na szczęście pomagają, a terapia logopedyczna, terapia ręki i psychologiczna przynoszą efekty. Choroba jednak nigdy nie odpuszczała. Klaudia przeszła również operację oczu z powodu dużego zeza rozbieżnego. U mojego skarba zdiagnozowano także pogłębiającą się skoliozę i kifozę. Wykryto również zagrożenie podwichnięcia lewego stawu biodrowego, a na bliższej kości strzałkowej i piszczelowej prawej wykryto zmianę w postaci nowotworu niezłośliwego (dysplazję włóknistą). Okres dojrzewania okazał się być bezlitosny, a mój świat kolejny raz runął w gruzach! Klaudia bez systematycznej rehabilitacji nie ma szans na sprawność! Rehabilitacja, noszenie gorsetu, odpowiednie wkładki specjalistyczne, to coś, co tworzy całość. Jest w tym wszystkim nadzieja i dzięki cudownym ludziom, którzy pracują z Klaudią i jej samej, ta nadzieja we mnie nie umarła.  Córka ma już skończone 15 lat, a według genetyka miała nie dożyć 2. roku życia. A jednak! Każdego dnia pokazuje, jak bardzo chce żyć i ile drzemie w niej siły!  Nie możemy teraz przerwać rehabilitacji, bo byłby to wyrok dla Klaudii. Nie możemy się poddać, gdy na końcu tej ciężkiej pracy widać sukces. Brak rehabilitacji wiąże się z inwazyjną operacją, która zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko… Bez Waszej pomocy sama nie dam rady opłacić wszystkich zajęć, a moja córka nie osiągnie kolejnych sukcesów. Proszę o pomoc, proszę o nadzieję… Mama

19 190,00 zł ( 27,53% )
Brakuje: 50 513,00 zł
Magdalena Szczepankiewicz-Król
Pilne!
Magdalena Szczepankiewicz-Król , 26 lat

PILNIE potrzebny lek, by ratować młodą mamę❗️Magda chce żyć, by wychować Rysia - POMOCY!

BARDZO PILNE! Mam na imię Magdalena, mam 27 lat i serce wypełnione ogromną miłością do mojego półrocznego synka Rysia. Moja droga do macierzyństwa była pełna trudności i starań, które w końcu zaowocowały narodzinami upragnionego dziecka. Życie jest niestety przewrotne... Kilka miesięcy po narodzinach Rysia dowiedziałam się, że jestem poważnie chora. W całym moim ciele powstają guzy, które w każdej chwili mogą się zezłośliwić! Ból, z którym się mierzę, jest nie do wytrzymania...  Jedyną szansą, by powstrzymać chorobą, jest koszmarnie drogi lek. Umieram ze strachu... Chcę żyć dla mojego synka. Proszę, pomóż mi! Razem z mężem marzyliśmy o tym, aby zostać rodzicami. Przeszliśmy przez piekło walki z niepłodnością. Chciałam tylko jednego - zostać mamą. Staraliśmy się o dziecko kilka lat... Niestety bezskutecznie. Po nieudanych staraniach podjęliśmy się próby zapłodnienia pozaustrojowego in vitro. Niestety zakończyła się fiaskiem. Potem druga i trzecia... Morze wylanych łez, ogromny ból. Czwarta próba in vitro miała być ostatnią... Wtedy wydarzył się cud, zaszłam w ciążę. Byłam taka szczęśliwa... 11 września 2023 roku przyszedł na świat Rysio. Synek urodził się przedwcześnie, w 34 tygodniu ciąży. Ważył zaledwie 1600 gramów. Kiedy pierwszy raz trzymałam go w ramionach, czułam szczęście nie do opisania... Wtedy jednak poznałam też, co to znaczy prawdziwy strach... Synek wymagał specjalistycznej opieki. Musiał spędzić kilka tygodni na szpitalnym oddziale intensywnej terapii i patologii noworodka. Potem czekała go rehabilitacja... Kiedy zażegnaliśmy problemy związane z wcześniactwem, odetchnęliśmy z ulgą. Wydawało się, że teraz będzie już tylko dobrze. Niestety tak się nie stało. Po narodzinach synka mocno podupadłam na zdrowiu. Pojawiły się u mnie silne bóle brzucha, zawroty głowy i utrata wagi... Myślałam, że to liczne terapie hormonalne oraz ciężki poród drogą cesarskiego cięcia i komplikacje po nim odcisnęły piętno na moim zdrowiu. Kiedy zrobiłam badania krwi, ich wyniki wykazały, że prawdopodobnie rozwija się u mnie nowotwór! To był ogromny szok... Przecież jestem młoda, mam 27 lat, dopiero zostałam mamą, a tu taka choroba? Na polecenie lekarzy wykonałam badanie rezonansu magnetycznego ciała. Wynik był druzgocący. Po pierwsze - okazało się, że cierpię na endometriozę, w mięśniu macicy rozwija się u mnie endometrium, co powoduje silne dolegliwości bólowe oraz wiąże się z usunięciem macicy w przyszłości... Jednak nie to było najgorsze. Wykryto u mnie liczne guzy o charakterze neurofibromatozy typu 1, zlokalizowane w brzuchu, wzdłuż naczyń biodrowych, elementów splotu krzyżowego i nie tylko... Okazało się, że cierpię na chorobę genetyczną, która wiąże się z powstawaniem guzów, a co za tym również z ogromnym ryzykiem pojawienia się nowotworów złośliwych...  Kiedy poznałam diagnozę, płakałam bez końca. Każda ze zmian, które mam w ciele, może w każdej chwili zezłośliwić się i przekształcić się w raka! Lekarzy niepokoi już jeden guz, czekam na wyniki biopsji. Choroba atakuje cały mój organizm, guzy powodują ogromny ból... Wstaję i zasypiam z bólem, ciężko mi się poruszać, a przecież muszę zajmować się malutkim synkiem, który potrzebuje mamy! Czeka mnie też rezonans głowy i klatki piersiowej, bo mam zawroty głowy, lekarza chcą zobaczyć, czy tam też nie doszło do ataku choroby... Niestety neurofibromatoza może powodować m.in. powstawanie glejaków - nowotworów mózgu.  Guzy wymagają natychmiastowego leczenia! Niestety choroba rozwija się bardzo szybko, dlatego konieczne jest bardzo pilne działanie! Do niedawna ta choroba była nieuleczalna... Teraz jest szansa, jest nią lek, który powstrzyma powstawanie guzów i postęp choroby! Może spowodować również cofnięcie się zmian... Niestety lek jest jedyną dostępną metodą walki, a w Polsce nie jest on refundowany! Koszt jednego opakowania leku, który wystarcza na miesiąc, wynosi około 18 tysięcy euro! Aby leczenie przyniosło skuteczny rezultat, musi trwać co najmniej przez 2 lata. Pierwszą dawkę leku powinnam przyjąć jak najszybciej! Jednak koszt jest ogromny, a ja nie mam możliwości sfinansowania go sama... Latami walczyliśmy o to, by zostać rodzicami, na to poszły nasze oszczędności. Nie miałam pojęcia, że za chwilę to mi przyjdzie walczyć o życie. Proszę z całych sił o pomoc w zbiórce na lek, który umożliwi mi pokonanie choroby. Chcę żyć jak najdłużej dla mojego synka, chcę brać udział w jego wychowaniu i cieszyć się nim. Błagam, wesprzyjcie mnie w walce z chorobą, dajcie mi szansę na dalsze dni pełne radości, miłości i macierzyństwa. Każda złotówka, każdy gest dobroci, to kropla nadziei dla mnie i mojej rodziny. Dziękuję z całego serca za Waszą pomoc i wsparcie.

240 150,00 zł ( 22,57% )
Brakuje: 823 680,00 zł
Anna Żynis
7 dni do końca
Anna Żynis , 50 lat

Udar odebrał Ani wszystko... Każda pomoc jest na wagę złota❗️

Ania w wieku 49 lat doznała rozległego niedokrwiennego udaru mózgu. Tragiczny w skutkach incydent pozostawił ją z aż w 90% uszkodzoną lewą półkulą mózgu! Aktualnie Ania boryka się z poważnymi konsekwencjami tego schorzenia. Prawa strona jej ciała jest sparaliżowana, a głęboka afazja sprawia, że nie jest w stanie mówić ani pisać. Nie może funkcjonować samodzielnie i potrzebuje stałej opieki osób trzecich, aby zaspokoić podstawowe potrzeby dnia codziennego. Każdy dzień wymaga intensywnej rehabilitacji oraz terapii neurologopedycznej. Każdy dzień to walka o poprawę jakości jej życia i przywrócenie choćby niewielkiej niezależności. Jednak niestety, tego typu leczenie jest kosztowne, a zasoby finansowe wyczerpują się bardzo szybko. Dlatego też zwracamy się z gorącą prośbą o wsparcie. Każda, nawet najmniejsza kwota, będzie ogromnym wkładem w proces rehabilitacji Anny. Wasza hojność pozwoli kontynuować terapie, zakupić niezbędny sprzęt rehabilitacyjny i ułatwić funkcjonowanie. Wierzymy, że wspólnymi siłami możemy sprawić, że życie Anny stanie się łatwiejsze i pełniejsze. Bliscy

7 741 zł
Oliwier Bajur
Oliwier Bajur , 15 lat

Oliwier marzy, aby żyć jak inni... Potrzebna pomoc❗️

Ten dzień zostanie w mojej pamięci na zawsze. Dzień, kiedy poznałam mojego 1,5 rocznego synka. Był śmiech, łzy wzruszenia, wielka radość... To była jedna chwila, w której poczułam, że to moje dziecko. W tym dniu urodziłam go sercem. Stan zdrowia mojego dziecka niestety się pogarsza, a ja w dalszym ciągu szukam przyczyny. Błądzę w niewiedzy, rozmawiam z rodzicami chorych dzieci, słucham lekarzy, ale nie przynosi to rezultatów. Zespół Coffina-Lowry’ego jest bardzo rzadki i jeszcze dużo rzeczy jest w nim nieodkryte. Tak bardzo nie chciałabym słyszeć o pogorszeniu… Staram się każdego dnia robić wszystko, żeby syn był szczęśliwy i nie odczuwał swojej inności. Ostatnio nasiliły się bezdechy senne. Czuwałam i z lękiem spoglądałam, czy moje dziecko jeszcze oddycha. Wybudzałam się z przerażeniem, że następnym razem mogę już nie zdążyć. Zamierałam na kilka sekund, kiedy Oli przestawał oddychać, dusił się, nie mógł złapać powietrza… Saturacja spadała do 69%. Oliwier musi być podłączony do respiratora CPAP w czasie drzemek popołudniowych jak i w nocy. Dzięki temu będzie miał możliwość spokojnie oddychać podczas snu bez narażenia życia. Nie chcę myśleć, co by było gdyby… Pewnego dnia Oli miał tak mocne bóle brzucha, że spędziliśmy w szpitalu 14 dni. Z krwi wyszła borelioza, więc zostały przypisane antybiotyki, ale nadal nie wyjaśniono przyczyny bólu brzuszka. Zostaliśmy wypisani do domu, a parametry nie spadły do odpowiedniego poziomu. 1,5 tygodnia po wyjściu ze szpitala na wizycie prywatnej u gastrologa została postawiona diagnoza – refluks. Kiedy po prawie dwóch tygodniach pobytu w szpitalu podjęto decyzję o przeprowadzeniu gastroskopii, trzeba było ją bardzo szybko zakończyć z uwagi na zagrożenie życia Oliwierka. Walka o życie i zdrowie własnego dziecka jest przerażająca jak nic innego. Pojawiła się też kolejna odsłona choroby – katapleksja. Wtedy występuje całkowita utrata napięcia mięśniowego i Oliwier bezwładnie upada. Jesteśmy w trakcie szukania leku, który będzie odpowiedni. Na razie synek musi cały czas chodzić z kimś pod rękę, bo nigdy nie wiadomo, kiedy atak nastąpi. Pogłębiła się też o kilka stopni kifoza. Oliwierkowi jest wciąż potrzebna ciągła i intensywna rehabilitacja ruchowa i umysłowa, aby chociaż utrzymać to, co przez lata wypracowaliśmy a jeśli Bóg da, nawet poprawić stan zdrowia. Nie wiem, co mam robić. Oliwier potrzebuje rehabilitacji, specjalnej suplementacji leków, a moje środki topnieją z dnia na dzień. Nie mamy marzeń na przyszłość. Już dawno o nich zapomnieliśmy – żyjemy, cieszymy się chwilą, bardzo dużo czasu spędzamy na rehabilitacjach i konsultacjach... Chcielibyśmy żyć normalnie. Tak jak każdy zdrowy człowiek Nie żałuję żadnej chwili, żadnej podjętej decyzji w moim życiu... Nic bym w nim nie zmieniła. Po prostu z całego serca pragnę, aby moje dziecko było szczęśliwe. Oddałabym za to wszystko, dlatego staram się każdego dnia być kilka kroków przed chorobą. Dziękuję za wsparcie, jakiego nam udzielacie i proszę o pochylenie się nad nami kolejny raz.  Bez Was zginiemy w tym świecie – Oliwier się cofnie w swoim rozwoju, a mi pęknie serce… Mama ➡️ Facebook

1 640,00 zł ( 1,54% )
Brakuje: 104 743,00 zł
Mariusz Seliga
Mariusz Seliga , 45 lat

Mariusz walczy o powrót do żony i dzieci! Pomocy!

Bardzo proszę o pomoc dla Mariusza, mojego męża i ojca naszych dzieci: 10-letniego Adasia i 8-letniej Agatki. Marzymy tylko o tym, żeby do nas wrócił! Pomocy! 6 listopada 2023 Mariusz jak co dzień wracał z pracy pociągiem do domu. Nagle stracił przytomność. Natychmiast został przewieziony do szpitala w Skierniewicach, gdzie stwierdzono rozległy wylew krwi do mózgu. Wkrótce przetransportowano go do lepiej wyposażonego i przygotowanego na takie przypadki szpitala w Łodzi, gdzie przebywał na OIOM do 1 grudnia. Stwierdzono jednak, że nie ma żadnych szans i odesłano z powrotem. Byłam załamana... Jednak Mariusz walczył. Walczył dla nas – dla Adasia, Agatki i dla mnie. 8 grudnia po raz pierwszy od ponad miesiąca poruszył palcem! Szpital jednak nalegał, abyśmy znaleźli mu inne miejsce leczenia i opieki, bo oni nie mogli już zaoferować mężowi potrzebnej pomocy. 19 grudnia Mariusz został przewieziony do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Obornikach Śląskich, oddalonego od naszego domu o ponad 300 km. Aby Mariusz miał jakąkolwiek szansę odzyskać zdrowie, potrzebne jest kilka godzin dodatkowo płatnej rehabilitacji każdego dnia. Pragnę przy nim być, spędzać z nim jak najwięcej czasu, uczyć się od profesjonalistów, jak mu pomagać, ale koszty logistyczne (dojazd, wynajem noclegu w okolicy) są ogromne. Dlatego, aby zapewnić powrót Mariusza do domu, potrzebne są pieniądze wielokrotnie przekraczające nasze możliwości. Każdy, kto zna Mariusza, wie, ile energii, radości i dobra wnosi swoją osobą do każdego środowiska, w którym się znajduje. To społecznik nigdy nieodmawiający innym pomocy, człowiek wielkiej wiary, wielkiego serca i ducha. Moim zadaniem jako żony jest pomóc mu, jak tylko mogę, aby jak najszybciej do nas wrócił. Adaś i Agatka każdego dnia czekają na swojego ukochanego tatę… Dlatego bardzo proszę już dziś o Twoją pomoc! Nawet najmniejsza ofiarowana Mariuszowi kwota przybliża nas do tego celu. Będziemy wdzięczni za każdą przekazaną wpłatę. Kasia z Agatką i Adasiem

43 450 zł
Marysia Derek
Marysia Derek , 3 latka

Choroba NISZCZY naszą córeczkę... Odebrała Marysi wszystko❗️Błagamy o ratunek❗️

Prawda jest okrutna, prawda boli. Marysia cierpi na Zespół Retta, straszną chorobę, która odbiera dziewczynkom wszystkie umiejętności. Zamyka je we własnym ciele, sprawia, że stają się żywymi lalkami. Na horyzoncie pojawia się jednak nadzieja na ratunek dla Marysi! Rozpoczynamy zbieranie środków na terapię genową. Przed nami długa droga, bo leczenie może kosztować nawet kilkanaście milionów złotych! Prosimy o pomoc! Codziennie toczymy walkę z chorobą. Póki co możemy przeciwstawiać się jedynie rehabilitacją. Niestety jesteśmy jak Syzyf, wtaczający swój kamień na górę… Gdy wydaje się, że Marysi udało się osiągnąć sukces, zdobyć jakąś umiejętność, choroba okrutnie ją odbiera. I zaczynamy od nowa. Znów codziennie ćwicząc, jeżdżąc na kosztowne turnusy rehabilitacyjne…  Nasza biedna Marysia nie potrafi chodzić, mówić, ciało nie słucha jej poleceń. Nie słuchają jej ręce, nogi, nie słucha buzia. Nie sięgnie po ulubioną zabawkę, czy jedzenie. A w czerwcu skończy 4 latka… Czasami myślimy, co byłoby gdyby nie choroba, która odebrała jej radość życia. Jaka byłaby nasza dziewczynka, co lubiłaby robić? Z takich rozmyślań wyrywa nas straszna rzeczywistość. Ta rzeczywistość to nocne wybudzanie z okropnym krzykiem. To okrutne ataki epilepsji. To karmienie przez PEGa i częste wizyty w szpitalu. To infekcje, które przychodzą znienacka i zabierają wszystkie wypracowane postępy…  Jednak Marysia cały czas walczy, walczy o odrobinę radości w jej małym życiu. Pomimo jej okropnej choroby każdego dnia budzi nas pięknym uśmiechem, patrząc w oczy, tak jakby chciała do nas powiedzieć – “mamo, tato nie martwcie się, poradzimy sobie, mamy siebie”. Jesteśmy szczęśliwą rodziną, która robi wszystko, żeby pomóc Marysi. Niesamowitym wsparciem są nasze trzy cudowne córki, pomagają przy opiece nad swoją młodszą siostrą. Gdy jesteśmy w szpitalu, co chwilę dzwonią, kiedy do nich wrócimy. Ale my jako rodzice, nie chcemy ich obciążać, są nastolatkami, przed nimi mnóstwo wyzwań związanymi z wchodzeniem w dorosłość.  Kiedy dwa lata temu dowiedzieliśmy się o chorobie naszej córeczki, ciężko było nam to przyjąć. Czuliśmy smutek, ból, rozczarowanie i zadawaliśmy sobie pytanie: Dlaczego nasza córeczka, dlaczego los sprawił, że to ona musi być chora? Jednak dziś po prostu walczymy i staramy się myśleć o przyszłości! Trwają zaawansowane badania nad terapią genową, która będzie mogła zatrzymać okrutną chorobę! Rozpoczynamy zbieranie pieniędzy na jej opłacenie. Koszt leczenia będzie wynosił kilkanaście milionów złotych! Będziemy Was informować, gdy dowiemy się czegoś więcej. Póki co wiemy jedno – leczenie będzie dostępne prędzej, czy później, a my musimy być gotowi na jego opłacenie. Już teraz nasze wydatki są ogromne. Musimy kupić Marysi nowe ortezy, wózek… Córeczka potrzebuje też sprzętów, takich jak pionizator. Wyjazdy na turnusy również wiążą się z dużymi wydatkami. A nie możemy przestać walczyć, bo choć choroba zabiera wypracowane postępy, to bez rehabilitacji byłoby jeszcze gorzej! Nasza córeczka to taki nasz kochany milczący aniołek, bo tak nazywa się dziewczynki z Zespołem Retta. Kochani, prosimy Was o wsparcie. Ona nas wszystkich potrzebuje. Każda nawet najmniejsza kwota daje Marysi szansę na lepsze życie. Za każde otwarte serce dla naszej córeczki – z góry DZIĘKUJEMY! Rodzice

1 647 zł
Zuzanna Pyszka
14 dni do końca
Zuzanna Pyszka , 26 lat

Zuzia ciężko zachorowała. Z przerażenia wyskoczyła przez szpitalne okno❗️POMOCY!

“Jakim cudem nikt nie zauważył, że wyskoczyła przez okno?! Chciała tylko wrócić do domu… Zuzia była na szpitalnym oddziale wzmożonego nadzoru, w monitorowanej sali. Sama nie powinna wyjść nawet do łazienki! Jeszcze niedawno pełna zdrowia i sił 25-latka, ukochana mama dwójki małych chłopców, od lat zakochana w ich tacie, cudowna córka. Nagle zaczęła się dziwnie zachowywać. Nie wiedzieliśmy, że to początek ogromnego dramatu i błędów wielu osób, popełnianych po drodze. Nikt nie przyznaje się do winy, a z Zuzi został cień… Mówili nam, że umrze, ale nie uwierzyliśmy. Dziś walczymy, by do nas wróciła i bardzo prosimy o pomoc! Poznaj naszą dramatyczną historię, w którą trudno uwierzyć. Która nie miała prawa się wydarzyć. Jednak dzieje się naprawdę…” – mówią bliscy Zuzi. Do maja tego roku nie było nawet najmniejszego znaku tragedii, która miała nadejść… Niespodziewanie Zuzia, młoda mama Aleksandra i Ignacego, zaczęła się dziwnie zachowywać. Zawieszała się, nie odpowiadała na pytania. Zaczęła bardzo boleć ją głowa. Trafiła do szpitala z podejrzeniem zapalenia opon mózgowych. Jej lekarka prowadząca – młoda rezydentka – od razu zaczęła podejrzewać autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Choroba w świadomości medycznej istnieje dopiero od 2007 roku. “Na Zuzi nieszczęście ordynatorka oddziału była innego zdania. Zamiast wdrożyć odpowiednie leczenie, przenieśli Zuzkę do innego szpitala, na oddział zakaźny. Tam jej stan zaczął się pogarszać… Mówiła, że słyszy głosy. Panicznie się bała. A my o nią… Jeszcze przed północą dzwoniłam na oddział, gdzie pielęgniarka zapewniła mnie: “Proszę się o nic nie martwić, mamy Zuzę cały czas pod opieką. Wszystko będzie dobrze”. Kilka godzin później moja córka leżała w kałuży krwi na chodniku pod szpitalem.” – mówi mama Zuzanny, Katarzyna Pyszka. “Zadzwonili, że Zuza wypadła z okna. Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Jak wypadła?! Miała być przecież cały czas pod opieką… Do szpitala wchodziła na własnych nogach, a nagle mówią nam, że może nie dożyć jutra! I że najpewniej nie dożyje. Zuza uderzyła głową o beton. Uszkodzenie mózgu i uraz kręgosłupa. Po wyprowadzeniu ze śpiączki farmakologicznej nie odzyskała świadomości.” – dodaje Damian, partner Zuzi.  “Lekarz zapytał nas, jaki mamy plan na córkę, bo z niej już nic nie będzie. Mówili nam, że nastąpiła śmierć mózgu. Przenieśli Zuzkę na oddział paliatywny. Była tam 2 miesiące! Wywalczyliśmy przeniesienie na oddział neurologiczny, gdzie jest do dziś. Gdy miała nie przeżyć, ona zaczęła otwierać oczy! Poznała nas, reaguje, gdy pokazujemy jej filmiki synków: 3-letniego Aleksandra i 1,5-rocznego Ignasia. Jest w stanie minimalnej świadomości, a my walczymy, by do nas wróciła. Musi tak być, innej możliwości nie ma!” – łamiącym się głosem mówi mama Zuzi.  “Nie wyobrażam sobie, żeby nasze dzieci wychowywały się bez mamy… Zuzia jest najlepszą mamą na świecie dla Olusia i Ignasia. Młodszy jeszcze nie wie, co się dzieje – tęskni po swojemu, na pewno brakuje mu mamy. Starszy codziennie pyta, kiedy wróci. Jest bardzo ciężko…” – dodaje smutno Damian. Dopiero po czasie potwierdzono diagnozę, która wywołała dziwny stan i omamy u Zuzy – to właśnie autoimmunologiczne zapalenie mózgu. Zuzanna dostaje wlewy z immunoglobulin i sterydy. Po tragicznym wypadku potrzebuje dodatkowo intensywnej i niestety kosztownej rehabilitacji.  "Walczymy ze szpitalem, aby Zuza leżała w osobnej, izolowanej sali, ponieważ jej organizm jest bardzo osłabiony i cały czas łapie kolejne infekcje. Opieka pielęgniarek musiałaby być zapewniona całą dobę, a to są ogromne koszty, na które nas nie stać... Całą sprawę bada prokuratura, ale to nie przywróci Zuzi zdrowia..." – kwituje Katarzyna. Zuzia ma cudowną rodzinę, która walczy o nią, jak stado lwów. Nie jest im łatwo… W sprawie wypadku toczy się postępowanie. Rodzina ma żal do szpitala, który nie ma sobie nic do zarzucenia. Tymczasem sami, na własną rękę i własnymi środkami muszą organizować rehabilitację, która jest koszmarnie droga. Dlatego powstała ta zbiórka – by pomóc Zuzi wrócić do rodziny i pokonać chorobę, na którą nie zasłużyła. Pomóż jej w tym! Reportaż w Interwencji:   

143 676,00 zł ( 36,3% )
Brakuje: 252 068,00 zł

Obserwuj ważne zbiórki